Miłość się robi w zamrażalniku [5/13]

128 11 0
                                    


Jakgdybynigdynic-ość, z jaką Scorpius zachowywał się od tamtego incydentu, skłoniła Albusa do zakwestionowania swojej trzeźwości. Czy aby z jego pamięcią było wszystko w porządku? Może pomylił sen z realem? Nierzadko w końcu śnił gorące scenariusze ze słodkim blondynem w roli głównej. Istniały nie takie wcale znikome szanse, że najzwyczajniej w świecie zapadł na psychozę.

Tak czy inaczej, poczucie bycia oszukanym przed real nie było ani trochę zabawne.

— Zaśpiewałbyś coś?

Spodziewaj się pytań z księżyca w trakcie opatrywania palca przyjaciela (Damian bywa po prostu nadmiernie podekscytowany Scorpiusem. Eh, jakże Albus go dobrze rozumie...).

— Ja nie śpiewam. — Albus odłożył dłoń przyjaciela na jego podołek, sekretnie podziwiając swoje dzieło.

Może to to, że starał się dla Scorpiusa, ale, doprawdy, nigdy wcześniej nie widział tak schludnie zaplasterkowanego palca.

Aż miło było patrzeć. W jakiś dziwny, niekoniecznie zachęcający Albusa w tym momencie do zgłębiania, sposób (ślady jego zębów na szyi blondyna... krwiste malinki na jego kremowych udach... ślady brutalnych rąk na jego wąskich biodrach–)

— Może nie śpiewasz; ale nucisz. Bardzo dobrze. Więc wyobrażam sobie, że gdybyś miał śpiewać, brzmiałoby to nie mniej dobrze.

— Że niby kiedy ty słyszałeś, żebym nucił?

— Kilka razy kiedy czekałem, aż wyjdziesz z łazienki przed lekcjami.

Szlag.

— Dobra, masz mnie. Ale nie będę ci śpiewał.

No uroczy jest gdy tak wydyma wargi.

— A jeśli zrobię ci lody?

Drugi szlag.

— Jakie lody?

Uśmiecha się, jak gdyby nigdy nic. — Specjalne. Tylko dla ciebie. Z miłością.

A to szczwany. Zupełnie jakby wiedział doskonale, co powiedzieć.

Albus lustrował go przez moment.

— Najpierw zrobisz mi te lody, a potem może ci zaśpiewam. Jeśli będą niebem w gębie.

— A jeśli nie–

— To pass.

— Nie — postawił się, promieniejąc zadowoleniem z nie wiadomo jakiego powodu (czasem Albus się go ździebko obawiał). — To zrobię ci drugie. Aż do skutku.

— Poznaję ostatnio nowe pokłady twojej upartości... Serio tak bardzo ci zależy?

— Serio cię to dziwi? Odkryłem, że masz nieśmiały talent, Al! To mój obowiązek, jako dobrego przyjaciela, upewnić się, że nie zmarnujesz swojego potencjału. — Przyłożył uroczyście dłoń do klatki piersiowej.

— Merlinie, chroń mnie.

Zdeterminowany Scorpius zdołałby nawet przekonać dementora, że kocha kwiatki, hawajskie koszule, i leżakowanie na plaży w pełnym słońcu. Albus prawie mógłby się założyć.

Prawie.

Garść minut później przekonał się czegoś innego: te lody są, w rzeczy samej, wyśmienite. Niczym słodki jedwab w ustach.

— Na jajca bazyliszka, jakie to jest dobre — Albus niemalże wyjęczał.

Gdyby już nie kochał Scorpiusa, po owym raju w gębie bez wątpienia pokochałby go na zabój.

Scorpius uśmiechnął się, dumny niczym paw. Zdawał się konsumować wzrokiem twarz Albusa z mniej więcej taką samą radością, z jaką Albus konsumował swoje lody.

— Skąd ty wiesz, jak robić takie cuda?

— Z waszej książki kucharskiej.

To zatrzymało Albusa na moment. Ale ledwie na moment, bo <>te lody...

Gdyby tylko dało się wyjść za produkt spożywczy. Na co komu Scorpius, kiedy masz taki kulinarny eskapizm.

— Jest tam więcej takich przepisów? Weź mnie naucz, co? Umrę jeśli będę miał przeżyć dzień bez tego.

Scorpius ewidentnie uznał zauroczenie Albusa za pocieszne przedstawienie. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.

— Oj, Al. Tyle ode mnie chcesz. A co dasz w zamian?... — Spojrzał na niego wymownie spomiędzy rozbawienia.

Na co Albus przewrócił oczami. — Dobra, zaśpiewam ci. Ale masz obiecać, że nie będziesz patrzył. Bo to peszy.

Scorpius wyglądał na zasmuconego tym wymogiem, dogłębnie. — Cóż... — Wzruszył szczupłymi ramionami. — To nie jest tak duża cena, ostatecznie.

Przez moment Albus poważnie rozważał rzucenie w przyjaciela łyżką swoich lodów; nie był bowiem pewny, jak interpretować jego słowa, ale pesymistycznie wybrał opcję, w której były one subtelnym szydzeniem. Jednakże zdał sobie sprawę, że mogłoby z tego wyniknąć tylko coś niewygodnego. Nie był sobie w stanie wyobrazić, że Scorpius nie zebrałby lodów na palec i nie zlizał, by się nie zmarnowały, z kolei jeśli tak by się nawet nie stało, Albusowi trudno byłoby oprzeć się pokusie zrobienia tego samemu. Nawet bez zrealizowania się tych scenariuszy, już wyobrażał sobie liczne sposoby, w jakie atmosfera między nimi mogłaby ulec rozgrzaniu.

Fantastycznie. Jego penis wcale nie był już z lekka obolały po licznych masturbacjach w ciągu ostatnich dni. Przeklęty niech będzie rozseksualizowany mózg ludzki!

— Powiedz mi tylko... Od kiedy ty masz kulinarnego skilla?

Scorpius zamyślił się przez moment. — Też mnie to zastanawiało, wiesz? Najwyraźniej jeśli ci naprawdę mocno zależy, rzeczywiście możesz zrobić prawie wszystko.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz