rozdział szósty

273 25 28
                                    

jughead

Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego, ale bez słowa wpuścił mnie do środka. Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem zbyt wiele po wnętrzu tego domu, ale było naprawdę źle. Fred Andrews by się załamał gdyby zobaczył co odwala jego jedyny syn.

Wszędzie leżały jakieś ubrania (zapewne były brudne), papierki po chipsach, puszki po piwie i energetykach, oraz inne rzeczy nieznanego pochodzenia. Jedynie salon był w miarę czysty. Nie miałem jednak okazji mu się przyjrzeć, bo Andrews zaprosił mnie do kuchni. W zlewie piętrzyły się nieumyte naczynia, a na blacie znajdowały się pudełka po mrożonej pizzie i innych daniach 'na gotowo'.

- Uhh...Przepraszam za bałagan. - Mężczyzna się zmieszał i pomasował po karku. - Nie spodziewałem się gości.
- To ja przepraszam. - Szybko dodałem, by rudzielec nie czuł się winny za coś, co nie zależy od niego. - Przyszedłem bez zapowiedzi. Jestem teraz w mieście, więc pomyślałem, że odwiedzę starego kumpla. - Skłamałem. Nie chciałem by traktował to jak jakieś przesłuchanie, bo to tylko mogło pogorszyć sytuację. W zamian, planowałem przeprowadzić z nim w miarę możliwości luźną rozmowę, a kiedy będzie trzeba bardziej drążyć temat.
- Napijesz się czegoś Jug?- Zapytał, odgarniając śmieci ze stołu, tym samym zwalając je na podłogę. Nie miałem za bardzo ochoty na picie, ale z uprzejmości poprosiłem o zwykłą herbatę. Archie pokiwał głową i zaczął przeszukiwać swoje szafki.
- Yyyy...Herbata się skończyła. - Odpowiedział. - Mam tylko piwo, jakąś wódkę i wodę, ale tylko taką z kranu.
- Okej, nie musisz mi nic robić. - Powiedziałem i miałem nadzieję, że go tym nie uraziłem. Posiadanie tylko alkoholu w domu o czymś świadczyło i było to bardzo poważne. Archie Andrews był chory. Alkoholizm jest okropną przypadłością i obiecałem sobie w myślach, że postaram się zrobić coś by mu pomóc. - Co tam u ciebie stary? - Zapytałem prosto, licząc na jakiś dalszy rozwój konwersacji.
- Jakoś leci. - Westchnął i otworzył butelkę piwa. - A u ciebie? Jak w Nowym Jorku?
- Nie jest źle, ale zdecydowanie wolę spokojniejsze miejsca takie jak Riverdale. Bez tego zgiełku. Tutaj czas leci wolniej i znam to miasto jak własną kieszeń, więc czuję się tu lepiej... Kiedyś bym może powiedział, że jest tu bezpiecznie, ale po ostatnich wydarzeniach sam już nie wiem w co wierzyć. - Powiedziałem. Riverdale już nigdy nie będzie tym beztroskim miasteczkiem słynącym z syropu klonowego. Śmierć Veronici pokazała, że możesz zostać pozbawionym życia nawet w najmniej oczekiwanym momencie. To przerażało najbardziej.
- Ahh, moje kondolencje. - Zmarszczyłem brwi słysząc jego obojętny głos. - Policja ma już jakieś podejrzenia?
- Niestety nie. - Odpowiedziałem. - Ale widziałem, że rozmawiałeś z nią tego dnia. Może widziałeś coś podejrzanego?
- Nie. Rozmawialiśmy o tym co u nas i myślałem, że może potem uda mi się wyciągnąć ją na jakąś randkę. - Wyobrażenie sobie rudego i mojej siostry było wstrząsające. Wiedziałem, że kiedyś Andrews się jej podobał, ale wtedy miał ją gdzieś. - A czy ty przypadkiem nie zignorowałeś jej w liceum?
- Byłem wtedy głupi. Nie doceniałem tego co miałem przed nosem, a gdy w końcu zwróciłem na nią uwagę, było już za późno. - Pokręcił głową i przyłożył butelkę do ust. Opróżnił ją za pomocą kilku łyków i odstawił na blat. Nie miałem już pomysłów o co mógłbym go zapytać, ale byłem pewny, że to nie on zamordował moją siostrę.

***

Następnego dnia wparowałem do biura Cooper by podsumować wszystko czego się dowiedzieliśmy. Ja nie miałem nic ciekawego do powiedzenia, ale miałem nadzieję, że ona wyciągnęła coś od Reggie'go. Inaczej ciągle będziemy w kropce.
- Cooper. - Skinąłem głową wchodząc do pomieszczenia. - Mantle wyjawił ci coś ciekawego? - Zapytałem i zająłem miejsce na krześle. Betty oderwała swój wzrok od telefonu i pokręciła bezradnie głową.
- Nic. - Odpowiedziała. - Ugh! Nie wiedziałam, że to będzie aż takie trudne. Szeryf miał rację mówiąc, że zrobił to profesjonalista.
- Spokojnie Cooper. - Przewróciłem oczami. - To dopiero dwie pierwsze osoby z którymi rozmawialiśmy.
- A Andrews? Powiedział coś?
- Niestety nic. - Powiedziałem i zacząłem bawić się długopisem leżącym przede mną. Blondynka skarciła mnie spojrzeniem, ale nie zwracałem na nią uwagi.
- Cokolwiek? Jakieś nazwisko może?
- Mówiłem, że nic ciekawego nie powiedział. - Odparłem. - To na pewno nie on. Popadł w alkoholizm i gdy rozmawiał z Veronicą, to chciał ją przekonać do wyjścia na kawę.
- Wiesz może czy się zgodziła? - Dopytała Betty notując coś w notesie.
- Nie mam pojęcia. - Westchnąłem.
- Może odmówiła i Archie się wściekł.
- Odpada. - Powiedziałem. Wpatrywałem się w długopis, który obracałem w palcach. - Pamiętasz słowa szeryfa? To nie była zbrodnia w afekcie. Ktoś dokładnie zaplanował morderstwo. Pytanie brzmi czy Veronica była na celowniku od początku, czy może nasz morderca skorzystał z okazji.
- Skoro zrobił to profesjonalista to raczej od początku planował zabić Vee. Musiał ją obserwować przez jakiś czas. - Pokiwałem głową, zgadzając się z kobietą. Przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Przewróciłem oczami i zacząłem szukać urządzenia w kieszeniach.
- To twoja dziewczyna?- Zapytała Cooper, z politowaniem patrząc na wyświetlacz telefonu, który jednak leżał na biurku. - Współczuję jej. - Podniosłem komórkę i wstałem z krzesła, nie zwracając uwagi na jej komentarze.
- Za chwilkę wracam. - Rzuciłem i opuściłem pomieszczenie.
- Megan? Czego chcesz? - Zapytałem kobietę po drugiej stronie. Kiedy nic nie wyszło z naszej randki, zaczęła umawiać się z moim menedżerem i dziwnym trafem teraz ona częściej kontaktowała się ze mną w sprawie książek, niż on sam.
- Musisz przylecieć na kilka dni do Nowego Jorku. - Odparła.
- Nie można tego załatwić przez video chat? - Westchnąłem. Byłem w trakcie bardzo ważnego śledztwa i nie miałem ochoty go przerywać.
- Niestety nie. Wiem co się stało z twoją siostrą i bardzo mi przykro z tego powodu, ale to tylko trzy dni Jug. Potem znowu będziesz się mógł obijać.
- Okej. - Westchnąłem, wiedząc, że za bardzo nie mam innego wyjścia. Będę tam jak najszybciej się da. - Powiedziałem i rozłączyłem się.
- I co? - Zapytała Cooper, gdy znowu wszedłem do jej biura. - Jakaś randeczka się szykuje? Biedna dziewczyna.
- Nie. Mam do załatwienia jakieś sprawy z książką w Nowym Jorku. - Odparłem.
- Oh, zostawiasz mnie samą z tym wszystkim?
- Tylko na trzy dni. Poza tym Cooper, jesteś już dużą dziewczynką, dasz sobie radę. Wiem, że to ja jestem najlepszy w tym duecie, ale wytrzymasz kilka dni bez mojej boskości. - Puściłem jej oczko. Betty wygladała jakby chciała zamordować mnie długopisem, znajdującym się w jej ręce dlatego szybko ulotniłem się z pokoju i zadowolony z siebie wróciłem do domu.


____

meh nudy w tym rozdziale, ale w kolejnym będzie jakaś akcja ciekawsza i no przepraszam za swoją głupotę
👁️👄👁️

hold me down | bughead fanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz