Niewinna panienka, ucieleśnienie lata i wszystkiego, co rozpływa się w swoim pięknie. Nastoletnia Eliza co dzień chodziła piaszczystą dróżką na skraju jeziora, upajając się zapachem otaczającego ją lasu i wody. Raz po raz przystawała, by móc przyjrzeć się z bliska jakiemuś stworzeniu. Rozmawiała z roślinami, chwaliła naturę, podziwiała zwierzęta. Wyobrażała sobie, jak dostaje odpowiedzi od każdego z nich. Za miłe słowa dziękowała, a za te zbyt aroganckie patetycznie machała ręką. Dla rybaków był to teatr absurdu, określany przez nich istnym cyrkiem, dla niej zaś eleganckie przedstawienie.
Jednego czerwcowego dnia postanowiła zejść ze sceny, by zastanowić się nad tym, co ważne i nad tym, co chwilowe. Opadła na kawałek trawy, zanurzając swoje bose stopy w wodzie. Wyglądała jak dama spędzająca czas wolny w swoim wyidealizowanym ogrodzie, gdzie najmniejsza gałązka przycinana jest od linijki. Elizę takie zachowanie wręcz obrzydzało. Czemu ludzie muszą nieustannie poprawiać rzeczy idealne? Biły od niej pytania, ale nie śmiała się odezwać. Postanowiła więc jedynie obserwować, jak na widza przystało.
Po prawej dostrzegła sunącego przez wodę narciarza i przelatującą obok biedronkę. Z drugiej zaś strony ryba o świecących łuskach wyskoczyła na chwilę w powietrze, zastygła na sekundę w bezruchu, po czym wpadła z pluskiem do wody. Jak prima balerina, pomyślała nastolatka. Nagle przed nosem przeleciał jej kolorowy motyl, niosąc za sobą słodki zapach konwalii. Tak spędziła kolejne kilkadziesiąt minut, próbując dostrzec jak najwięcej szczegółów.
— Fenomenalnie! — krzyknęła, widząc, jak słońce znajduje się równo między dwoma wielkimi brzozami na drugim brzegu. Uznała to za końcowe ukłony. — Za taki występ należą się owacje na stojąco.
Zachwycona sztuką Eliza niechętnie ruszyła do domu. Co, jeśli na następne przedstawienie nie dostanie już biletu?
Będąc niedaleko ceglanego budynku, przysiadł na jej ramieniu niewielki chrabąszcz. Ponownie ożywiona wzięła go ostrożnie na wierzch dłoni.
— Nawet sobie pan nie wyobraża, jakie mam szczęście, że pana spotkałam — rzekła.
Uznawszy to czarujące spotkanie za naglącą konieczność pozostania na świeżym powietrzu, uśmiechnęła się szeroko. Podskakując, ruszyła w przeciwną od domu stronę, co chwile spoglądając na swojego gościa.
CZYTASZ
Panie Chrabąszczu [One Shot]
Poetry❝Akurat tutaj całkowicie się z panem zgodzę, ludzie są żałośni.❞