Rozdział 1

88 3 1
                                    

Tego dnia była wyjątkowo zajęta porządkowaniem dokumentacji po ostatniej strzelaninie, podczas której niezadowolony klient postanowił za kokainę zapłacić pięcioma kulkami w brzuch jednemu z pracowników klubu. Oczywiście, ani jeden, ani drugi nie przeżył.

– Co też uzależnienia robią z człowiekiem – Uśmiechnęła się na te słowa i zaciągnęła cynamonową cygaretką. Pracowała w prowizorycznym biurze, które sobie urządziła w posiadłości Dona*. Papiery miała rozłożone na szerokim blacie masywnego biurka, na które światło rzucała pojedyncza lampa stojąca obok. Oprócz tego w pomieszczeniu panował półmrok spowodowany jego położeniem, które na wzgląd ważnych dokumentów znajdowało się w podziemiach budynku. 

Przez chwilę w zamyśleniu przyglądała się regałowi zajmującemu całą ścianę, który od góry do dołu zastawiony był czarnymi segregatorami.  Setki plakietek odbijały mdłe światło niczym klejnoty w starym skarbcu. Choć ich zawartości była nieporównywalnie cenniejsza. Ponownie zaciągnęła się dymem i wróciła do wcześniejszego zadania.

Właśnie była w połowie stosu dokumentów, gdy zadzwonił telefon, przerywając lecący w tle utwór. Odrobinę zirytowana, że ktoś zakłóca jej pracę - a lubiła kończyć to co zaczynała i nie zostawiać rozgrzebanej roboty, czasami dosłownie rozgrzebanej - odebrała.

– Ilu tym razem? – rzuciła znudzona i odchyliła się na fotelu zakładając nogi na jedne z obitych w krwisto czerwony zamsz oparć, a światło zatańczyło na czarnych szpilkach. – Czy któryś z nich nie był ćpunem albo chociaż nie eksperymentował? – zadała następne pytanie i znów nabrała do płuc cynamonowego dymu, przekładając pióro między palcami drugiej ręki.

– Kurwa, nie teraz! – warknął męski głos po drugiej stronie – Nie tym razem! Dzisiaj wszyscy mają przeżyć. Rozumiesz? Wszyscy! – wykrzyknął Fabio. Słychać było, że jest zestresowany, na co dzień hamował się z przeklinaniem. – I otwórz mi te cholerne drzwi, bo cię kurwa zabiję! – dalej krzyczał do słuchawki, a przez ciszę spowodowaną przerwaniem lecącego w tle utworu przedarło się stłumione uderzenie w drzwi.

Doktor podniosła się powoli i ze spokojem ruszyła w ich kierunku. Były, od tej strony, wzmocnione dodatkowo metalem, a otworzyć je można było tylko przez panel umieszczony obok na ścianie. Gdy była przy panelu na powrót zwróciła się do swojego rozmówcy.

– Fab, jesteś świadom, że jakbym nie otworzyła ci, jak to powiedziałeś, tych cholernych drzwi, to byś nie miał jak mnie zabić? – zapytała lekko rozbawiona, ale wpisała odpowiedni kod, a zamek z głośnym kliknięciem ustąpił.

Do pokoju wpadł, dysząc wściekle, wysoki brunet i ciskając błyskawicami z błękitnych oczu szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy jego wzrok natrafił na Doktor kolejny raz wydał wściekły wręcz zwierzęcy warkot.

– Już się o to nie martw. Jakiś sposób bym znalazł byś trawiła do ziemi i nigdy się stamtąd nie wydostała. – powiedział już trochę spokojniej, poprawiając materiał rozpiętej u góry koszuli, widocznie nie miał czasu się ponownie wydzierać. – Czy mogłabyś, choć raz się pośpieszyć i zrobić, cholera, to o co Cię proszę? – zapytał wręcz błagalnie, przeczesując swoje krótkie włosy w nerwowym geście, przy którym uwidoczniły się liczne tatuaże na jego odsłoniętym przedramieniu.

– O nic nie prosiłeś i dalej nie wiem co się stało. – odparła dalej odrobinę rozbawiona, ale widząc jego wściekły wyraz twarzy chwyciła czarny, jedwabny kitel wiszący na wieszaku przy wyjściu i narzuciła go na siebie wychodząc. Gdy zamykała za nimi drzwi, nie odwracając wzroku od ekranu urządzenia, rzuciła do Fabio – Ty wiesz, co Lucia sądzi o używaniu brzydkich słów? – Uśmiechnęła się słodko i odwróciła do niego twarzą. Skrzywił się, przez co znamię pod prawym okiem zrobiło się bardziej widoczne.

Pani DoktorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz