[new] solangelo: Powtórz to, a sam odetnę ci te łapsko.

1.3K 66 33
                                    

PROSIŁABYM O ZWRÓCENIE WASZEJ UWAGI NA NOTKĘ POD SPODEM, BO W NIEJ SĄ ZAWARTE DOŚĆ WAŻNE INFORMACJĘ. DZIĘKUJĘ I ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA!


WILL'S POV:

- Will... - usłyszałem swoje imię, ale głos był niewyraźny, jakby jego właściciel znajdował się daleko ode mnie. Musiałem się skupić i natężyć swój słuch, bo miałem dziwne przeczucie, że się po prostu przesłyszałem. Dźwięk był taki cichy, więc mógł to być wiatr. - Will... Will... Will?

Jednak nie straciłem zmysłów, ale zacząłem się niepokoić, bo owszem z każdym powtórzeniem imię stawało się wyraźniejsze i zaczynałem rozpoznawać głos, ale niepokoiłem się jego tonem, był on błagalny, wręcz zrozpaczony. Odwróciłem się, a wtedy poczułem jakby ktoś zrzucił mi na plecy ciężar, który przygniótł mnie do ziemi. Nie mogłem nic zrobić, nawet kiwnąć palcem, stałem tam jak słup i wpatrywałem się w te czarne tęczówki, jak zahipnotyzowany.

Stał parę metrów ode mnie, ale mogłem dostrzec błąkający uśmiech na jego bladej twarzy. Zmierzyłem go wzrokiem z góry na dół, aby znowu powrócić do jego twarzy. Ubrany był w czarną koszulkę, która ewidentnie była dla niego za duża, ale każdy jego podkoszulek po prostu na nim wisiał. W sumie pod nią mogłaby się zmieścić jeszcze jedna osoba. Spodnie były takiego samego koloru co koszulka, a na stopach miał trampki. Też czarne. Zerknąłem na jego oczy, które były przerażające, a jednocześnie pociągające. Jego źrenice zlewały się z ciemną tęczówką. Patrząc mu się w oczy miałem wrażenie, że mnie pochłaniają w swoją ciemna i bezdenną otchłań, jak czarna dziura. Przełknąłem ślinę na widok jego delikatnego uśmiechu, ale nie był to z tych niewinnych uśmieszków, które zazwyczaj mi rzucał będąc w pobliżu, był on zadziorny.

Nie wiem ile tak staliśmy, ale ja nie mogłem się ruszyć. Chciałem coś powiedzieć, zagadać, ale nic nie wyszło z moich ust. Jego wzrok przyszpilił mnie do podłogi Domku Apolla. Byłem sam, ponieważ musiałem odespać poprzedni dzień, który spędziłem w obozowym szpitalu. Owszem, pomagały mi inne dzieci Apollina, ale to jednak ja miałem najwięcej na głowie. Nie mogłem też dopuścić do wycieńczenia pozostałych, więc z każdą godziną odprawiałem kolejnych herosów kończąc na tym, że zostałem sam. Dlatego też postanowili, że dadzą mi się wyspać. Cóż spędzenie całego dnia w łóżku jest bardzo przyjemnym zajęciem. Szczególnie, gdy jest się wyspanym i wypoczętym.

Z myśli wyciągnęło mnie skrzypienie podłogi. Skupiłem całą uwagę na chłopaku, który bardzo wolno zaczął się do mnie zbliżać. Bacznie obserwowałem jego usta, które z każdym krokiem, poszerzały swój uśmiech. Na ten widok moje serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm. Gdy wreszcie stanął naprzeciwko mnie, a między naszymi klatkami piersiowymi było paręnaście centymetrów przerwy, moje ciało przeżywało swój mini stan krytyczny. Modliłem się, aby nie zemdleć lub co gorsza nie dostać zawału, a miałem wrażenie, że byłem wtedy tego bliski. To byłoby żenujące.

Spojrzałem na niego z góry. Chłopak był niższy o głowę, ale lubiłem to w nim. Zawsze wyobrażałem sobie, że gdy się przytulamy kładę swój podbródek na jego głowie i wtedy czulibyśmy się bezpiecznie.

- Will... -jęknął. Miałem wrażenie, że moje bębenki eksplodowały na ten dźwięk. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po moim ciele.

Nie odezwałem się, pomimo że bardzo chciałem to zrobić. Chłopak szybko stanął na palcach i wbił się w moje usta. Byłem zaskoczony, ale po dłuższej chwili oddałem pocałunek. Położyłem dłonie na jego policzkach, były okropnie chłodne. Na ten gest chłopak złapał mnie w biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie. Między nami nie było żadnej luki. Staliśmy tam, zachłannie się całując, ponieważ żaden z nas nie wiedział, kiedy będziemy znowu sami.

You are my sunshine, Nico.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz