Rozdział 5

911 49 6
                                    

Dzień później

Biegnę szybko ulicą, chcąc się jak najszybciej ukryć przed wzrokiem przechodniów. Mam wrażenie, że wiedzą dokładnie o czym myślę. Muszę się jak najszybciej zobaczyć z Juliet.

Normalnie zachwycałabym się pięknem tych ulic, ale teraz jestem zbyt zawstydzona wydarzeniami poprzedniego dnia. Zaraz spłonę ze wstydu. Kolejny chłopak, przed którym jestem spalona.

Wbiegam jak huragan do domu Jul. Zdejmuję szybko kurtkę i buty. Są całe w śniegu. Na powitanie rzucam tylko szybkie "dzień dobry" do jej mamy.

-Stało się coś? - pyta zdziwiona.

- Jest Juliet? - Pozostawiam jej pytanie bez odpowiedzi.

Patrzy na mnie lekko zadziwiona moim pośpiechem, dalej doprawiając sałatkę.

- Na górze.

Wbiegam na schody i otwieram drzwi do jej pokoju.

- Juliet stało się coś okropnego.

Właśnie siedzi przy lustrze robiąc makijaż. Przejeżdża jeszcze raz tuszem po rzęsach, zanim pyta:

- Kto umarł? - Sięga po szczotkę stojącą w małej kosmetyczce i powoli zaczyna rozczesywać kasztanowe włosy. Zerka na mnie na ułamek sekundy kątem oka, jakby to co jej mam powiedzieć było tylko drobnostką.

- Nikt nie umarł, Juliet. Zrobiłam coś głupiego. - Dotykam ręką czoła w zrezygnowaniu.

- Nie pierwszy raz i nie ostatni. - Wzrusza ramionami i kontynuuje poranną pielęgnację.

- Co z tobą. - Brzmi to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

- Nic. - Po raz pierwszy zaczyna zachowywać się jakbym tam była. Wiem, że coś się stało.

- Mnie możesz powiedzieć.

-Nie. Zupełnie nie o to chodzi. - Wygląda na zamyśloną i odrobinę smutną.

Odpuszczam, nauczona tego, że od Juliet niełatwo cokolwiek wyciągnąć.

- Pocałował mnie.

Jest niewzruszona.

- On ciebie.

- Niby. Ale ja mu na to pozwoliłam. Czuję się okropnie.

- Więc zachowuj się, jakby nic się nie wydarzyło. - Znowu odwraca się ode mnie bokiem.

- Nie potrafię.

-Pomyśl w takim razie, gdzie popełniłaś błąd. I nie pozwól sobie popełnić kolejnego.

Co jej się dzieje? Nigdy tak nie mówiła. Juliet to uosobienie energii. Jak dobrze pamiętam, to ona zawsze na mnie krzyczała, że siedzę pogrążona własną beznadzieją i nie chcę wstać. Uznaję, że pójdę stąd i dam jej godzinę, jak wrócę i dalej będzie taka dziwna, to mogę się martwić. Jak na razie, to czuję się, jakbym rozmawiała z konającą.

Wychodząc na ulicę dokładnie myślę nad jej słowami.

Może tego mi trzeba? - Zapomnienia?

Naprawdę nie mam pojęcia co o tym wszystkim sądzić. Może mam udawać, że nic się nie stało? Myślę, że będzie tak lepiej dla nas obojga. To tylko jeden pocałunek. Może się pomylił i miał halucynacje, że to Blair tam stoi, a nie ja.

Nie wiem czemu, ale nachodzi mnie chęć porozmawiania z Dylanem. Mam godzinę, potem wracam do Juliet.

Skręcam za róg podziwiając kolorowe wystawy sklepów. Wszystko wydaje się takie niezwykłe, zwłaszcza w okresie świąt. Odwracam się gwałtownie. Ktoś natarczywie trąbi tuż koło mnie. Myślę, że to pomyłka, gdy nagle szyba się rozuwa i z samochodu wychyla się Matt.

Beyond WordsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz