Rozdział 10

413 13 1
                                    

11 lat temu (wiek Lucy = 4 lata)

12 maja 2009 r.

Było popołudnie i właśnie wracałam z mamą do domu. Byłyśmy na zakupach i kupiła mi nowego pluszowego misia! Miał jasne futerko i brązowy nosek oraz oczka. W skrócie był po prostu idealny! Szłyśmy dość szybko, ponieważ tatuś miał zrobić mój ulubiony obiad. Makaron z truskawkami! Nie mogłam się doczekać aż dojdziemy do domu.

- Mamo chodź szybciej! Szybciutko!

Złapałam mamę za rękę i zaczęłam ją ciągnąć przed siebie. Zachichotała lekko pod nosem i przyspieszyła tempo.

MK (Miyuki Kobayashi) - Lucy, musimy jeszcze zajść do szpitala. Musimy zabrać zapas krwi dla ciebie, pamiętasz?

Stanęłam w miejscu i próbowałam sobie przypomnieć, czy serio coś takiego mówiła. A no tak! Mówiła mi przed wyjściem na spacer. 

- Zapomniałam o tym! Musimy tam iść? Chcę wrócić do domu i pokazać tacie mojego nowego misia.

MK - Musimy, inaczej nie będziesz panowała na swoim quirkiem.

- No dobrze.

Droga do szpitala trwała chyba wieczność, lub nawet dwie! Dlaczego ja muszę pić krew? Inne dzieci w przedszkolu tego nie robią, a ja muszę? To nie fair!
Może krew jest pyszna. A najlepsza jest, jak to mamusia nazywa, grupa krwi A, ale i tak nie widzę sensu w jej piciu!
Mama odebrała jakieś pudełko z labolatorium i otworzyła je przy mnie. W środku znajdowały się... soczki w kartonikach?

MK - Ostatnio poprosiłam, aby krew dla ciebie pakowali w takie właśnie kartoniki. Będziesz mogła je wtedy pić nawet na placu zabaw czy w parku, a nikt się nie skapnie co to jest, prawda?

Wzięłam jeden z kartoników w rękę i obejrzałam rysunki na nim. Były tam narysowanie truskawki i maliny. W mojej głowie nagle zabłysła jakby mała lampka.

- To jest krew o smaku truskawek i malin?! Ale super!

MK - Niestety, ale nie. To tylko taka przykrywka.

Lekko zawiedziona odłożyłam kartonik z krwią do pudełka i wraz z mamą znowu kierowałyśmy się w stronę domu. Mój nowy miś nawet dostał powózkę w moim żółtym plecaku! Misio był jednak troszkę za duży, aby zmieścić się całkowicie do mojego plecaka, więc wystawała mu głowa.
Gdy dotarłyśmy do domu w progu drzwi zauważyłam mojego tatę. Był wyraźnie zdenerwowany, ale gdy mnie zauważył na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Tatuś!

HK (Haruki Kobayashi) - Córcia, jak było na spacerze?

- Dobrze, nawet mam nowego misia!

Sięgnęłam do mojego plecaka i wyciągnęłam z niego mojego nowego pluszaka. Tata wziął go w ręce i obejrzał. Po chwili oddał mi go z powrotem.

HK - To naprawdę ładny miś. A teraz może wejdziesz do domu i zjesz obiad? Jest już nałożony i talerze są na stole. Ja muszę jeszcze chwilkę porozmawiać z mamą.

- Okej!

Wbiegłam do domu, wcześniej zdejmując buty. Gdy wbiegłam do kuchni czułam zapach truskawek. To chyba mój ulubiony zapach! Ustawiłam mojego misia na krześle obok mnie i zaczęłam jeść obiad. Od czasu do czasu dawałam misiowi spróbować makaronu, ale on jest bardzo niezdarny i zawsze się brudzi przy jedzeniu,wiec wycierałam mu pyszczek ściereczką.
Gdy zjadłam już wszystko z talerza moich rodziców jeszcze nie było, a ja chciałam dokładkę! Zeszłam w krzesła i podeszłam do blatu. Nie mogłam sięgnąć tej dziwnej podziurawionej miski z makaronem, kto mógł ją postawić tak daleko!? Po chwili się poddałam i wraz z misiem poszłam poprosić tatę o pomoc.
Weszłam do salonu i zauważyłam moją mamę, która płaczę oraz mojego tatę, który ją pociesza. Po cichu podeszłam do nich i podsłuchałam ich rozmowę...

HK - Wszystko będzie w porządku kochanie, nic nam się nie stanie...

MK - Haruki tu nie chodzi o nas, a co jeśli zrobią coś Lucy? Albo co jeśli nam coś zrobią, a Lucy zostanie całkowicie sama? Albo gorzej...

HK - Hej, nic takiego się nie stanie. Obronie nas...

Nie wiedziałam o czym mówią. Kto mógłby nas skrzywdzić? Nagle poczułam coś mokrego spływającego po moim policzku. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać.

- Tato, o czym mówicie?... Ktoś chce nas skrzywdzić?

Momentalnie moi rodzice odwrócili się do mnie. Tatuś wstał z kanapy i przykucnął przede mną.

HK - Nie, oczywiście że nie. Ale chyba prosiłem cię, abyś zjadła obiad. To co ty tutaj robisz?

- Zjadłam już i chce dokładkę, ale ktoś postawił tą podziurawioną miskę za daleko i nie mogę jej sięgnąć...

HK - Dobrze, chodź nałożę Ci jeszcze. Chyba musi ci bardzo smakować, jeżeli chcesz więcej.

Przytaknęłam głową i poszłam z tatą za rękę z powrotem do kuchni. Jeszcze przed wyjściem z salonu spojrzałam w stronę mamy, a ona uśmiechnęła się do mnie.
I tak oto w ten sposób skończyłam ze zjedzonymi dwoma talerzami makaronu z truskawkami. Po obiedzie mój misio wymagał prania, no co za niezdara!
Siedziałam właśnie przed pralką i czekałam aż skończy wirować. Patrzyłam jak miś robi fikołki w środku. Nawet nie zauważyłam, kiedy pralka skoczyłam prać. Zanim zdążyłam wyjąć misia z pralki wyprzedziła mnie mama.

- Mogę już mojego misia?

MK - Jeszcze nie, musimy go włożyć do suszarki na piętnaście minut, aby był suchy i gotowy do przytulania.

- No dobrze...

Próbowałam patrzeć jak misio znowu robi fikołki, jednak chyba w połowie moje oczy się zamknęły i przysnęłam. Miałam zamknięte oczy, ale słyszałam wszystko w okół mnie.
Usłyszałam znajomy dźwięk wyłączenia się suszarki, jednak moje ciało było zbyt zmęczone, aby wstać. Usłyszałam obok mnie kroki, potem otwieranie suszarki i w końcu bardzo mi znany głos.

MK - Twój misio jest czyściutki. Następnym razem nie karm go truskawkami, dobrze?

Mamusia podniosła mnie z podłogi i zaniosła mnie do mojego pokoju. Położyła mnie w moim łóżku i położyła Pana misia obok mnie. Przytuliłam go i poczułam, jak przykrywa mnie kołdrą.

MK - Dobranoc kochanie, kocham cię najmocniej na świecie, zapamiętaj to sobie.

Poczułam całusa na moim czole i zaczęłam zapadać w głębszy sen...

Time Skip

Obudziły mnie nagle głośne hałasy dobiegające z salonu. Przytuliłam się do pluszaka i poszłam w stronę hałasu. Gdy stanęłam w progu pokoju to co zobaczyłam sprawiło, że mój miś wypadł mi z rąk. W całym salonie było mnóstwo krwi, a moi rodzice leżeli na podłodze w ogromnej kałuży krwi. Ze łzami w oczach odbiegłam do nich i kucnęłam obok.

- Mamo! Tato! Co się stało?! Obudźcie się, proszę!

Zaczęłam ich szturchać w ramię, ale nic to nie pomogło. Zaczęłam strasznie głośno płakać i krzyczeć. Było to wystarczająco głośno, aby sąsiad przyszedł sprawdzić co się stało.

S (sąsiad) - Lucy-chan dlaczego tak krzyczysz--- O mój Boże!! Co tu się stało?!

- Nie w-wiem! O-obudziły mnie g-głośne hałasy i z-znalazłam tak mamę i tatę...

Ledwo co mogłam mówić pomiędzy moim płaczem. Co chwilę się zacinałam i zatykałam się nabieranym powietrzem. Sąsiad wyniósł mnie z domu i zadzwonił na policję. Nawet nie zdarzyłam zabrać mojego misia z domu...

***

Od autorki: rozdział miąć być wczoraj lub przedwczoraj, ale jest dzisiaj. Mój wyjazd ze znajomymi się przedłużył i wróciłam dopiero wczoraj. Jakby ktoś nie zrozumiał to jest wspomnienie, które Lucy opowiada swoim przyjaciołom na dachu budynku szkoły. Jakby wzięła mnie wena, to może jutro (bardziej dzisiaj, bo jest już po północy) pojawi się kolejny rozdział. Dzięki za przeczytanie tego rozdziału! Do przeczytania! Bayo!

PS. Zdjęcie w mediach to Lucy, gdy zobaczyła swoich rodziców w salonie.


"Moja mała wampirzyca" || Katsuki Bakugou x female readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz