Wstałam o 5:30. O 10 mieliśmy samolot a i tak trzeba być na lotnisku o wiele wcześniej z powodu odprawy.
Leniwie przeciągając się, zeszłam z łóżka, przetarłam oczy. Udałam się do pokoju ojczyma, musiałam go obudzić co nie jest taką prostą sprawą gdy dzień wcześniej uczestniczył w libacji alkoholowej. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam go szturchać. Odwrócił się i zmienił pozycje na wznak. Zaczął coś mamrotać, z jego ust wydobył się odór alkoholu. Zrobiło mi się niedobrze i cofnęłam się na bezpieczną odległość. Po kilku nieudolnych próbach- w końcu wstał, oczywiście musiał mi znowu nawrzucać. Kiedyś doprowadzał mnie do płaczu i do autoagresji, teraz przyzwyczaiłam się do tego, nie mam wyjścia. Zrobiłam mu dwie kanapki z szynką i gorącą herbatę z sokiem z cytryny, może szybciej dojdzie do siebie. Wyjęłam z szafy świeże ubranie oraz bieliznę i poszłam pod szybki prysznic.***
Byłam już gotowa, spakowana i pomalowana, czekałam jeszcze na ojczyma, który nerwowo chodził z kąta w kąt wciąż czegoś szukając... zegarek, portfel, bilety. Była już 7 a do lotniska kawałek. Zadzwoniłam po taksówkę i do boya hotelowego by zniósł walizki. Za 5 minut z hakiem byłam już przed hotelem, chwilę później doszedł ojczym, musiał najpierw nas wymeldować.
***
Zajęliśmy już miejsca w samolocie, ojczym zajął miejsce przy oknie a ja zewnątrz, lubiłam mieć większą przestrzeń. Zdjęłam bluzę i usiadłam wygodnie jednocześnie słuchając stewardessy. Ojczym założył opaskę na oczy i podłożył poduszkę pod kark a następne splótł dłonie i oparł na brzuchu. Ja sama włożyłam słuchawki w uszy i zamknęłam oczy.
***
Przebudziłam się hałasem jakim robiły stewardessy roznosząc posiłek. Jedna z nich podeszła do nas i spytała co życzymy sobie do jedzenia. Wybrałam herbatę i drożdżówkę dla ojczyma wzięłam to samo. Nie budziłam go nawet, zrobiłby mi pewnie awanturę na cały samolot. Wzięłam łyk herbaty, niestety znów sparzyłam język... Dlaczego zawsze mi się to zdarza?! Może dlatego, że jestem strasznie niecierpliwa i w gorącej wodze kompana? To z pewnością to. Wyjęłam z torebki książkę i otworzyłam ją na ostatniej stronie i pogrążyłam się w lekturze. To horror Stephena Kinga Doktor Sen. Uwielbiam twórczość Kinga. Ma niesamowity talent. Jego książki za każdym razem wciągają mnie do tego stopnia, że przeczytanie jednej książki zajmuje mi jeden dzień, bez przerwy na jedzenie i picie, pozostaje mi tylko króciutka przerwa na siku. Ogromną miłością darzę również twórczość Lovecrafta i Anne Rice.
Oczy zaczęły mnie już trochę boleć, odłożyłam książkę na małym stoliku wbudowanym w siedzenie osoby siedzącej przede mną. Musiałam rozprostować kości. Wzięłam torebkę z siedzenia i udałam się do toalety. Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na zasuwę od wewnątrz. Odwiesiłam torebkę na niewielki haczyk zamontowany na drzwiach, spojrzałam w lustro i starłam palcem lekko rozmazaną kreskę na dolnej powiece. Wyjęłam z bocznej kieszonki torby pomadkę i nałożyłam ją na usta. Kiedy myłam ręce, usłyszałam stewardesse, która informuje o turbulencjach, które za chwilę mają się wydarzyć. Turbulencję?! O Boże! W pośpiechu otworzyłam drzwi i wybiegłam ze pomieszczenia, ale musiałam się wrócić bo oczywiście zapomniałam torby! Przechodziłam kolejne miejsca, szukając swojego i nagle poczułam, że samolot zaczyna się gwałtownie trząść, myślałam, że upadnę na podłogę lub co gorsze na jakąś osobę. Zaczęłam rozglądać się w panice mając nadzieje, że znajdę moje miejsce, niestety nie byłam w stanie. Trzymałam się łapczywie siedzenia jakiejś kobiety, która miała przerażenie wypisane na twarzy. Usłyszałam, jak stewardessa krzyczy do mnie abym usiadła i zapięła pasy. Poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i pociąga na siedzenie.
-Zapnij pas! -mężczyzna zaczął krzyczeć w moją stronę.
Niestety samolot tak bardzo się trząsł, że nie byłam w stanie trafić w zapięcie. Mężczyzna siedzący obok mnie próbował mi pomóc. Maski tlenowe wypadły co spowodowało, że zaczęłam jeszcze bardziej panikować.