3

47 7 2
                                    

Pov Andy

Niestety następny dzień zleciał w mgnieniu oka. Nim się obejrzałem mama wróciła z pracy i potrzebowała mojej pomocy przy tworzeniu tej przeklętej kolacji. Zajęło nam to dobre cztery godziny.
- Mogę iść gdzieś dopóki sobie nie pójdą? - pytam rozkładając sztućce na stole.
- Żartujesz sobie teraz? Stało się coś? - pyta sprawnie stawiając szklanki na stole.
- Nie mamy z Ryanem już takich racji jak kiedyś. Nienawidzimy się, a ja na dodatek nie mam humoru - mówię trochę podkoloryzowywując fakty.
- Nie możemy tego odwołać. Postaraj się go nie zabić synku przez tą nienawiść - śmieje się, a ja zaraz wybuchnę. Nic nie mówiąc idę do swojego pokoju i z głośnym trzaśnięciem zamykam drzwi. Siadam naprzeciwko lustra i nerwowo zaciskam pięści z taką siłą, że na mojej dłoni pojawiają się lekko krwawiące odciski. Słyszę pukanie do drzwi a po chwili wchodzi moją mama.

- Przepraszam synku. Nie powinnam z tego żartować - mówi.
- Nie jestem zły na ciebie tylko...z resztą nie ważne już - mówię sam do końca nie wiedząc co doprowadziło mnie do takiego stanu.
- Nie zabiję go - szepczę lekko się uśmiechając. W tym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. Nie zabiję go tak odrazu...

Od jakichś trzydziestu minut siedzę przy jednym stole z tym bałwanem i jego rodziną. Żaby nie było, nie mam nic do jego rodziny. Bardzo lubię jego młodszych braci choć oni pewnie nie za bardzo mnie pamiętają. Mam nadzieję, że jak podrosną to nie będą jak ich braciszek.

- Może pójdziecie z Ryanem do ciebie synku? - pyta moja mama. Dlaczego ona to powiedziała? Rye chyba nie miał nic przeciwko, w przeciwieństwie do mnie. Jeśli później nie chcemy mieć zwłok w domu lepiej zostać przy stole. Nasi rodzice jednak naciskali. Tak właśnie prowadzę tego dekla do mojego pokoju.

Cisza to jedyne co podoba mi się w tym spotkaniu.
- Czemu nie było cię w szkole? - pyta brunet.
- Czemu cię to teraz obchodzi? - nie chcę z nim rozmawiać.
- Też wolałbym być teraz gdzieś indziej, ale Fowler do jasnej cholery, uciekłeś ze szkoły pierwszego dnia i nie przychodzisz do niej kolejne dwa dni - wywracam oczami i nie odpowiadam nic na jego słowa. Kładę się na łóżko.
- Może mnie poniosło. Przepraszam - słyszę jego głos.
- Mhm - mruczę zamykając oczy.
- Uwierz mi, że chciałbym się z tobą chociaż kolegować - zaczyna. Otwieram oczy i siadam wyprostowany.
- To czemu nie możemy się "chociaż kolegować"? - patrzę prosto w jego oczy.
- To nie jest taki proste jakby się mogło wydawać Fovvie. Dlatego właśnie lepiej trzymaj się odemnie i chłopaków z daleka - czy on wcześniej powiedział, że chciałby się kolegować?
- Dlaczego chcesz mnie do siebie zrazić? - zadaję to pytanie, jednak nie dostaję odpowiedzi. Wzdycham głośno i spowrotem się kładę.

- Grasz jeszcze na gitarze? - pyta
- Gram - odpowiadam mając już dość dzisiejszego dnia.
- Zagrasz mi coś? - zaczynam się śmiać.
- Żartujesz chyba. Najpierw mi powiedz dlaczego nie możemy się przyjaźnić tak jak kiedyś - wbija wzrok w podłogę.
- Nie mogę Andy. Wybacz - to ostatnie słowa jakie padły między nami tego wieczoru. Siedzieliśmy dwadzieścia pięć minut w totalnej ciszy gdy w końcu Beaumont'owie opuścili nasze mieszkanie. Przed pójściem spać mama powiedziała, że nie idę do szkoły do końca tygodnia a Rye będzie przynosił mi lekcje. Chciałem ograniczyć z nim kontakt, jednak widzę, że to chyba niemożliwe...

Hello❤️

Jak tam dzionek minął?

Dzięki za uwagę i do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Bye

DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz