23.Żegnaj Tukif

257 19 13
                                    

Nim zacznę, chciałbym ogłosić, iż w poprzednim rozdziale perspektywa Wrusa(nie Wirusa :D) nie była mówiona Luke'owi. Historia, którą opowiedział kończy się na "...wolałbyś ich nie widzieć" czy jakoś tak :P Dalej zaczyna się informacja dla WAS o jego historii, nie dla Luke'a. Nom. Tyle :D

***Perspektywa Luke'a***

Zeszliśmy po schodach. Zauważyłem, że Wrus ma niewyraźną minę. Miałem wrażenie, że nasza rozmowa przywróciła mu jakieś nieprzyjemne wspomnienie. Co ja gadam! Rozmowa o śmierci ojca, którego się znało, musi być ciężka. Ja też nie byłem w dobrym nastroju - w końcu zaraz miał być pogrzeb Tukifa, którego, ciężko mi nawet o tym myśleć, zabiłem. Jedne z drzwi na korytarzu, przez który przechodziłem, były otwarte. Pokój zapewne był jadalnią, ponieważ na środku ustawiony był nakryty stół. Wokół niego na krzesłach siedziało około dziesięciu osób, w tym Neema i służąca, która przyniosła mi ubrania. Wszyscy siedzieli w milczeniu. Zauważyłem dwa wolne miejsca - dla mnie i dla Wrusa. Usiadłem na jednym z nich pomiędzy służącą, a Wrusem. Naprzeciwko mnie siedział wódz. Zauważyłem, że sztućce były zdobione w nietypowy sposób. Na łyżce pojawiały się motywy roślinne, na nożu otwarta paszcza drapieżnego zwierzęcia, ale widelec był najciekawszy. Miał kształt ręki z pięcioma długimi pazurami. Po chwili do pomieszczenia weszło dwóch służących, niosących dania. Wszyscy zaczęli sobie nakładać potrawy, ale ja z szerokimi oczami napawałem się widokiem. Rzadko zdarzało mi się zjadać mięso, a jeśli już, to nie kończyło się to dobrze. Hodowle zwierząt w Polani nie były zadbane. Mięso często było nieświeże, a bydło chorowało. Ciężko było się nie zatruć. Przez kilka pierwszych sekund po wspomnieniach jedzenia z Polani nie byłem pewien co do jedzenia, ale po chwili zdecydowałem się wchłonąć w siebie kilka grubych kawałków wołowiny, miskę zupy warzywnej i nietypową sałatkę z liści tutejszych drzew. Po chwili do pomieszczenia został wniesiony dzban z białym płynem. Służący rozdali miseczki i do każdej nalali tajemniczą ciecz. Wszyscy podnieśli naczynia i powoli je opróżniali. Zrobiłem to samo. Biały płyn był bardzo słodki, ale nie zemdlił mnie. Ciężko było powiedzieć, z czego jest zrobiony, ale w tym momencie był to najmniejszy problem. Po skończonej kolacji Neema zamienił kilka słów z gośćmi, po czym zwrócił się do mnie.

-Uroczystość zacznie się za pół godziny. W swoim pokoju znajdziesz strój - mówił poważnym głosem. Bez słowa zawróciłem, Wrus został jeszcze przy stole i rozmawiał z wodzem. Strój leżał na łóżku. Był to tylko niebieski płaszcz z kapturem. Zakładając go zauważyłem, że rękawy są o wiele za długie, a sam płaszcz sięga mi do kolan. Zdziwiony rozejrzałem się jeszcze raz, ale nie zauważyłem żadnej garderoby. Postanowiłem spytać się Neemy, czy nie zaszła jakaś pomyłka. Moja dłoń już miała popchnąć drzwi, gdy nagle ktoś popchnął (jak się później okazało - kopnął) z całej siły. Drzwi uderzyły w moją rękę, a ja przekląłem. Moja prawa dłoń była cała czerwona i spuchła, straciłem czucie.

-Ja pier*ole! - krzyknąłem.

-Masz bogaty zasób słownictwa. - usłyszałem rozbawiony głos Wrusa. Nie ukrywam, byłem już rozeźlony do tego stopnia, że z pięściami... pięścią znaczy się, rzuciłem się na Murzyna. Zaskoczony nie zdążył się obronić i uderzył głową w ścianę. Przerażony puściłem chłopaka i zdołałem tylko wydusić:

-Żyjesz?

-Nie, umarłem - odpowiedział i stęknął. Uśmiechnąłem się i podałem mu, o ja inteligentny, prawą rękę. Ulżyło mi, że jednak nie mam na sumieniu kolejnej śmierci. Pocierając głowę wstał i uścisnął. Ciszę na korytarzu przerwał mój okrzyk bólu. Kilku mieszkańców budynku wybiegło z przerażeniem, w tym Neema. Wrus zaczął tłumaczyć wodzowi i służącym o tym, co zaszło, ja tymczasem ściskając mocno zęby trzymałem rękę. Silny był jak na trzynastolatka...

-Dobra, mniejsza z tym. Chodźmy na uroczystość. Ładny strój Wrus.

-Dziękuję - odpowiedział Murzyn. Spuściłem na chwilę wzrok z ręki i przyjrzałem się jego strojowi. Również miał na sobie płaszcz, ale koloru nieco jaśniejszego niż mój oraz owinięty w pasie czerwonym pasem. Darowałem sobie pytanie, dlaczego jestem ubrany inaczej. Zapewne dotyczyło to tradycji, które i tam byłyby dla mnie niezrozumiałe. Zniecierpliwiony i rozdrażniony, pierwszy ruszyłem w kierunku wyjścia. Zdziwiłem się, kiedy na dworze zobaczyłem zaledwie kilkanaście osób. Byłem pewien, że Tukif był znaną osobą w wiosce. Chwilę po mnie z domu wyszedł Wrus i Neema oraz służąca, którą widziałem z tłumaczem. Wszyscy mieli stroje takie jak Wrus. Zaniepokojony ruszyłem za nimi w kierunku cmentarza, gdzie emocje osiągnęły szczyt. Wszyscy mieli na sobie jasnoniebieskie płaszcze z czerwonym paskiem. Przybliżyłem się do Neemy.

-Wytłumacz mi, dlaczego tylko ja nie mam tego przeklętego, czerwonego paska? - spytałem szeptem.

-Bo tylko ty będziesz wygłaszać przemowę - powiedział, a ja zbladłem. Ten dzień nie mógł być gorszy... Po chwili stałem na niewielkim wzniesieniu razem z Neemą, który - o ironio! - miał mi służyć za tłumacza. Od uczestniczących w uroczystości byliśmy oddzieleni trumną, a dokładniej drewnianym pudłem wyłożonym wielkimi liściami, na których spoczywało ciało zmarłego. Przez chwilę wpatrywałem się w ciało Tukifa. Twarz miał bardzo bladą, a ubrany był w... czerwony płaszcz z niebieskim pasem. Wypuściłem głośno powietrze, co zdziwiło nieco tubylców, a ja się zmieszałem. Neema wypowiedział kilka zdań, po czym zwrócił się do mnie, żebym zaczął przemowę. Mimo guli w gardle i wielkiej tremy miałem zacząć mówić, gdy zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.

-Ale ja go nie nawet nie znałem.

-Sądziłem, że zdążyłeś go poznać.

-To źle myślałeś. - Westchnąłem. - Mów coś w moim imieniu, interweniujmy - zaproponowałem, a Neema zaczął przemowę. Wypowiadałem pierwsze lepsze zdania, jakie ślina przyniosła mi na język. Minęło kilka minut, gdy usłyszałem cichy szept Wrusa.

-O nie...

Chłopak zbiegł szybko ze wzniesienia i podbiegł kilka metrów dalej do drzewa, obok którego stała podobna skrzynia do tej, w której leżał Tukif. Murzyn kucnął przy niej i zaczął szybko wypowiadać nieznany mi słowa, pewnie modlitwy. Domyślałem się, kim była osoba w trumnie. Wychodzi na to, ze Wrus również został sierotą. Czułem, że nie mogę zostać dłużej w tej wiosce. Zbyt wiele tu widziałem, zbyt wiele słyszałem, a przede wszystkim zbyt wiele się tu stało. Postanowiłem, że już jutro rano rozpocznę kolejny, długi etap swojej wędrówki.

-Neema, przetłumacz słowa, które teraz wypowiem. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza. A więc byłem wśród was tylko kilka dni, prawie nikt z was mnie nie zna - zacząłem przemowę. - Łatwo się jednak domyślić, że nie jestem tutejszy. Jutro z rana wyruszę w dalszą podróż. Nie chciałem, żeby mój pobyt tutaj skończył się twoim pogrzebem. Bardzo cię przepraszam, że musiałeś mnie poznać. - Łzy napłynęły mi do oczu. Gula w gardle wzrosła, zdołałem wypowiedzieć tylko dwa słowa. - Żegnaj Tukif.

Otarłem pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. Kilku służących zamknęło wieko skrzyni i zanieśli ją do lasu. Ludzie w ponurym nastroju zaczęli się rozchodzić. Po kilku minutach wrócił również Wrus. Pytanie jak się czuje, nie było raczej na miejscu. W ciszy wróciliśmy do domu.

***

-A więc nas opuszczasz? - spytał wódz.

-Przykro mi.

-Nie chcesz, by ktoś ci towarzyszył? - spytał. Już miałem odpowiedzieć "nie", gdy usłyszałem obok głos Wrusa.

-Chce

poomoc.pl - strona, na którą wchodzicie codziennie!


Piorun (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz