Epilog

602 52 3
                                    

Czerwony kabriolet z gracją ląduje na dachu nowojorskiego drapacza chmur. Percy Jackson przeczesuje wpadające mu do oczu czarne włosy i posyła Annabeth nerwowy uśmiech. Przekręca kluczyk i odwraca się do tyłu. Nico di Angelo tasuje karty do gry Myth o Magic, a Will przysypia na jego ramieniu.

- Dojechaliśmy — stwierdza oczywiste Percy.

    Will przeciąga się, mrużąc niebieskie oczy. Chwyta żółtą bluzę, plecak i wysiada, wciąż ziewając.

- Imponujące, zauważając, że po drodze ledwo uniknęliśmy śmierci tylko cztery razy. Ale kto to liczy — mówi Nico, po czym rusza wypuścić Pani O'Leary z bagażnika.

Percy tylko się uśmiecha. Wysiada z samochodu i przez chwilę podziwia wieczorne niebo. Na tęsknotę za gwiazdami przyjdzie czas — teraz obserwuje ukryte we mgle wieżowce i miasto, które nigdy nie śpi.

- Idziemy? - Annabeth delikatnie ciągnie go za rękę.

Syn Posejdona kiwa głową na znak zgody i prowadzi ją w stronę drzwi. Pani O'Leary zostaje na dachu, bo udekorowany graffiti korytarz jest dla niej za wąski.

- Przenieś się do Obozu, dziewczynko — radzi jej Percy, po czym zamyka drzwi.

    Nie ma windy, więc herosi zbiegają po schodach. Mijają kolejne piętra, aż w końcu Percy Jackson zatrzymuje się przed pozornie niczym niewyróżniającymi się drzwiami i — po chwili wahania — puka.

Po drugiej stronie ktoś się krząta, słychać przyciszone głosy. W końcu drzwi stają otworem.

- Percy! - Sally Jackson bierze syna w objęcia, czochra jego czarne włosy i upewnia się, że jest w jednym kawałku. Czy on kiedykolwiek przestanie rosnąć?

- Annabeth, słońce! - woła, przytulając dziewczynę. - Nie wiem, co my byśmy bez ciebie zrobili! - Sally Jackson jest (absolutnie słusznie) przekonana, że bez Annabeth jej syn dawno leżałby sześć stóp pod ziemią.

- Nico, jak ty urosłeś! - Sally posyła chłopakowi matczyny uśmiech, ale ku jego uldze, nie przytula go.

Will Solace także zostaje przedstawiony Pani Jackson, po czym herosi zostają zaproszeni na herbatę.

- Pełsi? - mówi piskliwy głosik. Estelle Blofis niepewnie wygląda zza nogi Paula. Percy uśmiecha się od ucha do ucha, kiedy siostrzyczka raczkuje w jego stronę i woła:

- W góje!

Heros podnosi Estelle i z przytuloną do siebie niczym mała małpka siostrą rusza do kuchni.

- Mamo, są jeszcze te pyszne ciasteczka z niebieską polewą?

***

Gdy dwie godziny później wszyscy siedzą stłoczeni w małym salonie, jedząc smakołyki i przegrywając z Annabeth w Monopoly, z sypialni dobiega ich płacz.

- Ja się tym zajmę — mówi Percy, wstając. Paul i Sally posyłają mu pełne wdzięku spojrzenia.

    Sypialnia jest na tyle duża, by pomieścić materac, łóżeczko Estelle, białą komodę i niewielki sekretarzyk. Na błękitno — żółtych ścianach wiszą amatorkie obrazy Paula.

- Co się dzieje, mała? - Percy zamyka za sobą drzwi i uśmiecha się do siostrzyczki.

Oczy Estelle lśnią w półmroku. Gdy zauważa brata ucicha, ale już po chwili wraca do jęczenia i płakania.

- Hej, wszystko będzie dobrze — mówi chłopak, biorąc Stellę na ręce. Wcześniej dowiedział się, że dziewczynka ząbkuje i swędzą ją wargi. Heros wiele by oddał, by jego największe problemy wynikały z bólu zębów.

Stella nie przestaje chlipać, więc Percy kołysząc ją w ramionach, podchodzi do okna i pokazuje jej bezgwiezdne niebo. Oboje są tacy mali przy nieskończonym kosmosie.

- Wiem, że tego nie widać, ale tam daleko, za wszystkimi chmurami i smogiem są inne planety. I gwiazdy — opowiada, a widząc, że Stella wreszcie się uspokaja, kontynuuje. - Gdybyśmy byli gdzie indziej, na na przykład Long Island, zobaczyłabyś te ciała niebieskie z wodoru i innych pierwiastków, które romantycy nazywają gwiazdami. I księżyc, o ile nie jest nów. I może nawet Jowisz, albo raczej jego wersję sprzed czterdziestu minut. Trzydziestu? Serio, Stella, Annabeth powinna ci to wszystko tłumaczyć. Ona i Grover się na tym znają, nawet nauczyli mnie rozróżniać Kasjopeję.

- Tam — mówi niespodziewanie Estelle.

Percy z początku bierze to za zwykłe gaworzenie, ale dziewczynka pulchną rączką wskazuje coś za oknem. W ich stronę zbliża się ciemny kształt. Przypomina erynię — dopiero, gdy podlatuje bliżej, heros rozpoznaje w nim sowę.

    Zwierzę siada na parapecie i podsuwa w stronę Percy'ego przyczepiony do nóżki list. Chłopak otrząsa się z szoku, mimo protestów siostrzyczki odkłada ją do łóżeczka i otwiera kopertę. Mrużąc oczy w słabym świetle, zaczyna czytać na głos.

Percy,

Mam nadzieję, że u Ciebie i Annabeth Chase wszystko gra. Pamiętaj o swojej obietnicy i kiedy będziesz miał chwilę, wytłumacz mi, czemu naprawdę wyjechaliście i co się stało wtedy w Zakazanym Lesie.

Do usłyszenia,
Neville Longbottom.

P.S. Słyszałem, że zabrali Wam różdżki. Przykro mi, serio.

P.P.S. Pamiętaj, że możesz zapomnieć zaklęcia, stracić różdżkę i nie mieć nic do czynienia ze światem czarodziejów, ale magia zawsze pozostanie w Tobie i nikt, ani nic nie może tego zmienić.

koniec.

olimpijscy czarodziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz