#19

3K 102 5
                                    

Bella :
Szkoła... Poniedziałek.. Ja. To połączenie wyjątkowo groźne haha. Spałam jak zabita całą noc i budzik mnie nie obudził. W końcu Carmen zaczęła dzwonić jak popieprzona ze mam ruszyć dupę i iść na drugą lekcje. Teraz stoję już w kuchni ubrana w :

A włosy wyprostowałam które opadały bezwładnie do pasa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A włosy wyprostowałam które opadały bezwładnie do pasa. Jakie szczęście że mam te włosy heh podbudowują moją samoocenę.. Wychodząc z domu dałam na dwór miski Alexa. Stwierdziłam że zostawię go na dworze bo po co ma się kisić w domu. Pogoda dopisywała przez co mam dobry chumor. Popatrzyłam na godzinę. 8:30... Jeżeli teraz pobiegnę szybko do maka to zdążę na tą drugą lekcję.

*****
Jestem już przed szkołą z torbą żarcia. Kupiłam dwa shake waniliowe i dwa cheesburgery. Weszłam do szkoły miałam mieć historię. Podeszłam pod klasę i zobaczyłam tych debili.
-  AAAAAA!! BELAAA- zapiszczała Carmen i rzuciła mi się na szyję.
-  Ciebie też miło widzieć haha- zaśmiałam się i przytuliłam ją.
- Boże masz maka, jak ja cie kocham Boże mam najlepszą przyjaciółkę na świecie, mówiłam już że cię kocham?! - mówiła ma jednym wdechu.
-Taaak jakie milioooon razyy- przeciągałam litery.

Podałam jej nasze pyszności. Schładzalysmy się zimnymi shake'ami  i odetchnęłyśmy z ulgą.
- A nam nic nie kupiłaś? - zapytał Blake.
- Wam? Nie, nic - wystawiłam mu język.

Zostało mi pół shake'a więc dałam go Blakowi. Justin oburzył się jak małe dziecko.
- Pójdziemy na lody Harmon uspokój się.

Z facetami jak z dziećmi.
-Bella... Bo muszę cię p.. - zadzwonił dzwonek. A ja popatrzyłam na nią pytająco.
- Powiem ci po lekcji.
- Oki.

Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca.

******magia czasu******
Spałam na połowie lekcji. Nie pogadałam z Carmen bo cały czas ktoś przychodził. Kiedy w końcu skończyły się lekcje i poszłyśmy przed szkołę zapytałam ją o co chodzi.
- Mów o co chodzi Carmen bo nigdy się nie dowiem.. - mówiłam zła.
- No bo przypilnujesz..
- HEJKAAA idziemy na lody?!!! - krzyknął Justin.
- ZARAZ WYJDĘ KURWA Z SIEBIE! ODEJDŹ ROZMAWIAM Z PRZYJACIÓŁKĄ.
- Luzik perełko...

Ugh, oddychaj... Oddychaj..
- Popilnujesz dzisiaj mojego brata? - zapytała zawstydzona.
- Lincolna?
- A mam innego diabła? - zaśmiała się.
- Nie, nie po prostu się zdziwiłam. Gadaj co jest.
- No bo.. Rodzice jadą dzisiaj na jakieś urodziny swoich znajomych.. A ja miałam zostać w domu i pilnować brata. Ale akurat Austin zaprosił mnie na randkę noo.
- noo dobra popilnuje tego słodziaka.
- DZIĘKUJĘ CIIII - pocałowała mnie w policzek.

Lincoln to 4 letni chłopiec. Dla mnie urocze dziecko. Lubię dzieci gdybym mogła to bym się nimi opiekowała wieczność. Jak już mówiłam dbam o każdego kogo kocham więc kocham i tego małego diabełka.
-Kiedy mam po niego przyjść?
- aa nie spokojnie przywiozę go do ciebie razem z Austinem okej?
-No okej to o której?
- Teraz jadę już do domu więc nie długo hah.
- Oki!
 
Zostałam sama z Blakiem i Justinem. Dantego zaś porwała Rose. Oddała się od nas..
- To co robimy? - zapytałam.
- Lodyy!
- Jak dzieci... Pójdziemy z Lincolnem.
- Tym bachorem? - zapytał Blake równo z Justinem.
-To jest dziecko nie bachor uważaj co mówisz.

Już się nie odezwali. Ruszyłam do domu.
- Czego za mną idziecie?
- Idziemy do ciebie co se myślisz..
- A co mój dom to hotel?!
- pokłóciłem się z matką nie mam ochoty wracać do domu... - rzekł Blake.
-Yhy.. Dobra chodźcie. Ale nie za długo bo będę się opiekować Lincolnem.

Westchnęli. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Skoro i tak mieszkam sama i nie spłacę wszystkiego. To może by tak... Mam niby 17 lat ale nie długo moje urodziny więc czas na współlokatorów? Carmen, Justin, Blake i Austin??
- Ejj niedługo moje urodzinkiiii iii..
- coś ty wymyśliła... - powiedzieli znudzeni.
- Ej no trochę więcej entuzjazmu! Może chcecie ze mną mieszkać? I Carmen plus Austin?!

Chwilę się zastanowili.
- Pogadamy o tym jeszcze ok?
- Noo dobra.

****
Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam a w nich Lincoln ze swoją siostrą. Mały podbiegł i przytulił się do mojej nogi.
- Bells.. - powiedziała Carmen.
- Tak?
-Proszę uważaj z nim.. Ufam ci jak własnej rodzinie a z tobą są chłopaki.
- Nie bój się będę go pilnować jak oka w głowie. - dałam jej buziaka w policzek i odjechała.

Odwróciłam się do Lincolna i zapytałam.
- To co chcesz robić maluchu?
-Bawić się!! Samochodzikami!
- Ymmm nie mam zabawek kochanie ale.. Może masz ochotę na lody?

Młody zapiszczał i skakał najwyżej jak się da krzycząc "tak!" chłopaki się ze mnie śmiali gdy tylko wzięłam młodego na ręce. Za bardzo go chyba rozpieszczają.
-Na rączki! 
Nie umiałam odmówić tym maślanym oczkom.
- No dobrze ale później idziemy na nóżkach tak?
- Dobze!

Podeszłam do chłopaków.
- Moglibyście go potrzymać?
-Nie...? - powiedział Blake.
- Ale ty jesteś okropny wiesz.. Justin?
-No daj go..

Założyłam buty i przejęłam Lincolna.
- Pasuje ci dziecko - stwierdził Justin.
- Słucham?!
- No byłabyś fajną mamą.
- mam dopiero 17 lat Justin... To nie czas na bycie matką. I nie rozpraszaj mnie bo obiecałam Car że się nim zaopiekuję.
-Luzik. Blake idziemy!

  Wyszliśmy z domu. Alex zaczął skakać. Lincoln się chyba wystraszył bo Alex jest naprawdę dużym psem.
- Alex siad! - pies usiadł ale dalej merdał ogonem.

Postawiłam dzieciaka na nogi.
- Piesek nic nie zrobi zobacz - zaśmiałam się. Już wiem że mój pies go polubił.

Przytulili się. Ja aż musiałam zrobić im zdjęcie.
- Dobra bierz tego dzieciaka - Blake chciał go zabrać. Ale coś było nie tak bo mój pies zaczął warczeć i pokazywać zęby. Ojej w kimś się włączył mechanizm rodzicielski haha.
- Alex... Spokój idź do budy. - pies niechętnie ruszył dupsko i poszedł.

Zabrałam Lincolna i poszliśmy na lody.
- Chcę na barana! - ręce i odpadają. Ma 4 latka jest lekki ale jak się go nosi wieki to ugh...
- Daj ja go wezmę - Justin wziął dziecko.
- Trzymaj go debilu.
- No trzymam uspokój się.

Jakaś staruszka przechodziła obok i musiała to flondra skomentować.
- takie młode dzieci i już dziecko...
- To... To nie nasze.
-Nie tłumacz się dziecko...

Kupiłam lody i poszliśmy do Parku.
- No młody możesz sobie pobiegać tylko ostrożnie! - pokazałam palcem. Kiwnął głową na okej i poszedł pobiegać. Opadłam na ławkę.
- myliłem się ty kompletnie nie nadajesz się na matkę... - zaczęli rechotać.
- A idźcie w chuj..

Wzięłam Lincolna za rączkę i wracaliśmy wszyscy do domu.

Wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz