VII

217 10 1
                                    

Stali tak patrząc na siebie i nie dowierzali. Wiedźmin, ze wzajemnością, nie przepadał za czarodziejką. Byli już jednak pod wpływem takiej dawki alkoholu, że zdecydowali się nie łamać tradycji.

- Muszę więc poprosić. - Dłoń Lamberta znalazła się przed Yennefer.

Kobieta ujęła ją i skinęła głową. Mężczyzna złapał czarodziejkę i przyciągnął do siebie. Zapach bzu i agrestu docierał do każdego zmysłu wiedźmina. Dzięki trunkom, nawet z podwójną siłą.
Muzyka zaczęła grać, a goście zebrali się, by patrzeć z ciekawością na przeznaczoną sobie do tańca podczas tego wieczoru dwójkę. Jedni uśmiechali się znacząco, a inni kiwali głowami z dezaprobatą. Geralt przypatrywał się jak dłoń jego przyjaciela przywiera do pleców Yennefer, zahaczając lekko o jej czarne loki. Nie potrafił opisać tego co właściwie czuje, ale starał się myśleć o Triss. Wiedział przecież, że wśród zebranych tu jest pełno czarodziejek, a te mają niezwykły dar do czytania w myślach. Nie chciał wywoływać skandalu na swoim własnym weselu. Spojrzał na wyraźnie zadowoloną z obrotu sprawy niebieskooką pannę młodą.

- Może Yennefer zapomni o tobie szybciej niż myślałam. - Mrugnęła do niego znacząco.

- Zatańczmy z nimi Triss. - Biały Wilk, nie czekając na odpowiedź, wziął żonę na ręce i przeniósł na parkiet, tuż obok tańczących przyjaciół. Kobieta roześmiała się.

Yennefer zauważyła to i odwróciła lekko głowę.

- Ciągle nie mogę zrozumieć co ty tu jeszcze robisz. - Uśmiechnął się młodszy wiedźmin patrząc w kierunku pary młodej. Wymienili się wraz z Geraltem skinieniem głowy, szerokim uśmiechem i mrugnięciem oka.

- O co ci chodzi Lambert? - Czarodziejka spojrzała na niego.

- Geralt kocha Triss i...

- I ty również nie jesteś szczęśliwy. - Zakręciło jej się lekko w głowie, więc oparła ją o tors mężczyzny.

Dzięki Jaskrowi, muzycy grali wolniejsze utwory. Dzięki niemu, bo stał pod sceną i jęczał, że pora na jego kawałki, przez co dwóch grajków kłócących się z nim, musiało odłożyć swoje instrumenty i pokazać przybyszowi, gdzie jego miejsce.

- Co? - Lambert był zmieszany.

- Widziałam jak na nią patrzysz. - Uśmiechnęła się smutno. - Aż jej zazdroszczę. - Powiedziała z przekąsem.

- Za dużo wypiłaś głupiutka czarodziejko.

- Za dużo. - Przyznała. - Ale wzrok mam dobry. I Lambert?

- Hm?

- Nie nazywaj mnie nigdy głupią.

Mężczyzna uniósł podbródek kobiety. Przyjrzał się jej smutnym fiołkowym oczom. Widział w nich fiołkową pustkę. Wiedział z kim ma doczynienia. Yennefer będzie chciała tą pustkę czymś wypełnić. Czymkolwiek.

- Teraz będziesz się na mnie wyżywać, bo to nie ty jesteś na miejscu Triss?

- Mogłabym Lambert.

- Znajdź sobie ciekawsze zajęcie. Mam nadzieję, że szybko skończy się ten bal, bo nie wytrzymam z tobą za długo. Dziwię się Geraltowi, że dawał sobie z twoją osobą radę przez tyle czasu.

Yennefer mimowolnie spojrzała w kierunku drugiej pary na parkiecie. Triss uśmiechała się do siebie. Miała zamknięte oczy. Geralt składał drobne pocałunki na czubku głowy partnerki. Czarnowłosa poczuła jak ogień zazdrości i cierpienia zżera ją od środka. Szukała wzrokiem swojej przyjaciółki, która jak się okazało, pochłonięta była rozmową z jednym z grajków. Drugi stał trochę dalej i trzymał Jaskra za koszulę. Chyba mu groził. Yennefer wróciła wzrokiem do Rity. Trzymała się dzielnie na nogach i tłumaczyła coś mężczyźnie, rumieniąc się przy tym nieznacznie. Wysoki blondyn uśmiechał się do niej. "Ona też nie spędzi tej nocy samotnie." Pomyślała czarnowłosa i kiedy reszta gości dołączyła do par, kobieta zbliżyła się do twarzy Lamberta.

- Możesz się już uśmiechnąć. Wychodzę. - Szepnęła mu do ucha i puściła jego dłonie. Schodząc z parkietu nawet na niego nie spojrzała.

Kierowała się w stronę zamku. Wiedziała, że po jakimś czasie ktoś z pewnością zauważy jej zniknięcie. W końcu z wieloma zgromadzonymi miała na pieńku. Jej osoba, a raczej jej cierpienie, było dla nich jedną z atrakcji. Przechodząc obok stolika z winem, dyskretnie zabrała pierwsze stojące pod ręką tak, by nikt nie zauważył. Udało jej się przemknąć do wnętrza zamku. Przy schodach zerknęła na butelkę, którą ciągle trzymała w dłoni.

- Est Est... Niech będzie.

Pokierowała się do swojej sypialni. Wchodząc do jej wnętrza nawet nie zamknęła za sobą drzwi. Od razu podeszła do stolika, przy którym stały puste kielichy. Otworzyła butelkę i nalała czerwonego płynu do jednego z nich. Przechyliła szkło i jednym duszkiem wypiła zawartość. Była zrozpaczona. Czuła jak powoli traci już nie tylko Geralta. Traciła kontrolę nad sobą samą. To nie był dobry znak. Starając się zagłuszyć kolejne negatywne emocje w głowie, znów wlała zawartość butelki do kielicha.

- Sama będziesz piła? - Usłyszała głos za plecami.

Odwróciła się natychmiast. Zrobiła to jednak zbyt szybko i tracąc równowagę, złapała się szafki obok. Spojrzała na gościa w sypialni.

- Na cholerę tu przyszedłeś Lambert?

- Mnie się nie zostawia na parkiecie samego.

- Ah tak?

- Tak.

Wiedźmin zbliżał się powoli do czarodziejki. Biła od niego pewność siebie.

- Czego chcesz?

- Na sam początek... wina?

Yennefer uśmiechnęła się wściekła.

- Wynoś się stąd Lambert. Jesteś tak...

- Wspaniały? Niesamowity? Zdaję sobie z tego sprawę. - Podszedł do niej jeszcze bliżej. Stojąc tuż obok powoli zabrał z jej rąk lampkę wina. Upił z niej łyk.

- Widzisz Yennefer... Może i miałaś trochę racji.

- Ja zawsze ją mam Lambert.

- Nawet nie zapytasz o czym mówię?

- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz.

-  Racja... Czarodziejka. I po co ten alkohol? - Uśmiechnął się do siebie. Jego rozbawienie zniknęło po chwili. - No tak... Żeby zagłuszyć wszystkie emocje.

Wiedźmin upił kolejny łyk. Czarodziejka wiedziała, że nie odzyska już poprzedniego kielicha, więc wzięła nowy i wypełniła go po brzegi Est Est.

- Nie wiem co wy w niej widzicie...

- Geralt kochał ciebie Yennefer. Ale ty zniknęłaś. Przepadłaś jak kamień w wodę. Szukał cię. Hah... Pewnie głupi szukałby nadal, gdyby nie Triss. Zgodziła się pomóc znaleźć ukochaną osoby, którą... ech kurwa! Którą kochała nad życie. Czy ty byś coś takiego dla niego zrobiła? Nie zrobiłabyś. Wypełniasz tylko swoje pustki Yennefer. - Dokończył pić i odłożył kielich na bok. - Tylko swoje.

- Wynoś się.

- Co?

- Nie będę powtarzać. Nie chcę cię tu widzieć Lambert.

Wiedźmin posłuchał jej. Wiedział, że już wystarczająco zdenerwował czarodziejkę. Z sypialnią Yennefer pożegnało go trzaśnięcie drzwiami. Zastanawiał się, jak w tak drobnej kobiecie mieści się tyle złości i siły. „Wypełnia tylko swoje pustki." Pomyślał i ruszył w kierunku swojego pokoju.

pustka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz