14.

1.4K 52 11
                                    

Pov. Lexy

Po prawie dwóch godzinach drogi wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Naszym oczom ukazał się wielki hotel. Otaczał go ogromny ogród, a kilometr dalej znajdowały się wszystkie atrakcje na mieście. Kierowca nie zdążył nawet zaparkować, a Stuart już zaczął się drzeć:

- Jesteśmy już! Wychodzimy! - powiedział, odpinając pasy.

- Spokojnie jest dopiero 10.50, a Ty już mordę strzępisz. - odparł Dubiel, wyjmując słuchawki z uszu.

Nie mogłam się powstrzymać i natychmiast odpowiedziałam:

- Wow, Marcin pierwszy raz powiedział coś mądrego.

Chłopak na moje słowa odwrócił się i krzyknął:

- O nie! Przegiełaś moja droga. - zaczął się ze mną szarpać, ale naszą mini bójkę przerwał Stuu:

- Uspokójcie się! Co wy w przedszkolu jesteście? Mamy tylko godzinę.

Widząc, że Burton jest już bardzo zdenerwowany, przestaliśmy sie mocować.

- To jest nasza kwatera? A nie mieliśmy mieszkać w jakiś domkach? - spytała blondynka.

- Do tego hotelu będziemy chodzić tylko na jedzenie, bo w środku jest restauracja. Za tym budynkiem znajdują sie nasze domki. Są dwupiętrowe. Na parterze jest mini kuchnia, która jest troche useless, bo wszystkie posiłki mamy już opłacone. Jest ona połączona z salonem. Na pierwszym piętrze natomiast znajduje się łazienka i sypialnia z trzema łóżkami. Dziewczyny! - zwrócił się do mnie i do Kostery. - Wy mieszkacie z Anią w domku numer 1. Ja, Marcin i Kacper zaraz obok i mamy numer 2, a Radek, Kuba i Czarek w domku numer 3. Mówię teraz żeby później nie było wątpliwości. Dawajcie wychodzimy. - otworzył szybko drzwi i wysiadł. Zanim wszedł do środka rzucił do nas szybkie:

- Ej no! Ruszcie dupy, nie mamy całego dnia...

Po słowach Stuarta wszyscy podnieśliśmy się z siedzeń i wyszliśmy na zewnątrz. Chwilę później przyjechał drugi samochód, którym jechali Ania, Czarek, Kuba i Radek. Wyjeliśmy bagaże z pojazdów i poszliśmy za Stuu. Na miejscu pewna pani podała nam klucze do domków, więc bez marnowania czasu skierowaliśmy się w ich kierunku. Już na starcie pojawiły się pierwsze problemy, miałam problem z wniesieniem walizki.

Kurwa! Co ja tam wpakowałam? To jest ciężkie as fuck... Pomyśleć, że kiedy wprowadzałam się do domu X, to biegałam z takimi trzema.

Kiedy pogodziłam się z myślą, że będę męczyła się z tym bagażem pół dnia, moją uwagę przykuł Kacper, który podszedł do Kostery i pomógł nieść jej rzeczy. Od razu znacząco zaczęłam się patrzeć na Marcina w nadzieji, że również mi pomoże. Niestety chłopak nie widział moich znaków. Zauważył je natomiast Kuba, który szybko pobiegł do mnie i wziął ode mnie ciężar. Kiedy chłopak wniósł moje rzeczy na drugie piętro, zaczęłam:

- Oh my gosh! Thank you, Kuba! - przytuliłam się do niego. - Gdyby nie Ty nie dałabym rady. Serio, dziękuję. Dubiel wolał udawać, że mnie nie widzi. - specjalnie mówiłam głośniej, żeby brunet usłyszał, że o nim rozmawiam.

Marcin spojrzał się na mnie pytająco i odparł:

- Słucham? Ja Cię nawet nie widziałem.

- Tak, Marcin. Tłumacz się. - wtrącił Kuba.

- No co? Może w końcu wyrobi sobie jakieś mięśnie, jak trochę się namęczy. - zaśmiał się Dubiel.

- Ooo przerąbane masz! - podeszłam do niego z zamiarem rozpoczęcia baby bójki, jednak chłopak zablokował mi ręce i odpowiedział:

Tęsknię za Tobą i nie jesteśmy tacy sami...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz