Rozdział 18 - "Dana..."

765 49 2
                                    

Kenan:

Minęło kilka dni. Przez cały ten czas maszerowaliśmy do przodu. Dzięki temu mamy tuż obok siebie góry. Tylko, że ciężko stwierdzić, czy są to góry "Larissy", czy "Josepha". Przez ten czas natrafiliśmy na kilka stworów, ale na szczęście za każdym razem jakoś nam się udawało ucieć, albo schować.

- Nie wygląda to za ciekawie. - odzywa się Marcus.

Zrozumiałem jego słowa kiedy na niego spojrzałem. Patrzy na naszą butelke z wodą. Została nam ostatnia i na dodatek nie jest napełniona do końca.

- Nie polepsza sytuacje fakt, że też jesteśmy wykończeni. - wtrąca Leah.

- Dziwisz się? Maszerujemy już nie wiadomo ile. - syczy przez zęby brunet.

Wole być cicho. Jeszcze mojego marudzenia tutaj brakuje. W ciszy szliśmy dalej. Po kolejnych kilku minutach cała nasza trójka się zatrzymała. Po naszej lewej, czyli obok góry mieści się małe miasteczko. Oczywiście jest opustoszałe, a drewniane domki w większości to ruiny.

- Może coś znajdziemy. - mówię do siebie ruszając do budynków.

Szanse są małe, ale zawsze trzeba mieć nadzieje. Dodatkowo będziemy mogli spędzić w tym miejscu noc. Bardziej bezpieczniej będzie. Kiedy znalazłem się bliżej miasteczka dostrzegłem kilka, wiszących na domach futer. Mają napisane "J" na czerwono.

- To teren Josepha? - pyta Leah.

- Nie wydaje mi się. Po co miałby zostawiać takie miasteczko? - odpowiada pytaniem Marcus.

Dostrzegłem kilka par butów wojskowych i wystrzelonych naboi.

- Wydaje mi się, że jest to miejsce odpoczynku żołnierzy. Kiedy Trzeci Władca wyśle ich na wyprawe to tutaj nocują. - stwierdzam z małym zastanowieniem.

- To bardzo prawdopodobne. - zgadza się Leah.

- Jakie są szanse, że akurat teraz będą mieli wyprawe? - skrzyżował ręcę brunet obserwując otoczenie.

Wzruszyłem ramionami, tym samym dając im znać, że nie wiem.

- Mimo wszystko wole zaryzykować. Jedna noc pod dachem dobrze nam zrobi. Poza tym, skoro urzędują tutaj żołnierze to powinno być spokojnie. - oznajmiam.

- Opcja spania pod dachem jest tak kusząca, że przymkne oko na wszystkie moje zmartwienia. - wzdycha brunet.

Ostrożnie przeszliśmy między domkami. Natrafiliśmy na kilka puszek po zupach, zepsute bronie i jeszcze kilka rzeczy podkreślających nasze myśli. Żołnierze tutaj urzędują podczas wypraw. Reszte dnia spędziliśmy na przeszukiwaniu otoczenia. Niestety nie trafiliśmy na nic co by mogło nam się przydać. Zmęczeni usiedliśmy na małym tarasiku.

- Było tutaj pełno żołnierzy i nic nie zostwili po sobie. - warczy Marcus.

- Może u Josepha wszystko musi być perfekcyjne i oddane co do naboju. - stwierdza Leah.

- Niestety jest to na naszą niekorzyść. - wtrącam.

Jakiś działający karabin, albo zapomniana, nie otwarta puszka z zupą. Cokolwiek przydatnego. Najwidoczniej jest to za wiele. Musimy zadowolić się dachem nad głową. Poczułem ogromy przypływ zmęczenia. Moje oczy w sekunde stały się ciężkie.

- Chyba pójde spać. - informuje.

- Spoko. My jeszcze posiedzimy. - odpowiada Marcus.

Wstałem i wszedłem do budynku. Nie ma tutaj nic, oprócz zabrudzonych śpiworów. Powinienem się cieszyć, ale nie mam siły nawet na uśmiech. Położyłem się na posłaniu, nie przykrywając się. Przez chwile wpatrywałem się w drewniany sufit, aż w końcu straciłem kontakt z rzeczywistością.

Dzierżycielka Diablo Wojna WładcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz