Rozdział 20 - Porażka

684 30 31
                                    

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytał ponownie typ w niebieskiej marynarce.

   Spojrzałam na niego z zastanowieniem, szukając dobrego i w miarę możliwości logicznego wytłumaczenia. Jak na złość, nic nie przychodziło mi do głowy.

- No, słucham - powiedział, krzyżując ręce na piersi.

- Auu - wycedziłam, kiedy chłopak, który mnie trzymał, głośno gwizdnął mi do ucha. Przez moment myślałam, że ogłuchłam - Przestań! - zawołałam, lekko szarpiąc rękami.

- Po prostu, odpowiadaj, jak cię grzecznie pytają - odpowiedział tamten.

- No dobra! - krzyknęłam - Powiem wszystko, tylko nie gwiżdż więcej.

- Nie obiecuję - odpowiedział napastnik.

- A ja tak - powiedziała spokojnie Niebieska Marynarka - powiedz, co masz powiedzieć, a przestanie - patrzyłam na niego, kiedy wymawiał każde słowo. Wydawał się mówić szczerze.

- Ale... - zaczął chłopak zza moich pleców, ale najprawdopodobniej widząc minę Niebieskiej Marynarki, powiedział tylko - No dobrze... - a wymówił to z najczystszym rozczarowaniem w głosie.

- Słucham. Kim jesteś i co tutaj robisz? - widząc spokój płynący z ciemnych, brązowych oczu, zrozumiałam, że mogłam sobie pozwolić na więcej. Standardowo, postanowiłam strugać idiotę, a jeśli to by nie pomogło...

- Jestem chłopakiem z Budapesztu - zaczęłam - właściwie, to nie zawsze byłem z Budapesztu. Przeprowadziłem się tu niedawno, może trzy miesiące temu, albo dwa. Nie jestem dokładnie pewien. Ten czas tak pędzi... Przyjechałem z rodzicami za lepszym życiem, jak to się mówi, za chlebem. Bardzo mi się tu podoba. Okolica miła. Dużo się dzieje... Rodzice powiedzieli, że jak będzie lepiej z pieniędzmi, to może nawet pójdę do szkoły! Dacie wiarę? Świat zwariował! Nigdy bym nie uwierzył, że szczęście tak się do mnie uśmiechnie... - przerwałam, żeby spojrzeć na chłopaka w marynarce, nie wyglądał na zadowolonego.

- Ale co robisz TUTAJ? Na Placu... - powiedział szorstko. Postanowiłam nie wychodzić z roli, zaryzykować.

- Denerwujesz się? - zapytałam uprzejmie - Bo taki pan w białym kitlu mówi, że to nie dobrze. On zawsze ze mną o tym rozmawia...

- Nie, nie denerwuję się... Jaki znowu pan w kitlu?! - zapytał głośniej, a ja poczułam nieco mocniejsze wykręcanie moich rąk. Zabolało, ale nie na tyle, żeby mnie złamać.

- No z takiego dużego domu... Tam wszyscy mają białe kitle, a mój kolega to ma nawet taki specjalny, z długimi rękawami i jak jest niegrzeczny to mu te rękawy zawiązują, i on się wtedy próbuje uwolnić, a jak się przewróci, to się tak śmiesznie wije, jak dżdżownica... Świetna zabawa! - uśmiechnęłam się  radośnie.

- Czy on właśnie mówi, że jest z psychiatryka? - zapytał chłopak zza moich pleców, luzując chwyt na moich przedramionach.

   Spojrzałam na Niebieską Marynarkę, z jego miny nie byłam w stanie nic odczytać. Nawet brew mu nie drgnęła. Byłabym pod wrażeniem jego opanowania, gdyby nie fakt, że w tamtym momencie bardzo zależało mi na zobaczeniu u niego jakichkolwiek emocji.

- Przez chwilę myślałem, że to ty zabrałeś naszą chorągiew - powiedział typek zza pleców.

- Co?! - chłopak w niebieskiej marynarce jakby nagle się ożywił - Nie ma chorągwi?! Jak? - zapytał nerwowo patrząc na mnie.

- No co? - odezwałam się - Ja nic nie mam. Nie widziałem nawet żadnej chorągwi. Wszedłem tamtą bramą - kiwnęłam głową w stronę tylnego wejścia. Niebieska marynarka patrzyła na mnie podejrzliwie, więc zaczęłam paplać dalej - No patrz żeż. Widzisz? Nie ma!

Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz