59) Smutek wampira

306 29 43
                                    


 Zapadła głucha cisza. Było tak cicho, że oddech Geralta wydawał się niewiarygodnie głośny. Że skrzypienie jego zbroi niosło własne echo, odbijając się od zmurszałych ścian.

 Regis siedział w bezruchu niczym marmurowa rzeźba. W pomieszczeniu było zimno i martwo. I obco. Obco, nawet dla wiedźmina, który był przecież już w wielu paskudnych sytuacjach. Przeszły go ciarki. Zbolała mina wampira była tak przygnębiająca, tak pełna rozpaczy,  że wiedźmina zdjęło szczere zaniepokojenie jego stanem.

 Postąpił krok. I drugi.
Regis trwał w otępieniu, poszarzały na twarzy.

- Przyjacielu... - Odezwał się Geralt. Popatrzył na martwe ciało. - Przyjacielu. - powiedział z nieco większym naciskiem. - Puść go. Puść. Już jest po wszystkim.

Wampir nie słuchał go. Nie zdawał się świadom jego obecności.

- Regisie. - powiedział Geralt najłagodniej, jak tylko potrafił. - On... - próbował dokończyć zdanie, ale gardło odmówiło mu posłuszeństwa. Jeśli istniał jeszcze jakiś cień szansy, że Regis zdoła wyjść stąd o własnych siłach, nie powinien mówić mu na głos tych słów.

 Wiedźmin podszedł jeszcze bliżej... Chciał położyć mu dłoń na ramieniu, ale zawahał się. Nie był pewien, czy ten gest mu pomoże, czy wręcz przeciwnie. Odsunął rękę.

Nagle, Beerhart wziął głęboki wdech.

- Jesteś... Idiotą, Regis... - wykrztusił Evan, parskając wokół krwią, której nie zdążył przełknąć. - Przecież ci mówiłem, że to nie ja! - warknął, sfrustrowany. Podniósł rękę i nagle... Odepchnął go silnie od siebie, z oczywistą furią. - Nie dotykaj mnie! - Krzyknął w kierunku wampira, z zacięciem w głosie. - Nigdy więcej mnie NIE dotykaj!

 Beerhart, pobladły na twarzy, zziębnięty i półprzytomny, odczołgał się od Regisa, aby, kawałek dalej, skulić w kłębek na tyle, na ile pozwalała mu zbroja.
- Tak bardzo chciałbym cię znienawidzić... - wyszeptał blondyn, z bólem w głosie, przytykając czoło do zimnej ziemi. - Chciałbym... - Oddychał z trudem, płytko i niewyraźnie. - Chciałbym... Żebyś nigdy nie pojawił się w moim życiu...

 Regis słuchał tego siedząc w bezruchu, w pozycji, w jakiej został odepchnięty, i nie próbując nawet zbliżyć się do ukochanego. Zacisnął mocniej wargi, przyjmując jego słowa w całkowitym spokoju, spodziewając się tego, że je kiedyś usłyszy.

- Chciałbym... - kontynuował bezwiednie Beerhart, drżącym głosem, próbując zebrać myśli, osłabiony i wycieńczony. - Abyśmy nigdy się nie spotkali...

 Rycerz zadygotał wyraźnie, wychłodzony zimnem stali i własną, zasychającą krwią, która wdarła się między szczeliny zbroi i przesiąkła przez ubranie pod nią, powodując ciarki na jego skórze. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążył; to Geralt postanowił zainterweniować w tej sytuacji.

- No już, Beerhart, leż spokojnie, nie trać sił. - powiedział wiedźmin, podchodząc do niego prędko, widząc, że Regis nie jest w stanie ruszyć choćby palcem, aby mu pomóc przy ratowaniu go. - Nie gadaj tyle. Zaraz dam ci eliksir. Potem sobie popsioczysz na Regisa, w porządku? - Geralt przykucnął przy nim i bez ceregieli zaczął rozpinać mu części ciężkiej zbroi, która teraz niepotrzebnie wyziębiała rycerza. Postanowił zignorować znieruchomiałego i wstrząśniętego Regisa, zostawiając jego kwestię na później. - Gadanie ci teraz nie pomoże. Musisz zachować siły. I nie stracić przytomności, jasne? - przemawiał do złotowłosego mężczyzny, próbując tym zyskać jego uwagę i nie dopuścić do tego, żeby człowiek skonał mu na rękach. - No. Beerhart. Pomóżże mi trochę. Zanim zamarzniesz do reszty.

 Evan milczał chwilę, zbierając siły do jakiegokolwiek ruchu. Zamiast jednak zająć się rozpinaniem klamer, znowu zabrał głos, bezsilny niczym szmaciana lalka.
- Chciałbym powiedzieć temu idiocie, że go nienawidzę, ale nie potrafię go znienawidzić, to jest właśnie najgorsze! - westchnął Beerhart, spoglądając w końcu na wiedźmina, który usilnie próbował go ratować. - Jak sądzisz, Geralt? - zapytał go cicho, z uwagą tylko dla niego. - Może jednak powinienem sobie... odpuścić? Czy byłby szczęśliwszy beze mnie? - zamyślił się na głos. - Gdyby tak Jaskier, który tak cię drażni, zniknął nagle z twojego życia, czy potrafiłbyś być potem szczęśliwy?

 Geralt zagryzł nieco zęby, po czym uporał się ze ściąganiem z niego ciężkiego napierśnika.
- Nie. - powiedział krótko. - Nie potrafiłbym. - Przyznał szczerze. - A teraz przestań melodramatyzować i pomóż mi wreszcie, Beerhart. Żaden ze mnie romantyk, nie podpowiem ci w tych rycerskich rozterkach.

 Evan westchnął w końcu i sięgnął do kolejnej klamry, tym razem od naramiennika, pozwalając Geraltowi ratować swoje życie. Wiedźmin, gdy uporał się już z pozbawianiem go stalowych elementów garderoby, omotał go materiałem od Regisa i zaczął szukać w sakwach odpowiedniego eliksiru. Wyjął w końcu fiolkę o niebieskawym zabarwieniu i podsunął mu ją pod nos.

- Masz, pij. Będzie obrzydliwe jak cholera, ale cię nie zabije, skoro jesteś mutantem, jak ja. Nie ma w tym żadnych środków, które mogłyby zaszkodzić wampirom, więc powinno ci to pomóc w szybszej regeneracji.
- W szybszej regeneracji pomógłby mi Darius. - Evan skrzywił się z niechęcią na sam zapach tej podejrzanej mikstury. - A dokładniej, to jego krew mam na myśli.

 Geralt nie miał cierpliwości do rycerskich dąsów. Wmusił w niego eliksir na siłę, przechylając mu głowę do tyłu i wlewając zawartość do jego gardła; rycerz musiał przełknąć, bo by się zakrztusił, więc w chwilę później dąsy się skończyły.

 Białowłosy spodziewał się ciętych komentarzy co do smaku mikstury, zamiast tego jednak, Evan wbił w niego zdziwione nieco spojrzenie, jakby dojrzał nagle coś, czego wcześniej nie widział.

- Geralt, od kiedy ty używasz perfum? - zapytał z ewidentnym zdumieniem blondyn, próbując w międzyczasie usiąść samodzielnie na ziemi.
- Hmm? Nie używam. - Wiedźmin puścił mu nierozumiejące spojrzenie. - Skąd wziąłeś taki pomysł?
- Bo pachniesz jak... - zaczął rycerz, ale zmarszczył nagle brwi. Przełknął ślinę. - Aaa, nieważne... - powiedział szybko, wracając do prób siadania. Odwrócił wzrok. - Już nic.

 Zabójca potworów westchnął, w uspokojeniu.

- Pięknie. To teraz mogę już iść po Dariusa. - wyrzekł wiedźmin, wstając powoli, gdy był już pewien, że Beerhart nie straci nagle przytomności. - Regis, idziemy. - zarządził twardo, podchodząc do przyjaciela i podciągając go za ramię do góry. - Idziemy, powiedziałem. Zdaje się, Beerhart nie chce cię tutaj widzieć. - dodał z naciskiem do ociągającego się wampira. - No, już, chodź. Przyda ci się trochę świeżego powietrza. Jego brak chyba ci zaszkodził.

 Wiedźmin pociągnął cyrulika ze sobą, używając nieco siły. Regis dał się poprowadzić, nieco bezwolnie, niczym marionetka w jego uścisku. Beerhart w wyraźny sposób odwrócił głowę w kierunku ściany, gdy przechodzili obok niego. Wyglądał na wzburzonego, ale nie odezwał się do kochanka ani słowem; zagryzł jedynie zęby, tłumiąc złość. Geralt zamknął za nimi drzwi, dając mu tym samym nieco spokoju i również, względnego bezpieczeństwa. Cała ta sytuacja wymknęła się spod kontroli i chciał jak najszybciej pogadać z nieumarłym przyjacielem, i sprawić, by ten jakoś otrzeźwiał, bo zdawał się nieobecny przy całym tym zajściu.

Miał dla niego jednak złe wieści i nie był pewien, czy Regis już to wiedział...

Beerhart był zimny jak lód, a jego serce – nie biło.

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz