|14| dziewięćdziesiąt minut

681 33 85
                                    


Zaparkowałam na jednym z wolnych miejsc pod wielkim stadionem. Wyjęłam kluczyk ze stacyjki i odetchnęłam głęboko. Czy to był dobry pomysł? Zapewne nie, ale moje życie towarzyskie i tak już toczyło się nieuchronnie w przepaść i nie byłam pewna czy cokolwiek mogłoby je jeszcze bardziej pogorszyć.

Wysiadłam z auta, wkładając do kieszeni spodni telefon, portfel i klucze. Nie brałam torebki - matka zdążyła mi wbić do głowy, że na stadionie na osiemdziesiąt procent ktoś spróbuje mi ją ukraść. I chociaż zdawałam sobie sprawę, że prawdopodobnie dramatyzuje, część jej paranoi została gdzieś z tyłu mojej głowy.

Do ręki wzięłam sportową torbę, którą Shaker zostawił w moim aucie jeszcze kilka miesięcy temu. Stwierdziłam, że jeśli ewentualne spotkanie nie pójdzie po mojej myśli, może to być ostatnia okazja, żeby mu ją oddać.

Zamknęłam samochód i ruszyłam w stronę wejścia.

Bramki były zatłoczone tłumem fanów, ale ja udałam się do niemal pustego wejścia podpisanego VIP. Podałam ochroniarzowi bilet. Ten obrzucił mnie wzrokiem, jakbym wypełzła właśnie ze śmietnika i dokładnie obejrzał podany mu papier. Spojrzałam na siebie: nie wystroiłam się szczególnie (w końcu to był tylko mecz, matko), ale nie wyglądałam na bezdomną. Oprócz czarnych jeansów, schodzonych trampek i związanych na szybko włosów, miałam też czerwoną bluzę, którą shaker dał mi te tryliard lat temu na plaży. Stwierdziłam, że muszę mieć coś związanego z barwami drużyny, żeby nie wyjść na kompletną niedojdę, która nie wie co w ogóle robi na stadionie. Poza tym, ponownie: jeśli spotkanie nie pójdzie po mojej myśli, chłopak może poprosi o zwrot bluzy (chociaż naprawdę miałam nadzieję, że jednak tego nie zrobi).

W końcu ochroniarz oddał mi bilet i usunął się z bramki, żeby dać mi przejść. Wyminęłam go i ruszyłam od razu w prawo, nawet nie rozglądając się za znakiem wskazującym moją sekcję miejsc. Sprzątanie tu kilka razy w miesiącu pozwoliło mi zapamiętać ten wielki kompleks niemal na pamięć, więc trafienie do mojego krzesełka nie było problemem. W końcu, po przepchnięciu się przez tłum rozemocjonowanych fanów i fanek dotarłam do pierwszego rzędu sekcji D znajdującej się tuż przy wyjściu dla piłkarzy. Usiadłam spokojnie i patrzyłam na powoli zapełniające się trybuny.

Miejsce miałam bardzo dobre - w końcu bilet był vipowski. Po lewej stronie było wejście dla zawodników, a tuż przede mną rozciągała się zieleń murawy. Kilka rzędów za mną znajdowała się budka dla komentatorów; od siedzących w niej mężczyzny i kobiety na kilometr można było wyczuć wielkie podekscytowanie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałabym tak się przejmować tym sportem jak oni i cała reszta otaczającej mnie widowni, ale prawda była taka że piłką nożną nie interesowałam się za grosz, a przyszłam tylko dlatego, bo miałam palące przeczucie, że może to być moja jedyna szansa na wyjaśnienie sobie wszystkiego z Shakerem. Było mi trochę wstyd - w końcu mogłam zajmować miejsce komuś, komu mogło naprawdę na nim zależeć - ale starałam się tym nie przejmować i wyciągnąć z tego dnia jak najlepsze wspomnienia.

Trybuny były już pełne i teraz huczały od wrzasków czekających kibiców. Obok mnie siedziało już kilka osób, kobiet i mężczyzn, wyglądających dużo spokojniej niż cała reszta. Domyśliłam się, że musieli być to członkowie rodziny zawodników, więc takich wydarzeń musieli już przeżyć co najmniej paręnaście. Siedząca obok mnie ciemnoskóra kobieta, spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się w niemal matczyny sposób. Czy aż tak było widać jak bardzo zestresowana byłam? Odpowiedziałam niepewnym uśmiechem.

- Pierwszy raz cię tu widzę - powiedziała wesoło. - To dziwne, bo z resztą znamy się jak łyse konie. Grace Skosana - zaśmiała się, wystawiając wypielęgnowaną dłoń w moją stronę.

płacząca wierzba || supa strikasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz