Prolog

870 41 19
                                    

Nie miał już sił ignorować natrętnej, pięcioletniej dziewczynki uczepionej jego nogi. Przyszła mu, nawet ochota na zasadzenie jej siarczystego kopniaka, ale opanował się, powtarzając, że to tylko małe, uparte dziecko. Mała, uciążliwa szelma nieprzyzwyczajona do odmowy. A on bardzo, bardzo nie chciał ulegać jej pomysłowi. 

— Musisz mnie wziąć ze sobą! Orus! — krzyczała cała czerwona na twarzy. Wilgotne od łez, szare oczy były przesiąknięte złością i zawziętością. Przystanął zły na siebie. Był wściekł, lecz nie miał wyboru. Dworzanie zaczęli zwracać na nich uwagę, a on wolał uniknąć plotek. 

— Zgoda, ale bądź cicho! —  warknął, ruszając stanowczo przed siebie. I znów dał się manewrować, choć znał konsekwencje. — Dziewczyny nie nadają się na polowania— dodał ciszej, czerpiąc pewną przyjemność z pisku oburzenia. 

— Nie jestem wcale delikatna — odparła, tupiąc teatralnie nogą. Otarła rękawem sukienki łzy i już uśmiechnięta od ucha do ucha, starając się dotrzymać mu kroku. Ciężko dysząc biegła za nim, aż do pałacowych stajni. Rozejrzał się uważniej. Chłopcy stajeni o tej porze jedli obiad, więc poza końmi nie zastali żywej duszy. Gdyby się na kogoś natknęli ściągnąłby na siebie nie lada kłopoty. Adhara nie powinna w ogóle bez opieki dorosłego opuszczać bawialni, a co dopiero wybierać się na konne przejażdżki. 

Złapał ją za nadgarstek i ignorując jej protesty, przeciągnął do właściwego boksu. 

— Cicho, bo nas ktoś nakryje! Chcesz znowu siedzieć tydzień za karę w pokoju? — szepnął, wychodząc po siodło. Zostawił ją przy karej źrebicy, którą miał zamiar osiodłać. Była spokojna i zdarzało się mu już niej polować. Dziewczynka o dziwo posłuchała polecenia i oparta o białą ścianę, obserwowała jego niecierpliwe przygotowania. Pięć minut zajęło mu przyszykowanie wierzchowca. Nie zwlekając pomógł jej usadowić się na siodle, a sam wskoczył za nią. 

— Sama mogę prowadzić — powiedziała, zaciskając piąstki na grzywie. Prychnął, przeklinając siarczyście w duchu. 

— I po paru metrach wylądujemy w różach mojej matki. Nie, dzięki. 

Adhara westchnęła tak ciężko, jak tylko pięciolatka może i bez wyrzutów sumienia rozglądała się po tylnej ścieżce, prowadzącej do pałacowego parku. Jeździli już tędy nieraz, niestety raz dał się jej namówić na wspólną rozrywkę i od tej pory nie mógł się już jej pozbyć. Była, jak wrzód na zadku, choć nie wyjawiał swoich przemyśleń za głośno, pamiętając karę matki za podobne określenie. Miał się do kobiet, nawet do tych małych i upierdliwych, obnosić z szacunek. 

Oddetchnął z ulgą, kiedy młode klony ustąpiły potężnym dębom, podobno zasadzonych rękoma założyciela Królestwa Jaśniejącego Dnia, Aleksandra. Nie miał pojęcia, czy to prawda, nie zastanawiał się nad tym, choć był jego następcą. On nie będzie sadził drzew, a budował miasta. Tak, mawiała mu matka. Miasta przyszłości. 

— Gdzie ten Aco? — spytała Adhara, rozglądając się za ich towarzyszem. — On jest takim leniuchem! 

  
— Chcę się nauczyć polować, żeby zaimponować ojcu. Obiecał, że się stawi — odparł, chociaż i on wątpił. Inaczej niż mała Adhara, wiedział, co dręczy jego młodszego brata. Cały Pałac huczał od domysłów i plotek. Wyśmiewano się z Aco za jego niezdarność i chorowitość. Sam król gardził młodszym synem, powtarzając na balach, że udało się mu, tylko jedno dziecka i to z nieprawego łoża, co miało mocniej zaboleć Aco i jego matkę, królową Blagunę. Pech chciał, że Aco naprawdę starał się dowieść ojcu, że jest godnym synem króla, a za każdym razem ponosił porażkę. 

— Tam! —  zawołała, podskakując w siodle. W ostatniej chwili zgarnął ją ramieniem. Wskazywała na chudego chłopaka na białym kucu. Nawet jego koń był obiektem żartów. Doszło do tego, że chłopcy stajeni raz podprowadzili mu osiodłanego osła, uważając to za świetny żart. Rozbawił też króla i jego świtę. Zapłakany Aco uciekł, chowając się za spódnicą królowej. Sprawiło to tylko, że miał zakaz brania udziału w polowaniach, dopóki nie nauczy się jeździć na prawdziwym koniu. 

Królestwo Jaśniejącego DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz