Rozdział 32

652 54 92
                                    

Pov. Peter

W mojej krwi buzowała adrenalina spowodowana tym nagłym wydarzeniem. To było.. niesamowite. Czułem, że właśnie tego mi brakowało, ryzyka, bycia na granicy życia śmierci. Pod wpływem mocno zaciskającej się na mojej szyi dłoni Buckiego mój organizm z każdą sekundą dostawał coraz mniej tlenu, ale.. odpowiadało mi to. Nawet bardzo. Wręcz zachęcało do walki, a te jego tak zachęcające słowa niemalże brzmiały jak wyzwanie. Z bezczelnym oraz lekko zadziornym uśmiechem spojrzałem mu prosto w oczy. Widziałem, że nie takiej reakcji się spodziewał. Chciał wzbudzić we mnie strach i doskonale o tym wiedziałem, ale.. niestety mój drogi, ten czas już minął. Już nigdy nie będę niczyja marionetką. Już nigdy nikt nie będzie nie zastraszał i wykorzystywał.

-Uważaj. -wychrypiałem przez zbyt mocno ściśnięte gardło. -Bo to ja zaraz stanę się twoim największym koszmarem.

Nie dałem mu nawet sekundy na przeanalizowanie tych słów. Niczym wygłodniała bestia odepchnąłem się od ściany pośladkami i z zapałem rzuciłem się na Buckiego. Mężczyzna pod wpływem nagłego, niespodziewanego ruchu zachwiał się, a tym samym i puścił moja szyję. Nawet przez myśl mi nie przemknęło, aby móc się za nią złapać, czy chociażby potrzeć. O nie, teraz w mojej głowie panował istny burdel myśli, na tle których przebijała się ta jedna jedyna.

Ta najbardziej rządna krwi.

Energicznym krokiem podszedłem do długowłosego i korzystając z jego nieuwagi, zadałem cios prawym sierpowym. Po korytarzu przeszedł przyjemny dla ucha dźwięk kruszonej kości i głuchy jęk. Zabolało.. oj zabolało i pozostanie po tym ślad, którym będę się napawał przez następne dni. Dzięki wyostrzonym zmysłom słyszałem to o wiele lepiej, co tylko doszczętnie wybudziło moja wygłodniałą, rządną krwi bestię na wolność. Niczym prawdziwy drapieżnik okrążałem ofiarę i napawałem się widokiem jej cierpienia. Te zbierające się w oczach łzy, lecąca z nosa krew i przerażone, rozbiegane spojrzenie dawały mi obraz mnie sprzed lat.

-Już nigdy. -kopnąłem go mocno w brzuch, przez co poderwał się na pół metra do góry i z niebywałym hukiem uderzył w ścianę. -Nigdy nikt mi nie podskoczy. -warknąłem groźnie.

Z niebywałym trudem wspiął się na łokcie i spojrzał na mnie z dołu. Wyglądał tak żałośnie, tak bezradnie, że aż śmiać mi się chciało. Pokonałem go w trzy sekundy, nie używając przy tym broni, a on śmiał mi grozić. Zaśmiałem się gorzko na głos, przyprawiając tym samym mojego przeciwnika o widoczne ciarki.

-Właśnie tak. -odparłem widząc jego reakcje. -Bój się mnie, bój, bo od dziś to ja będę twoim najgorszym koszmarem.

Mój ton.. zaskoczył mnie. Powiedziałem to z taką obojętnością przykryta ogromną fala lodu, że aż przystanąłem na chwilę. Czy.. czy to aby na pewno to, czego chcę? Wzbudzać strach, zabijać na zawołanie i wykorzystywać innych? Czy.. chce być jak oni? Przecież.. Tony by tego nie chciał..

Powinienem..?

W tym samym momencie spojrzałem na skulonego mężczyznę, który widocznie zbladł i poczułem.. władzę. Miałem jego życie w garści, mogłem z nim zrobić, co tylko mi się podoba. Może cierpieć za to, że kłamał, może odpokutować w najgorszy z istniejących sposobów. Jednak.. zamiast go dobić, sprawić, by przeżywał niebywale katusze, ja.. usiadłem obok niego. Tak po prostu, po ludzku usiadłem.

-Wiesz.. -zacząłem czując, że cały gniew ze mnie ulatuje. -Jeszcze paręnaście dni temu w takiej chwili zabiłbym cię. Wykorzystał, by choć na chwilę poczuć pustkę. Strawić.. że to wszystko, co mam w głownie ucichnie. Jednak nie zrobię tego.

Patrzyłem wszędzie, dosłownie wszędzie, byleby nie na niego. Nie byłem w stanie. Teraz, kiedy większość buzującej w moich żyłach adrenaliny zniknęło odzyskałem trzeźwość myślenia i.. ja.. bylem zły, cholernie wściekły. Ale.. wiem, że to nie jest najlepsze wyjście z tej sytuacji.. że to tylko głupie, najłatwiejsze rozwiązanie. Nie mogę ciągle przemocą rozwiązywać swoich problemów. Nie mogę dyrygować ludzi, jakby byli moimi instrumentami. Nie mogę być jak oni. Nagle usłyszałem, jak mężczyzna kaszle. Momentalnie wszelkie myśli ucichły, a ta moja ludzka strona przejęła chwilowe panowanie, przez co spojrzałem na niego. Dookoła panował mrok, ale dzięki ulepszonemu wzrokowi zauważyłem, że wydzielina była zabarwiona krwią. Z niepokojem podniosłem się do góry i podałem mu dłoń. Widziałem wahanie w jego oczach, ale ta chwilowa zmiana jak widać przekonała go, by bez zbędnych dyskusji zaufać mi. Po chwili oboje znaleźliśmy się u mnie w pokoju, a raczej w łazience. Zmusiłem mężczyznę, by zdjął koszulkę i zaczęłam uważnie oglądać rany, które mu zadałem. A raczej ogromne siniaki i zniekształcenia pod skórą.

Nie znasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz