Prolog

165 8 9
                                    

"Just stop your crying
It's a sign of the times.
Welcome to the final show,
Hope you're wearing your best clothes"

- Harry Styles, "Sign of the times"

TERAZ 

Patrzę na niego i czuję, że pęka mi serce. 

Jego chłopięcy uśmiech nie jest dla mnie już tym, czym był kiedyś. Jego usta przecież tylko kłamią... Na moich oczach znika człowiek, którego kochałam, zupełnie jakby pozostawiał po sobie tylko upiorny cień złożony jedynie z jego wad. Boli mnie wszystko wewnątrz, od serca po żołądek. Jeśli tu zostanę, już zawsze będę się tak czuła...

- Connie...

Jego głos sprawia, że mam ochotę płakać i krzyczeć. Muszę oprzeć się o blat, żeby utrzymać równowagę i nie dać mu wygrać. Ten ton i moje imię to wszystko, czego potrzeba, bym się rozpadła na kawałki. 

Jeden, dwa, trzy, cztery...

- Odsuń się - mówię, i mam nadzieję, że brzmi to stanowczo, ale nie ma w tym ani trochę siły. To tylko plątanina wyrazów, których stamtąd pewnie i tak nie usłyszał. 

Dion zatrzymuje się i stara się uspokoić oddech. Cały ten czas patrzy mi prosto w oczy - wie, że może ze mną wygrać. Zawsze mi to robi. Zawsze mnie rani, a ja zawsze przy nim zostaję. 

Nauczyłam się być przy jego boku, kiedy wali mu się życie. Byłam, kiedy mnie potrzebował, nawet jeśli dzień wcześniej powiedział mi tyle okropnych rzeczy, nawet jeśli zawsze dawał mi do zrozumienia, że nigdy nie poczuje tego wszystkiego tak, jak ja to czuję. Pozwalałam mu przekręcać ten nóż w plecach za każdym razem kiedy wpuszczałam go do siebie i kiedy odbierałam od niego telefony. Oddałam mu całą swoją miłość i nie zostało jej już dla nikogo innego, nawet dla mnie. A teraz nie wiem, czy kiedykolwiek pokocham cokolwiek albo kogokolwiek na tym świecie, nie po czymś takim. 

Martwi mnie to. 

Przejmuję się tym, jak bardzo pozwoliłam mu siebie zmienić. Bo przecież jest już za późno; stoimy teraz przed sobą, w naszej ostatniej rozmowie, których było już tak wiele... ale po raz pierwszy widzę jego łzy, kiedy mówię:

- Odchodzę, Dion. Mówiłam ci, że tak się stanie...

Bo chociaż mi nie wierzy i jest tak pewien, że tym razem też to naprawi, widzi to we mnie. Widzi, jak kapituluję i jak podlewam to wszystko co stworzyliśmy benzyną, wszystko zajmuje się ogniem, łącznie ze mną i z wszystkimi uczuciami, jakimi go darzyłam. Nie widzi już miłości, bo zakopałam ją w sobie głęboko i na zawsze, by już więcej tego wszystkiego nie przechodzić. 

Jego kruczoczarne włosy, które opadają mu na czoło, te ciemne oczy... jego t-shirt z logiem Nirvany, jego długie palce, na których ma te swoje sygnety, trzęsące się dłonie... Wszystko to mnie zabija. Bo przecież tak bardzo chciałam go uratować, zatrzymać na zawsze, a teraz muszę go zostawić...

- Connie, przecież... - głos mu się łamie, a ja spuszczam wzrok na ziemię. - Przecież cię kocham. Wiesz o tym... 

- Nie mów tak - ostrzegam go, kręcąc głową, a mój głos się łamie. - Nie umiałeś tego powiedzieć wcześniej, więc nie mów tak teraz. Nie baw się mną. Nie próbuj mnie zatrz...

- Connie, mówiłem ci to... mówiłem ci to zbyt rzadko, ale wyznawałem ci miłość i za każdym razem mówiłem to szczerze...

Na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć ile razy to powiedział. Wymsknęło mu się wyznanie, którego później nie potrafił cofnąć i właśnie tak skończyliśmy tutaj. 

- Tylko że ja ci już wcale nie ufam, Dion... - szepczę. - Robiłam wszystko, żebyś mnie pokochał, żebyś nie musiał ode mnie ciągle odchodzić. Poświęciłam wszystko, co miałam i nie mam już nic więcej, co mogłabym oddać za nas. Dlatego zrozum, że muszę to zrobić.

Wszystko dzieje się tak szybko... przed oczami przelatują mi nasze dobre wspomnienia, dzień, kiedy się poznaliśmy i wszystkie te dni, kiedy zamykał mi drzwi przed nosem, kiedy nie odbierał telefonów i pozwalał mi myśleć, że stała mu się krzywda. 

Patrzę na niego, a on patrzy na mnie. Rwie go do spotkania ze mną i w końcu zamyka mnie w uścisku, który niemal odbiera mi dech. Pozwalam mu płakać, a jego łzy moczą mój sweter. Czuję jego dłonie na plecach, ramionach i we włosach, jego oddech jest taki niespokojny, a ja łamię się, znikam, rozpadam w jego ramionach...

Jest taki bezbronny i bezsilny... po raz pierwszy widzę go w ten sposób i po raz pierwszy czuję, że być może nie kłamał - może naprawdę czuje to, co powiedział. 

Ale nie mogę dłużej się zastanawiać nad tym, czy to prawda. Wiem, że odbierze mi to kolejne miesiące, a później znowu w tym utknę i już nigdy nie znajdę w sobie odwagi żeby odejść. 

Jego ciało jest tak blisko, że przez chwilę mam wrażenie, że oszaleję, ale stoję jak słup soli, podczas kiedy on nie rozluźnia mięśni i dalej kurczowo, desperacko mnie więzi. Mimowolnie podnoszę dłoń i dotykam jego włosów, jego szyi, a on myśli, że odpuściłam, bo nie słyszę już jego głośnego oddechu.

Kiedy w końcu się odsuwa, stawiam krok w tył i chowam twarz w dłonie. 

- Nie rób mi tego - proszę. Stawiam kolejny krok w tył, wciąż obserwując jego gesty. Robię to miarowo, aż nie natrafiam na ścianę i wejście do pokoju, w którym postawiłam walizkę. Nagle jego wzrok też się tam przenosi; widzi, jak pociągam za rączkę i przysięgam, że przez chwilę chciałam się z tego wycofać. 

Chciałam. Ale nie mogłam. 

- Connie...

Wysuwam torbę bliżej i stawiam ją przed sobą, jakby miała mnie ochronić przed nim. Robić za mur, który powstrzyma jego natarcie.

- Proszę cię...

Próbuje znów do mnie podejść, ale tym razem poruszam się, używam resztek sił, by go ominąć i przedrzeć się przez jego słowa. 

Błaga mnie, a ja muszę znaleźć w sobie coś, co pozwoli mi go zignorować. Nie chcę mu tego robić. Nie chcę n a m tego robić. 

Kółka walizki suną po parkiecie, a za nimi podążają jego stopy. Łapie mnie za nadgarstek, próbuje utrudnić mi wyjście przez drzwi, dotyka mojej twarzy i składa na moich ustach beznadziejnie słaby i desperacki pocałunek; czuję w nim gorycz, jego łzy i swoją porażkę. Płaczę i odpycham go - proszę, żeby tego nie utrudniał i zajmuje to całe wieki, dopóki pozwala mi iść.

Czuję, jakbym uderzyła głową o coś twardego - ten ból przychodzi nagle i wycisza wszystko, co dzieje się wokół. Słyszę urwane prośby, jedna po drugiej, niejasne i takie nieistotne. Najgłośniej słyszę swoje serce, a później w ogóle przestaję słyszeć - bo być może go już w ogóle nie mam. 

Może je też mi zabrał. 

-----🖤-----

Cześć!
Witam was w nowym opowiadaniu.
Do NTS powstała specjalna playlista na Spotify pod nazwą "NTS Wattpad" - tam znajdą się piosenki przypisane do rozdziałów jeszcze na długo przed ich premierą. Zajrzyjcie koniecznie, te utwory mają znaczenie!

No i cieszę się, że jesteście.

Rozdziały będą publikowane dwa razy w tygodniu - w piątki i wtorki ❤️

Wszystkiego dobrego!

Dominika

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz