Rozdział 29

718 64 62
                                    

Pov. Stark

Powiedzieć, że się bałem, to tak jak nazwać dzień nocą albo białą kredkę czarną. Po prostu jedno, wielkie i cholerne niedomówienie. Huk, który jeszcze przed chwilą rozniósł się dźwięcznie po całym korytarzu nadal dzwonił mi w uszach, a przez to i napawał coraz to większym strachem. Nie byłem zdolny do jakiegokolwiek ruchu.. po prosty sparaliżowało mnie. Wewnętrznie i zewnętrznie, bo zdałem sobie sprawę, że nie mamy przy sobie niczego, czym moglibyśmy walczyć. Nawet kurwa zapomniałem specjalnie zbudowanej bransoletki, dzięki której zbroja oplotłaby moje ciało w jednej sekundzie. Nagle znikąd zawiał delikatny, wręcz lodowaty wiatr, który przyprawił mnie o gęsią skórkę.

Stojąc jak ten słup soli, zdołałem zarejestrować tylko, jak chłopak podchodzi bezszelestnym krokiem do uszkodzonych drzwi i delikatnie popycha je mocniej do przodu, przyczajając się na rogu wejścia. Głośne skrzypnięcie rozległo się niemalże ogłuszającym echem po całym korytarzu, powodując u mnie drżenie już nie tylko rąk, ale i całego ciała. Po raz pierwszy od dawna czułem się tak bardzo zależny od kogoś.. i przyznam szczerze, nie podobało mi się to. Powoli chciałem podejść do niego, choć na metr, jednak coś kazało mi się trzymać z tyłu. Jakby intuicja podpowiadała mi, żeby nie wkraczać w życie nastolatka, póki otwarcie mi na to nie pozowali. A fakt, że dwa lata był zabójca na zlecenie nie polepszał mojej wizji. Przecież tyle osób może chcieć się na nim zemścić! Przecież.. zaraz ktoś może do niego celować! I nawet zabić! Nie mogę na to pozwolić, nawet, jeśli nie mam na sobie zbroi i przez to jestem praktycznie bezbronny. W jednej sekundzie odpalił mi się tryb opiekuńczego tatuśka i w mgnieniu oka pokonałem dzielący nas dystans, by po chwili stanąć za plecami chłopaka. Bez słowa chciałem wejść jako pierwszy do mieszkania, zrobić ten najbardziej ryzykowny krok i się rozejrzeć. W końcu to.. jak gdyby nie patrzeć nie jest pierwsza taka sytuacja, gdzie wchodzę do cudzego mieszkania, gdzie może być potencjalne zagrożenie. Z tą różnicą, że wtedy miałem ze sobą pozostałych Avengersów i.. zbroję. Jednak chłopak w ułamku sekundy wyciągnął przed siebie rękę, blokując mi tym samym możliwość przejścia.

-Nie. -powiedział cicho stanowczym głosem. -Zostań tu, to zbyt ryzykowne.

-Ale.. -chciałem się sprzeciwić, powiedzieć, że jest dzieckiem i to ja powinienem się tym zająć, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie, abym ucichł.

Spojrzenie pełne czułości i szczerej troski, które u niego było niebywałą rzadkością.

-Za bardzo zależy mi na twoim życiu. -szepnął, po czym niemalże od razu wkroczył do swojego mieszkania.

Tym jednym zdaniem wprawił mnie w osłupienie. Ja.. on naprawdę aż tak wysoko mnie ceni? Uważa, że jestem dla niego ważny? Poczułem.. dziwne ciepło, które rozeszło się w okolicy serca, po czym uśmiechnąłem się delikatnie. Sprawiłem, że mi ufa. Sprawiłem, że nie czuje się już taki samotny i.. chce mnie chronić. To chyba w jego przekonaniu naprawdę wiele znaczy i za żadne skarby świata nie mogę tego zepsuć.

Nie mogę być jak większość ludzi.. nie mogę być jak swój ojciec.

Nagle dotarł do mnie jeden, niezmiernie ważny fakt. On tam wszedł. Teraz. Szybko otrząsnąłem się i skierowałem swój wzrok na zniszczone, aczkolwiek nawet grube drzwi. To nie wyglądało mi na normalnie włamanie.. i nie tylko wydrapana czymś ostrym dziura od dołu o tym świadczyła. Na drzwiach były rysy.. jakby ktoś skrobał pazurami. Ostrymi pazurami. Jednak.. po co? Na dole nie było zamka, tylko tu wyżej, gdzie jest to wgłębienie. W końcu, po dokładnej analizie postanowiłem przekroczyć próg.. jednak po sekundzie cofnąłem się niemal od razu. Na korytarzu śmierdzi stęchlizną oraz moczem, ale.. zapach z tego mieszkania był jeszcze gorszy. Wyraźnie czułem tam krew, która przebijała się przez zwalający z nóg zapach wilgoci i zgnilizny. Niemal od razu całe moje śniadanie postanowiło wyjść na zewnątrz, a towarzyszyła temu niesamowicie wykrzywiony przez ten smród grymas. Ohyda. Szybko położyłem dłoń na ustach i próbowałem uspokoić swój żołądek, gdy nagle ktoś zaczął się śmiać. Czysto, bez żadnej agresji czy złości. Dopiero po sekundzie szeroko otworzyłem oczy ze zdziwienia uświadamiając sobie, że to Peter.

Nie znasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz