Epilog

589 66 75
                                    

Skromny pogrzeb jednego z najbardziej potężnych Obdarzonych odbył się na peryferiach miasta zgodnie z wolą siostry. Powiadała, że Ryunosuke może nie do końca znał mowę kwiatów, lecz śnił aby jego ciało mogło spocząć wśród tych jakie uważał za najpiękniejsze. Dzwony Irlandzkie bez wątpienia były magiczne w swoim niebywałym wyglądzie mające w swoim znaczeniu szczęście. Modliłem się w duchu od czasu jego odejścia do tego lepszego świata, gdzie każdy może je zaznać w wierze o wybaczenie za swoje błędy w życiu. Agencja towarzyszyła w żałobnej uroczystości, wspólnie opłakując tak wielką stratę kogoś kto wbrew pozorom nie powinien tak cierpieć. Wielu ludzi było pod wielkim podziwem jego stanowczej decyzji o śmierci aniżeli zapomnieniu o ukochanej osobie, złodzieja serca młodego mężczyzny. Historia ta była dowodem, że średniowieczne pieśni o tragicznej miłości nadal żyją wśród nas. Szkoda jednak było, że skończyła się tak, a nie inaczej. Mogło wszakże mieć inne zakończenie gdyby tylko ten gałgan mnie wysłuchaj, ja zaś nie byłbym tchórzem. Słowa otuchy ze strony dyrektora na nic się zdawały. Wpatrywałem się martwo w nagrobek z wyrytym imieniem i nazwiskiem zmarłego.

- Atsushi-kun - dobiegł za mną głos bruneta.

Odwróciwszy się, ujrzałem go ubranego w ciemny garnitur. W dłoniach trzymał bukiet z wrzosieca, złotokapa zwyczajnego i liatra. Kwiaty śpiewające o samotności, melancholijnym pięknie i chęci o spróbowaniu kolejny raz. Cokolwiek Dazai-san miał na myśli. Współczułem mu. Tak samo jak on mi.

- Zdarzyło się to co miało się zdarzyć - powiedział i delikatnie złożył bukiet na ziemi.

Z powątpieniem patrzyłem na to. W gąszczu wielu roślin krzyczących o żalu z powodu straty, znalazł się wiciokrzew oznajmujący swoje oddanie danej osobie. Blondwłosa asystentka mafioza go zostawiła. Gin wraz z jej narzeczonym natomiast ułożyli piękną cynię, opłakuję jego nieobecność. Dziewczyna nie była na mnie zła. Po pogrzebie podziękowała, że byłem z jej bratem do końca. Przeprosiłem ją, że nie mogłem nic więcej zrobić.

- Trochę czasu minie zanim to do mnie dotrze - odpowiedziałem zgaszonym tonem.

- Do mnie również - skinął głową i westchnął. - Damy radę to przetrwać. Akutagawa walczył do końca. My też powinniśmy.

Poklepał mnie po ramieniu i skierował się w dół wzgórza. Może miał rację, może świat nie był na tyle okropny jak się teraz niektórym wydawał i jeszcze powróci do nas radość z nowego dnia, nad którym czuwać będzie czarnowłosy. Kierując wzrok w górę, ku niebu jaśniejącym swym błękitem, kaszlnąłem i szybkim ruchem wytarłem krew z lekkim uśmiechem.

- Czekaj na mnie, Ryunosuke.






Koniec

Fleur de MortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz