czekam..

566 42 10
                                    

Czekam. Nie musiałem tego robić przez trzynaście lat. Uskrzydlone dziki na bramie Hogwartu dotrzymują mi towarzystwa.

Wrócił. Patrzy prosto na mnie i skina głową. Nie zapomniał naszego rytuału; cóż, ja również nie. Śpiewam jedną nutę i znikam.

Raz w miesiącu przez pół roku ten wzór się powtarza. W pewne noce mężczyzna wygląda gorzej niż w inne. Jak na razie nie musiałem nad nim płakać.

Mój towarzysz robi to w moim imieniu. Dumbledore czuje się okropnie ze świadomością, że ktokolwiek musi zmierzyć się z tym, z czym on staje twarzą w twarz.

Kolejny rok mija bez większych zmian. Czekam raz jeszcze z uskrzydlonymi dzikami. Jest później niż zwykle. Cichy trzask i on pada, przede mną, na kolana. Widać ślady łez na jego twarzy. Śpiewam, a on patrzy na mnie. Widzę koszmar, tego co musiał zrobić, kryjący się w jego oczach. Są tak ciemne.

Znikam jak zwykle.

Gdy się pojawiam, Dumbledore wie, że coś jest nie tak jak być powinno.

On przychodzi do gabinetu Dumbledore'a. Na mój widok skina głową, jak to jest w naszym zwyczaju. Śpiewam jedną nutę, a on powoli opowiada Dyrektorowi swoją historię.

„Rodzice panny Granger nie żyją" – mówi na koniec. Cisza, jaka zapada, nawet dla mnie jest ciężka do zniesienia.

W końcu Dumbledore przerywa milczenie i prosi mnie o przyprowadzenie dziewczyny.

Panna Granger leży rozbudzona, czyta pomimo tak późnej godziny. Wzdryga się kiedy trącam jej rękę. Musi być lepszą obserwatorką niż sobie kiedykolwiek uświadamiałem, ponieważ obdarza mnie przeciągłym spojrzeniem i wstaje po wierzchnią szatę. Idzie do gabinetu mojego towarzysza, a ja siedzę na jej ramieniu.

Kamienna chimera pozwala jej przejść, ponieważ ja jestem z nią.

Wydaje się być taka spokojna, tak bardzo, że aż chciałbym uwierzyć iż... Jednak wiem, że jest to oznaka jej siły, a nie mojej mocy.

On ciągle jest w gabinecie. To mnie zaskakuje. Zazwyczaj tam nie pozostaje.

Dziewczyna dostrzega go i wzdryga się ponownie. Mój towarzysz proponuje jej herbatę i miejsce do siedzenia. Na wszelki wypadek pozostaję przy niej.

„Oni nie żyją, prawda?" – pyta z większą godnością niż to powinno być możliwe w jej wieku.

On porusza się by klęknąć przed nią, by okazać swój szacunek jej i śmierci. Patrzy na niego i kiwa głową.

„Byłeś tam?"

Tym razem to on wykonuje twierdzący ruch.

„Okazałeś im litość?"

Jego reakcja jest wolniejsza, ale znowu przytakuje.

Mój towarzysz i ja jesteśmy zadziwieni tą wymianą. Na spojrzenie Dumbledore'a kładę głowę na jej ramieniu. Ona zbiera się w sobie i wstaje. On ją odprowadza do dormitorium, a moje zadanie jest chwilowo skończone.

Znowu czekam. On częściej teraz wychodzi. Jest wzywany mniej więcej co dwa tygodnie.

Od tamtej strasznej nocy minęło siedem miesięcy. Ku mojemu zdumieniu obecnie mam do towarzystwa kogoś więcej niż tylko uskrzydlone dziki. Teraz ona czeka wraz ze mną. Poza tymi murami nie jest dla niej bezpiecznie. Przyjęła jego zwyczaj. Kiedy przyjeżdża i mnie widzi, kiwa głową. A ja to odwzajemniam. Podczas pierwszego razu zaśpiewałem, ale powiedziała mi, że to niepotrzebne.

On pojawia się z cichym trzaskiem. Niepłakanie nad tym człowiekiem staje się coraz trudniejsze. Kiedy on dochodzi do siebie, skina mi głową. Zauważa ją stojącą nieopodal, ale prawie tego nie okazuje.

Znikam, zostawiając ich samych.

Mój towarzysz uważa, że ona będzie dla niego dobra. Ja również tak sądzę, jeśli tylko on jej na to pozwoli.

Czekam; ona również jest tutaj. Zawsze jest. Przez ostatni rok czekała ze mną na jego powroty. On w końcu pozwolił jej pomagać sobie. Ciągle wita mnie skinieniem, a ja wciąż śpiewam, ale w gruncie rzeczy to tylko przyzwyczajenie. Patrzę jak razem odchodzą i myślę, że dla mnie to jest ostatnie już oczekiwanie. On ma teraz innego stróża. Moja rola jest skończona.

Czekam.. | SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz