Mil szła po lodzie. Szukała foczego przerębla. Znajdowała się teraz daleko od rodzinnego Lodowego Miasta. Ojciec powiedział, że jeżeli nie znajdzie żadnego przerębla, to nie jest godna miana księżniczki wojowniczki z Arktyki. Dziewczyna przeklinała ojca w myślach, bo krążyła tak już ponad godzinę i nic nie znalazła.
-Raaaa! Ja chcę już wrócić!- krzyknęła Mil. Może i była córką królowej, ale nie była bardzo rozpieszczona. Dużo trenowała, ale teraz podróżowała z rodzicami po Arktyce. Zawsze miała ze sobą swój miecz. Z długą klingą, rękojeścią zdobioną wełną barwioną na dwa kolory: błękitny i zielony. Gdy tak szła przez śnieg odruchowo dotknęła zielonej wełny. Dostała ją od swojego przyjaciela Kaia, z Eury. Usiadła w zaspie. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się gwałtownie i wyciągnęła miecz. Zauważyła dużego kota, białego w czarne plamki. Pantera śnieżna. Schowała miecz i obserwowała zwierzę. Od zawsze kochała pantery śnieżne, były takie piękne i drapieżne jednocześnie. Pantera która była w pobliżu kulała.
-Biedna. Muszę... Muszę jej pomóc- wyszeptała do siebie. Powoli podeszła do zwierzaka. Wyciągnęła dłoń i odwróciła głowę, bojąc się, o swoją rękę. Pantera otarła się delikatnie o jej palce i miauknęła cicho. Mil wyciągnęła z torby bandaże.
-Wiem, że to nie będzie przyjemne. Ale to jedyny sposób- powiedziała do drapieżnika. Pantera posłusznie zamruczała i nie ruszyła się. Mil delikatnie ujęła jej łapę i zaczęła oglądać ranę. Nie była duża, za to głęboka. Obwiązała łapę bandażem i pogłaskała panterę po głowie. Ta miauknęła w podziękowaniu i odeszła z wdziękiem. Dopiero wtedy Mil skumała, że się zgubiła. Totalnie straciła orientację. Postanowiła nie panikować, ale im dłużej się do tego zmuszała, tym bardziej chciało jej się płakać. Po chwili po prostu osunęła się na kolana i schowała twarz w dłoniach. Po policzkach spływały jej zimne łzy.
-No czeeeemu???!! Głupi ojciec i te jego pomysłyyy- płakała. Zobaczyła oślepiający błysk, był całkowicie biały. Poderwała głowę i zobaczyła... Największą panterę śnieżną jaką widziała w życiu. Miała złote oczy, błyszczące, pełne miłości i inteligencji drapieżnika.
-Ł-ał- zająknęła się.
-Czy ty.. jesteś moim zwierzoduchem?- Mil była całkowicie zdezorientowana. Pantera podeszła do niej i polizała po policzku. Mil wtuliła się w jej gęste futro. Myślała nad imieniem dla zwierzoducha. "Hmm... Złoty... Maili... Mai... Tak!" Maili w jej języku oznaczało właśnie złoto, czyli kolor oczu pantery.
-Em... Mai?- zapytała z nadzieją. Zwierzoduch otarł się o jej twarz, dając znak, że się jej podoba.
CZYTASZ
Pośród śniegów
RandomJest to opowieść o Mil i Mai, o Kaiu, Nero i innych z EZZ-tu. Wiem, że mam dużo takich książek. Nie obchodzi mnie to😅