Byłam zaskoczona, kiedy po medycznych oględzinach u Monici i Arturo, Nairobi zaprosiła mnie do stołówki na obiad. Rio jadł z nami. Opowiadał mi namiętnie o tym, jak Profesor znalazł go i poprosił, żeby dołączył do ich grupy, a Nairobi podpuszczała go, komentując zgryźliwie jego monolog.
Kiedy Rio wyszedł, wezwany, by pilnować zakładników w holu, Nairobi spytała:
– Wszystko dobrze?
Zauważyła, jak od dłuższego czasu dłubię widelcem w jedzeniu.
– Tak.
– Nie jesteś głodna?
– Nie mam apetytu.
– Tęsknisz za wolnością, co?
Spojrzałam na nią. Tak, tego pragnęłam, jak niczego innego na ziemi, ale nie to teraz dręczyło moją głowę. Nie chciałam jej mówić, a nawet przyznawać się przed własną sobą, że obecność Berlina coś we mnie wzbudziła. Uczucie, którego jeszcze nigdy tak intensywnie nie czułam. Nieznanego mi, a tym samym tak atrakcyjnego, jak zakazany owoc w rajskim ogrodzie.
Po godzinach, kiedy emocje opadły, zdałam sobie sprawę, że dziękowałam mu za to, że przerwał to w takiej chwili. Bo w tym właśnie był problem. On był pokusą, która doprowadzała mnie do złego i wiedziałam, że nie istnieje żaden możliwy sposób na to, aby cokolwiek z tego wyszło dobrego.
Nie zamierzałam ukochanego odwiedzać w więzieniu i wiedzieć, że nie wyjdzie z niego do końca swojego życia. Takie życie byłoby jednym wielkim żałosnym żartem, o którym myśl przywróciła mi trzeźwe myślenie.
– Tak, tęsknie za wolnością – skłamałam.
Nairobi z nich wszystkich była mi najbliższa. Gdy tylko przechodziła nieopodal, zawsze zajrzała do mnie, czy to kiedy siedziałam w holu głównym, czy w przedsionku biura Berlina.
– Ja też. Chcę już, żeby to wszystko się skończyło. Chcę wyjechać w spokojne miejsce. Chcę, żeby wszystko ucichło – rozmarzyła się, wpatrując we mnie z uśmiechem. – A potem go zabiorę.
– Kogo? – zdziwiłam się.
– Mojego synka.
– Masz synka? – zaskoczyła mnie tym. – Gdzie on teraz jest? Z ojcem?
– Nie. Nie wiadomo, gdzie jest teraz jego ojciec – prychnęła.
– Jak ma na imię?
– Axel – odpowiedziała. – Ma teraz siedem lat i jest silny jak jego mama.
Zaśmiałyśmy się.
– Miał trzy lata, gdy musiałam zabrać go z domu matki – kontynuowała. – Bo jej mąż pod moją nieobecność dawał mu alkohol. Nie lubił, kiedy płacze. Zabrałam go. I od tamtego czasu zostaliśmy sami, bez rodziny i bez niczego. Tylko on i ja. Razem było nam cholernie dobrze. – Przygryzła wargę, marszcząc się w smutku. – Tylko później wszystko zepsułam. Pewnego dnia miałam wyjść po prochy na handel. I wtedy został sam. To miało być tylko pięć minut. Narobił mi kłopotów przez tego cholernego Spider-mana. Chciał być superbohaterem. Wtedy wyszedł na taras. Wziął krzesło, stanął na nim i zaczął krzyczeć „mamo!". Oczywiście chwilę później na dole stała już policja i straż pożarna i cała okolica. Złapali mnie z prochami. Bezrobotną recydywistkę. Trafiłam za kraty.
– Widziałaś go?
– Nie. Nawet jak wyszłam z więzienia. Nie pozwolili mi się z nim kontaktować. Ale wiem, gdzie jest, na wyspach Kanaryjskich. Mieszka z rodziną, która ma hotel.
– Chcesz o niego walczyć?
– Tak. Chcę zabrać go na drugi koniec świata. Więc ani ja, ani nikt inny na tym świecie nie spieprzy tej roboty.
Patrzyłam na nią, gdy walczyła ze łzami, które zbierały jej się w oczach.
– Każdy z was ma jakieś plany, ale twój jest najlepszy – przyznałam z uśmiechem. Również się uśmiechnęła, wstała gwałtownie i powiedziała:
– Chodź tu! Muszę się przytulić.
Objęłam ją mocno, czując, że sama potrzebowałam kogoś, kto właśnie w ten sposób doda mi wiary.
– Będzie mi ciebie brakowało, kiedy to wszystko się skończy – wyznała. – Wyślę ci bilet jednego roku i do mnie przyjedziesz na długie wakacje. Spędzimy szalony miesiąc gdzieś w Brazylii. A potem w Chile. Będziemy imprezowały i zrelaksujemy się. Bo cholera na to właśnie zasługujemy! Ty po tylu latach studiów, ja po tym szambie, które trwa teraz!
Zaśmiałam się.
– Co ty na to, przyjaciółko? – Zmarszczyłam brwi, słysząc, jak mnie nazwała, jednocześnie czując ciepło w sercu. Cóż nie miałam wielu znajomych, z jednej strony dlatego, że byłam swego rodzaju typem samotniczki, z drugiej, że cały mój wolny czas pochłaniały studia.
– Jestem za – odpowiedziałam szczerze.
– Chyba że wolisz od razu ze mną uciec.
– Nie, jeszcze skończę te praktyki w szpitalu – stwierdziłam, uspakajając jej galopujące pomysły.
– Ok! W Brazylii pewnie potrzebują lekarzy. – Stanęła przede mną z dwoma plastikowymi kubeczkami do kawy. Nalała do nich wina z otwartej już butelki. – Za przyjaźń.
Nie dopiliśmy do końca. Telefon rozbrzmiał się jak stado głośnych mew.
Nairobi rzuciła się do słuchawki, a ja obserwowałam, jak jej rysy twarzy zmieniają się, niczym w kalejdoskopie.
– Już tam idziemy! – oznajmiła stanowczo.
– Co się stało? – spytałam, lecz ta tylko rzuciła do mnie:
– Chodź ze mną!
Poszłyśmy, a raczej popędziłyśmy korytarzem. Domyśliłam się, co się stało w momencie, gdy zauważyliśmy Rio.
– Jest w biurze 17! – wrzasnęła Nairobi. – Zamknęła się w sejfie!
Alison, pomyślałam. Młoda dziewczyna najwyraźniej posłuchała w końcu Arturo i kiedy nadarzyła się do tego okazja, uciekła. Dogoniłam Rio i Nairobi, zastanawiając się co robić.
– Jeżeli zaraz nie pokażemy jej pani inspektor, będziemy w szambie po same uszy! – wrzeszczała Nairobi.
To samo mówił Arturo, tylko że on widział w tym szansę na ucieczkę. Zatrzymałam się na moment. Nairobi dopiero po chwili mnie zauważyła.
– Co jest? – rzuciła.
– Nie powinnam iść z wami.
– Dlaczego?
– Bo o tym wiedziałam – przyznałam. – Arturo ją namawiał, żeby schowała się w sejfie, a ja przy tym byłam. Jeżeli ona mnie zobaczy, będę miała przesrane.
– Zakładnicy będą ją winić o współudział – powiedział Rio. Przytaknęłam mu.
– Ok! W takim razie wróć do stołówki. Później się spotkamy.
– Nairobi? – Odwróciła się do mnie jeszcze na moment. – Kod to 448903. Tak... tak jakby co.
Podziękowała, uśmiechając się do mnie.
_________________________________________
Dzisiejszy rozdział jest krótki, kolejny będzie dłuższy, ale jeżeli spodobał Ci się rozdział, zostaw gwiazdeczkę, albo serduszko w komentarzu <3
Ciebie to nic nie kosztuje, a mi daje informację o tym ilu z Was czyta mojego fanfika :)
CZYTASZ
Time for change | LA CASA DE PAPEL | Berlin
FanfictionSavana nie jest zaskoczona, kiedy po ponad trzech latach dostaje prośbę o spotkanie od najbliższej osoby w jej życiu. Nie domyśla się jednak, że to spotkanie może skończyć się nie tak, jak to sobie zaplanowała. _____________________ "Time for chan...