1. Moje Valonlea

5.9K 214 308
                                    

    Zmieniłam imię głównej bohaterki! Robię małą korektę, poprawiam błędy i ewentualnie coś dopisuje! Dlatego wrzucam od nowa♡

Twitter: #unstoppablewatt

***

   Człowiek w swoim marnym życiu często miewał momenty chandry, w których deliberował nad tym, co by było, gdyby jego życie wyglądało zupełnie tak, jak jeszcze kilka lat wstecz. W zasadzie rozmyślał nad przeszłością i popełnionymi błędami, gdybając, czy byłoby teraz tak samo, jeśli wtedy postąpiłby inaczej. Czyste zajechanie umysłu.

    Ludzie już stworzeni byli tak, że rozkładali wszystko na czynniki pierwsze, analizowali najdrobniejsze szczegóły, które w rzeczywistości mogą nie mieć kompletnie znaczenia. Human był głupcem, wielkim głupcem. Przez całe życie ponosił porażki, męczył się, cierpiał i wciąż uczył, a mimo to czasem zachowywał się tak, jakby jego głowa była wielką encyklopedią. „Wiem, że nic nie wiem."

    A przyznanie się do głupoty bywało mądrością. Bo nie jest głupi ten, co dopiero się uczy, ale ten, co myśli, że już wszystko w świecie pojął. Taki stan rzeczy utrzymywał się na przestrzeni lat i pewnie będzie trwał do samego końca istnienia ludzkości. Do samej śmierci.

    Ja też byłam głupia, bardzo głupia, jak mam być szczera. I naiwna.

    Tak, naiwność grała tutaj sporą rolę. Myślenie, że życie jest piękne i kolorowe, a dobro zawsze wygrywa ze złem, już dawno przestało być optymizmem, a stało się naiwnością. Niech podniesie rękę ten, kto nigdy nie uważał, że na pewno wszystko skończy się dobrze, bo przecież nie może być źle. Szczęście przecież było zarezerwowane dla każdego, więc i do mnie się uśmiechnie. A potem była porażka i zwycięstwo wroga. I nim się obejrzałeś to sam los stał się twoim największym przeciwnikiem.

    W końcu jednak nadchodziło zrozumienie i bolesny upadek, bo to przecież najczęściej przegrana uświadamiała nam nasze położenie oraz fakt, iż w życiu nie zawsze dostaje się to, czego się chce. Ja zupełnie nie spodziewałam się tego, co mnie spotkało. Nawet przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, iż to skończy się tak szybko i tak nagle. Nie byłam przygotowana.

    Cóż, mówi się, że na najgorsze nie da rady się przygotować.

    Tak, jak na powrót do rodzinnego miasta, do którego już miałaś nigdy nie zawitać. Ja znalazłam się w takim położeniu, z walizką w dłoni i sercem w gardle.

    Szurałam botkami po żwirze, który był rozsypany jako podjazd do posesji, a dźwięk odskakujących kamyczków spod moim czarnych botek drażnił moje uszy. Ciągnęłam za sobą sporych rozmiarów walizkę, która była tak ciężka, jakbym wepchała w nią co najmniej połowę szafy. Jej kółka toczące się po żwirze były kolejną przyczyną mojej irytacji, a tak właściwie to ich dźwięk. W uszach odbijało mi się to trajkotanie i naprawdę wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że była bodajże druga w nocy. Jeśli nie pobudziłam połowy Valonlea, to cud.

    Przyglądałam się dobrze znanemu mi małemu domkowi, którego kształt znałam niemalże na pamięć. Niczym nie różnił się od mojego wyobrażenia, które zostało ze mną, odkąd stąd wyjechałam. Wszystko było takie same z taką różnicą, iż w dzień naszego wyjazdu słońce smaliło bez litości, w końcu mieliśmy sierpień, a wtedy pogoda nas rozpieszczała. Teraz natomiast była sama noc, a mi przypomniała się każda wyjątkowa, jaką przeżyłam w Valonlea przed dwoma laty. I miałam rację, tutaj księżyc i gwiazdy świeciły z taką mocą, że biły na głowę, każde inne miejsce na ziemi.

DIMNESS IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz