1918
tydzień późniejJeżeli kiedykolwiek bracia Salvatore czy inni im znani ludzie, czy nadprzyrodzeni twierdzili, że przeżywają piekło na Ziemi, to w tamtym momencie Stefan zrozumiał, jak bardzo wszyscy się mylili. W tej jednej chwili zapragnął zakończyć swój długi żywot i trafić do najgorszy czeluści piekielnych, oby tylko nie być więcej narażonym na autorskie metody przywracania człowieczeństwa panienki Encantes. Od ich spotkania w barze minął tydzień, a młody mężczyzna czuł się, jakby minęły wieki. Nie chodziło o to, że tak dobrze zdążył poznać tę drobną kobietę, a o psychiczne, jak i fizyczne zmęczenie. Młodszy Salvatore chciał wręcz cofnąć się w czasie i w ogóle nie zatracać się w niepohamowanym pragnieniu. Nie było to niestety możliwe.
- Stefanie!! Jesteś gotowy? - dźwięczny głos rozniósł się po skromnej willi. - Zaraz naprawdę będziemy spóźnieni!
- Już idę, Aline. Nie denerwuj się najdroższa. - brunet odpowiedział radośnie i uspokajająco. To nie tak, że był w tej chwili szczęśliwy. Bynajmniej. Może na samym początku podobało mu się to wszystko, jednak szybko zmienił zdanie w tej kwestii.
***
Rdza. Rdza z solą. To ten zapach spowodował, że wymknęłam się z objęć Morfeusza. Otworzyłam leniwie oczy i przeciągnęłam się, jak najbardziej się dało. Od dawien dawna tak dobrze mi się nie spało. Rozejrzałam się po pokoju, w którym spędziłam tę noc. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy był wielki fotel, na którym leżały moje wczorajsze ubrania oraz torebka. Szybko ogarnęłam wzrokiem resztę pokoju, próbując przypomnieć sobie coś z poprzedniego wieczoru. Na pewno byłam w barze i dużo piłam. Pozostałą część nocy spowijała delikatna mgła. W ekspresowym tempie zerwałam się z łóżka, by na spokojnie obejrzeć swoje ciało. Po kilku minutach odetchnęłam z ulgą. Nie miałam żadnych ugryzień ani innych śladów ingerencji osób trzecich. Jedyne co mnie lekko zdziwiło, był męski T-shirt o kilka numerów na mnie za duży, który miałam na sobie. Już planowałam rozmowę, jaką odbędę z brunetem, gdy tylko pojawi się w moim zasięgu, a tymczasem postanowiłam się odświeżyć. Wyciągnęłam z torebki ubrania na dzisiejszy dzień, kosmetyki i skierowałam się do drzwi prowadzących do łazienki. Kiedy znalazłam się w środku, ułożyłam wszystkie trzymane przeze mnie rzeczy na stoliku obok kabiny prysznicowej i po rozebraniu się weszłam do niej. Czułam jak krople wody spływają po moim ciele, zabierając ze sobą drobne emocje. Rozmyślałam nad wszystkim, co wydarzyło się przez te kilka dni i doszłam do wniosku, że jeżeli chcę naprawić relację z ważnymi dla mnie osobami, to nie mam innego wyboru niż zostać w Mystic Falls na o wiele dłuższy czas od pierwotnie planowanego. Po pierwsze postanowiłam zerwać kontakt z rodzeństwem Salvatore. Istniały dwa scenariusze mojego zachowania, które mogliby założyć. Jednym z nich była chęć pomocy w pozbyciu się Starych z miasta, natomiast drugim jej odmowa. Od zawsze uwielbiałam to, że osoby z mojego otoczenia nigdy do końca nie wiedziały co mam w planach i według jakiego schematu zdecydowałam się działać. Po upływie piętnastu minut wróciłam do pokoju w nowym stroju i z przygotowanym planem działania. Spakowałam resztę przedmiotów należących do mnie i z pozytywnym nastawieniem zeszłam na parter posiadłości. Swoje kroki skierowałam do kuchni, skąd unosiła się słodka woń naleśników, lekko wymieszana z powodem mojego przebudzenia.
- Dzień dobry. - Przekroczyłam próg pomieszczenie z wyćwiczonym niewinnym uśmiechem. Mój rozmówca odwrócił się w moim kierunku z patelnią w ręce, by po chwili jej zawartość znalazła się na przyozdobionym talerzu.
- Witam, naszą śpiącą ślicznotkę. - odpowiedział, szczerząc się jak wariat. Wywróciłam oczami na przezwisko, które nadał mi poprzedniego wieczoru i usiadłam przy blacie, aby móc skosztować śniadania zrobionego przez mężczyznę. - Mam nadzieję, że będzie smakować.
- Dziękuję. - Wzięłam kęs dania i uśmiechnęłam się sama do siebie. - To jest przepyszne, dawno nie jadłam czegoś tak dobrego. Przyznaj się, ile nie śpisz? - spytałam ciekawa odpowiedzi.
- W miarę krótko, niecałą godzinę. A ty jak widz... - Wypowiedź przerwał mu wchodzący do pomieszczenia brunet ubrany w, jak przypuszczałam, skrojony na miarę garnitur. Biło od niego szacunkiem, spokojem, ale także pewnego rodzaju grozą.
- Bracie, musimy omówić... Kim jest ta kobieta, bracie? - zapytał w sposób, jakby mnie z nimi nie było, co przyznam bez ogródek, podniosło mi lekko ciśnienie. Już miałam się odezwać, gdy zauważył swój błąd i postanowił go naprawić. - Przepraszam najmocniej, gdzie moje maniery. Jestem Elijah Mikaelson. Mam nadzieję, że mój haniebny uczynek zostanie mi wybaczony.
- Miło mi pana poznać. Nazywam się Aline Encantes i proszę mi wierzyć, spotkałam się z większym chamstwem ze strony mężczyzn w swoim życiu. - odpowiedziałam mu w uprzejmy sposób. Kto wie, może kiedyś będę potrzebowała go po swojej stronie, a najlepiej szukać sojuszników na samym „początku" znajomości. Widziałam zmieszanie na jego twarzy, które sprawiło, że kąciki moich ust podniosły się lekko do góry.
- To, jak przed chwilą słyszałeś jest Aline. - wtrącił się chłopak z pewną nutą w głosie. - Poznaliśmy się wczoraj w barze, jeżeli musisz wiedzieć. - Bracia wymieniali się intensywnymi spojrzeniami, więc pomimo chęci wycofania się z pomieszczenia, postanowiłam zostać przez stałe uczucie obserwacji. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do delektowania się naleśnikami z bananami i truskawkami. Po chwili usłyszałam delikatny śmiech szatyna. - Naprawdę tak ci smakują, że kroisz już pusty talerz?
Zdezorientowana popatrzyłam na niego, potem na zastawę i sztućce, aby po chwili szybko odłożyć je na swoje miejsce. Gdybym mogła najprawdopodobniej byłabym teraz cała czerwona na twarzy, jednak bycie martwą ma kilka zalet. Z uśmiechem wstałam i chwyciłam talerz, aby go umyć, co nie spodobało się obecnym w pomieszczeniu mężczyznom, co skomentowałam spojrzeniem typu "Nie jestem dzieckiem, abyście musieli mnie we wszystkim wyręczać." i rozbawiona wzięłam się za robotę.
- Miło było, jednakże muszę już się zbierać. - oznajmiłam odwracając się do zgromadzonych, wycierając ręce w ręcznik wiszący przy zlewie. - Mam jeszcze parę spraw do ogarnięcia, jeżeli chcę zostać w mieście na dłużej.
- Masz się gdzie zatrzymać? - spytał bez zastanowienia Kol, wywołując mój śmiech. Czy on się o mnie martwił czy tylko chciał coś ugrać dla siebie? Najprawdopodobniej chodziło o to drugie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt jak się do mnie przyczepił poprzedniego wieczoru.
- Nie, ale coś się wymyśli. - stwierdziłam pogodnie. Wyszłam z założenia, że gdyby chcieli mnie zatrzymać, to od razu by to zrobili. Włożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam truchtem w kierunku drogi. Nie minęłam jeszcze dobrze bramy posiadłości jak usłyszałam pisk opon i poczułam uderzenie, które powaliło mnie na ziemię. Rozkojarzona rozejrzałam się i ujrzałam winowajcę całej tej sytuacji, a był to wysoki blondyn o wyjątkowo demonicznej twarzy.
- Jak ty chodzisz, dziewucho?! - I oczywiście od razu z pretensjami do mnie. Zamiast mu odpowiedzieć, postanowiłam wstać. Było to utrudnione ze względu na, jak podejrzewałam, złamaną rękę.
- A ty jak jeździsz, co? - zaśmiałam się z politowaniem, w końcu stając stabilnie naprzeciwko niego. - Zresztą nieważne. Grunt, że nic poważnego się nie stało, prawda? - Nie czekając na jego reakcje ruszyłam dalej w drogę. Nie miałam zamiaru rozmawiać z nim, chociaż rozmową tego nazwać nie można było, ani sekundy dłużej. Dobiegały do mnie nawoływania mężczyzny do których po chwili dołączyły wrzaski pozostałej wcześniej w domu dwójki. Skręciłam z głównej drogi, zanurzając się głębiej w las. Zdążyłam poznać go na tyle, że skracałam podróż z jednego miejsca w drugie nawet o godzinę, w końcu po coś była mi ta wampirza szybkość, czyż nie? Oczywiście z zachowaniem wszelkiej ostrożności, aby nikt niepowołany nie zauważył przemykającej smugi. Kiedy dotarłam do obrzeży miasteczka zwolniłam do ludzkiego tempa. Wróciłam do auta i wsiadłam do niego, by po chwili wysiąść z niego, trzaskając drzwiami. Dlaczego jestem taką idiotką? Dlaczego?!! Kilka minut później poczułam wibracje mojego telefonu. Energicznie wyciągnęłam go z kieszeni kurtki i odebrałam nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Czego? - warknęłam, ignorując karcące i ciekawskie spojrzenia przechodniów.
- Co tak ostro? - rozbrzmiał głos po drugiej stronie, przez który po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. - Stęskniłem się za tobą, Aline. Chociaż chyba nie powinienem cię tak nazywać, nieprawdaż Vi...?
CZYTASZ
I am your weakness
FanfictionCo się stanie jeżeli w Mystic Falls pojawi się od dawna zapomniana osoba? Jak bardzo namiesza w życiu braci Salvatore i rodziny Pierwotnych wampirów? Jakie potwory skrywa w swych snach?