Rozdział 4

22 3 1
                                    

Tym razem obudziłam się wczesniej. Leżałam na podłodze a przed oczami miałam walkę. Minęła chwila zamian się zoorierowałam że walka toczy się pomiędzy Adamem a dwoma bezkształtnymi. Jeden z przeciwników miał rozbity nos, chyba nawet złamany, krew ściekała mu do otwartych ust przez co, co chwila splówał przez ramię. Drugi właśnie rzucił się na chłopaka trafił w szczękę. Adam jakby z zdwojoną siła powrócił do walki. Chwycił bezkształtnego za rękę i przerzucił przez siebie, ciało przeciwnika bezwładnie opadło na ziemię. Dziwak z rozbitym nosem właśnie wyskakiwał przez okno którym się wczesniej tu dostali. Adam wziął zemdlałe ciało na barki i także go wyrzucił. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła a on ciężko oddychał, spojrzał na mnie złym spojrzeniem przez co jeszcze bardziej zlęklam się jego nieprzyjemnej twarzy i jeszcze bardziej skuliłam się w rogu. Bez pytania chwycił mnie za łokieć i pociągnął za sobą.
- Co ty sobie myślałaś że od tak możesz chodzić po korytarzach o dowolnej rodzinie?! - dopiero gdy mi o tym powiedział skapnęłam się że była 23:30. Słysząc jego karcący głos bałam się sprzeciwić, jednocześnie byłam wściekła na niego ,za kogo on się uważa że może się na mnie wydzierać jakby był moim ojcem albo co najmniej opiekunem. Nie miałam odwagi mu odpyskować ale już wiedziałem że go nie polubie.

Prowadził, a raczej wlókł mnie tak za sobą przez pół szkoły. Zaślepiona gniewem i żalem do tego samolubnego dryblasa nie zauważyłam że prowadzi mnie do pokoju pielęgniarki. Szybko przeleciałam po nim wzrokiem i nie zauważyłam żadnej rany. Później spojrzałam na siebie. Zobaczyłam że po obojczyku spływa mi kropla krwi. Przestraszona wstrzymałam oddech, obraz mi się rozmył odruchowo chwyciłam pierwsza lepszą rzecz którą miałam pod ręką. Adam szybko podszedł do mnie i położył mi rękę na plecach. Gdy w oczach mi się rozjaśniło zauważyłam że tą rzeczą której się podtrzylamlam była jego ręka. Natychmiast ją odrzuciłam i odsunęłam się od niego
- Poczekaj- powiedział i zaczął majstrować czy drzwiach. Drzwi się otworzyły znów chwycił mnie za łokieć i wepchał do pokoju.
- Usiądź- nakazał chłodno głosem niezniszącym sprzeciwu. Następnie odwrócił się do mnie i zaczął przeszukiwać szafki. Chcąc choć trochę pokazać mu sprzeciw dalej stałam.- nie bój się- powiedział jak się odwrócił w moją stronę. Najwyraźniej moja twarz bardziej wydała mu się przerażona niż oporna. Zmęczona tym wszystkim siadałam.
- Nie boje się - powiedziałam a bardziej wymamrotałam pod nosem.
- No jasne bo codziennie bezkształtni cię atakują- powiedział
Podszedł bliżej chwycił mnie za podbudek i zmusił do uniesienia głowy, ułatwiając dostęp do szyi Dopiero gdy spojrzałam na jego twarz zauważyłam że ma rozciętą wargę i brew. Koszule miał wyciągnięta i pogniecioną na pierwsze trzy guziki wyrwane.Przez chwilę był skupiony na oczyszczaniu mojej rany ale później przeniósł wzrok na twarz i zauważył że wpatruje się w jego rany.
- Nic mi nie będzie- powiedział, o dziwo głos miał już łagodniejszy
- Bardzo boli?- wypaliłam zanim zdążyłam to przemyśleć. Zaprzeczył kręcąc głową i wracając do mojej szyi.
Gdy skończył wyszedł na chwilę karząc mi czekać, wrócił z moją apaszką.
- Mów wszystkim że boli cię gardło i dopóki rana się nie zagoi nie ściągaj jej - powiedział podając mi szalik.

Gdy wróciłam do pokoju Kasia już spała. Ciekawe ile trwała ta cała akcja. Poszłam do łazienki pod apaszką kryła się paskuda rana. Muszę przyznać że pomimo ochydnego wyglądu, była porządnie oczyszczona.
Po cichu wzięłam prysznic i wślizgnelam się pod kordłę

Na nogi postawił mnie ogłuszający pisk Kaśki. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. Jasne promienie słońca zaczęły mnie palić w oczy ale po chwili zobaczyłam powód dlaczego Kasia tak krzyczy. Na oknie był czerwonymi literami napisane ,,jeszcze was dorwiemy"

BezkształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz