17.05.2016 15:23, by Maciek Zdevastowany

147 6 2
                                    

https://zdevastowany.pl/2016/05/17/najdziwniejszy-post-jaki-przeczytacie-na-moim-blogu

Dzisiejszy wpis będzie inny niż dotychczasowe. Nie opiszę kolejnego wzorca projektowego, nie przedstawię nowego javascriptowego frameworka i nie podzielę się żadną odkrytą w ostatnim czasie luką bezpieczeństwa w najpopularniejszych bibliotekach open source. Tym razem nie uświadczycie nawet linijki kodu. Podzielę się za to z Wami moim życiem, a konkretnie – ostatnimi wydarzeniami, które przewróciły moje jestestwo do góry nogami. Uwaga: Trochę się rozpisałem, przygotujcie więc do lektury jakieś piwo lub dwa, bo chcąc doczytać do końca, będziecie musieli spędzić ze mną około czterdziestu minut. No dobrze, to lecimy!

Lekko ponad miesiąc temu, późnym piątkowym popołudniem, kończyłem pisać skomplikowany kawałek kodu, kiedy moja zabytkowa nokia zaczęła drżeć i wypiskiwać motyw przewodni z Super Mario, który własnoręcznie wpakowałem do jej pamięci kilka dni wcześniej. Nie powiem, mogłem przekląć wtedy raz czy dwa, bo nie znoszę, kiedy przerywa mi się proces myślowy, ale irytacja prędko zamieniła się w zaciekawienie, ponieważ monochromatyczny ekranik informował, że dzwoni zastrzeżony numer. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dbam o swoje dziewięć cyferek bardziej niż nastolatek o dziewiczego wąsa. Nie podaję swojego numeru w żadnych formularzach i nie dzielę się nim z nieznajomymi. W tamtym momencie pomyślałem, że to albo jakiś potencjalny klient z polecenia, albo zwykła pomyłka. Tej drugiej opcji dawałem zresztą dużo większe szanse, bo żaden w miarę normalny człowiek nie dzwoniłby w interesach w piątek, osiem minut po siedemnastej. Odebrałem chwilę przed zejściem Maria do podziemi.

– Halo? – zagaiłem.

W odpowiedzi zalał mnie potok słów:

– Cześć, Maciek! Kopę lat, synku! Już po pracy? Znalazłbyś parę minutek na rozmowę ze staruszkiem?

Zamurowało mnie. W życiu bym się nie spodziewał, że to właśnie on do mnie dzwonił. Spytacie: dlaczego? No cóż, chociażby dlatego, że kiedy ostatnio rozmawialiśmy, Internet Explorer miał ponad połowę światowego rynku przeglądarek internetowych (wersja dla nietechnicznego czytelnika: tak dawno, że najstarsi górale nie pamiętają). Albo dlatego, że podczas tej naszej ostatniej rozmowy omal nie połamałem mu nosa (był pijany w sztok, inaczej moje palce programisty w życiu nie odważyłyby się zacisnąć w pięść i strzelić go po mordzie). A teraz, jak gdyby nigdy nic, zatelefonował i zaczął gadkę jak ze starym kumplem.

– Yyy. – Zawahałem się. – No pewnie. Co tam, tato?

– To nie rozmowa na telefon. – Ojciec wyraźnie spoważniał. – Wpadnę do ciebie za godzinę. Dalej mieszkasz w tej norze na Mokotowie?

Choć pewnie powinienem był się za te słowa obrazić i w te pędy zmaltretować kciukiem guzik przerywający połączenie, nic takiego się nie wydarzyło. Moje mieszkanie, kupione za własnoręcznie pożyczone na trzydzieści lat pieniądze, wołało o pomstę do nieba tak w dzień zakupu, jak i teraz. Nigdy na nie jednak nie narzekałem – jako jaskinia dla introwertycznego kodera, który pół życia spędza przed ekranem laptopa, a drugie pół w łóżku, sprawowało się wręcz wspaniale.

– Tak, wciąż zamieszkuję apartament przy Malawskiego – odpowiedziałem z lekką ironią.

Swoją drogą, ciekawe, że pamiętał. Był tu tylko raz i to w stanie nie do końca trzeźwym.

– No to pięknie, młody! – Głos ojca znów wskoczył na radosne tony. – Widzimy się niebawem. Załatw coś do żarcia, a ja przyniosę wódeczkę. Cześć!

Rozłączył się, zanim zdążyłem zaprotestować, ale zapewne nie zrobiłbym tego nawet, gdybyśmy ćwierkali jeszcze przez trzy godziny – nigdy nie byłem mistrzem asertywności.

Najdziwniejszy post, jaki przeczytacie na moim blogu (☉_☉)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz