Wieczory sprawiają pozór spokoju. Tak uważał Albus. Niemniej, zmierzch wcale nie odgania burz do następnego dnia. Wręcz przeciwnie.
— Al, gdzie macie cukier?
— Tam gdzie zwykle?
— Najwyraźniej nie. Chyba że coś jest nie tak z moimi receptorami smaku. Herbata jest słona. — Dodał na pytający wzrok przyjaciela.
Albus parsknął śmiechem słysząc wyraźny cień goryczy w jego głosie. — Współczuję.
Ciekawe tylko, kto podmienił cukier na sól. Prawdopodobnie Lily, biorąc pod uwagę niski poziom kreatywności. Tym niemniej, prank okazał się efektywny. Na co najmniej jednym z lokatorów.
— Zapasowy cukier jest w kredensie. — Ruszył by otworzyć rzeczony kredens.
— O. Widzę.
Tak. Albus też widział. Że cukier stoi odrobinę za wysoko dla niego. Natomiast w sam raz dla Scorpiusa (durny cal różnicy).
— Oj–
Albus nie był pewny, jak to się stało. Wiedział tylko, że Scorpius nie powinien był za nim stać. Nie tak blisko niego, w każdym razie.
I nie ze swoim kubkiem słonej herbaty w ręku.
— Ahh... — Scorpius syknął, patrząc bezradnie jak herbata moczy jego koszulę nocną i bokserki.
Albus również patrzył. Bo czemuż by nie? Żaden z nich i tak nie mógł jeszcze uprawiać czarów poza szkołą, więc niczego lepszego w tej jakże smutnej sytuacji nie można było zrobić jak– Cóż.
W umyśle Albusa wykwitła ciekawość: czy Scorpius miał połowiczny wzwód już wcześniej, czy też bardzo podobało mu się bycie mokrym.
Albo mokrym i ciepłym. Albus podejrzewał bowiem, że temperatura herbaty nie mogła być niższa niż pokojowa: Scorpius kochał kubek ciepłego naparu z dziwnych rzeczy przed snem, nieważne czy to zima czy lato.
— Przynajmniej i tak była do wylania. E-hm. — Scorpius podrapał się niezręcznie po szyi. — Masz może jakieś alternatywy dla tego? — Pociągnął za rąbek mokrej koszulki.
— Coś się pewno znajdzie. Daj ten kubek.
Albus odstawił w połowie pusty kubek do zlewozmywaka, po czym obaj ruszyli do jego pokoju, gdzie Scorpius wkrótce został obdarowany świeżym zestawem odzienia do spania.
— Fajne kurczaki. — Scorpius obrzucił bokserki uśmieszkiem.
Kurczaki zombie. Tak...
— Jeśli ci się nie podobają — Albus włączył udawany tryb obrażonego Scorpiusa Malfoya — masz do wyboru te albo któreś z ciasnych. Albo żadne.
Blondyn przewrócił oczami na pożyczony od niego akcent przyjaciela. — Kurczaki są akceptowalne, dzięki. Wątpię zresztą, żebyś chciał mieć pościel poplamioną moim nocnym wytryskiem.
Oj, żebyś wiedział... jak bardzo Albusowi stanął na ten scenariusz.
Gdyby się kiedyś jakimś cudem zrealizował, Albus wykombinowałby, jak magicznie utrwalić pobłogosławiony penisem przyjaciela kawałek pościeli, i był pewien, że nie miałby problemów z libido ani dochodzeniem nawet po osiemdziesiątce.
— Wiesz, przebywanie z Jamesem zdaje się niekorzystnie wpływać na twój poziom przyzwoitości.
— Lubisz to, prawda? — Mrugnął do Albusa, po czym w figlarnym obrocie (tenmokrytyłek– kurna mać, trzymajcie. ...Zaraz. Jak?!) opuścił pokój, by umyć się i przebrać w łazience. Zostawiając Albusa momentalnie spetryfikowanego.
Co to.Na jajca bazyliszka.Miało być.
.
.
.
Zdarzyło mi się raz posolić sobie herbatę dwa razy pod rząd. Mój zakres uwagi wciąż pozostawia wiele do życzenia.
CZYTASZ
Scorbus
FanficDostępny również na AO3 (użytkownik: Wyrdmazer). Nikt nie zna miłości bardziej przenikliwej, niż miłość tych dwóch. Nie dostali wraz z nią gwarancji telepatii, lecz zsynchronizowali się jeszcze zanim poznali imię drugiego. Świat nie rozumie ich, oni...