Po kilku godzinach papierkowej roboty znalazła czas by sprawdzić co u pacjenta. Zapukała do drzwi jednej z gościnnych sypialni, do której został przeniesiony zaraz po operacji. Ze środka usłyszała przytłumione przez jasne drewno przyzwolenie do wejścia. Z resztą nie było ono potrzebne, jakby nie dostała odpowiedzi tym bardziej musiałaby tam wejść, by sprawdzić jego stan. Z powolną gracją osoby, której się nigdzie nie spieszy weszła do przestronnego pomieszczenia w stylu śródziemnomorskim.
Biel ścian razem z ciepłym blaskiem zachodzącego słońca, którego promienie wpadały przez otwarte okno tarasowe dawał odprężający efekt i harmonizowały z głębokim granatem pościeli dwuosobowego łóżka, które stanowiło centrum pokoju. To właśnie na nim leżał ranny mężczyzna. Dalej spokojnym tempem zbliżyła się i odsunęła śnieżnobiałą kotarę z bliźniaczo podobnego materiału, z którego zrobione były zasłony, teraz, lekko powiewające na wieczornej bryzie. Obok zobaczyła również drugiego mężczyznę, ale zignorowała go na rzecz rannego pacjenta.
Zlustrowała go uważnym spojrzeniem. Był przytomny i pomimo przybranej luźnej pozycji po spiętych barkach poznała, że rana mu dokucza. Nie patrząc na jego twarz powoli zaczęła rozpinać swój kitel, by wyciągnąć potrzebne instrumenty, które pochowała w wewnętrznych kieszonkach.
– Nie wiem kto cię przysłał, słodziutka, ale będę musiał mu podziękować – usłyszała lekko zachrypnięty męski głos ewidentnie należący do rannego Capo bastone. – Nie jestem tylko pewien, czy taka kuracja jest zgodna z zaleceniami lekarza. – dodał, a do jego słów zakradła się nuta zalotnego rozbawienia, do którego po chwili dołączył lekki grymas bólu.
Doktor znieruchomiała na jego słowa, a następnie szybko wróciła do odpinania guzików kątem oka spoglądając na siedzącego po drugiej stronie towarzysza. Był dobrze zbudowanym, jasnym blondynem. Miał lekki zarost i przenikliwe, niebieskie oczy głęboko osadzone w pociągłej, męskiej twarzy o szlachetnych skandynawskich rysach. Wyglądał jak żywy model przedstawiciela rasy aryjskiej, upodobanej sobie przed Hitlera w czasie drugiej Wojny Światowej. Lecz nie na to zwróciła największą uwagę, a na dłonie, którymi bawił się ozdobnymi sznureczkami wiązanego dekoltu luźnej koszuli wpuszczonej w beżowe, płócienne spodnie. Dłonie te były zdecydowanie śmiercionośnymi narzędziami o długich silnych, ale smukłych palcach wprost stworzonych do oplatania gardeł ofiar. Całkowicie tracąc zainteresowanie leżącym zwróciła się wprost do najlepszego przyjaciela i prawej ręki następcy wenezuelskiego Dona.
– Czy mógłbyś poinformować swojego naćpanego lekami przełożonego, że jeśli dalej będzie mi przeszkadzać, to użyję ślicznego szwu na jego ustach? – Mówiąc to uśmiechnęła się sztucznie i wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni rozpiętego kitla posrebrzane nożyczki z charakterystyczną kościaną rączką. Blondyn skrzywił się lekko i nerwowo się wyprostował. Doktor widząc to uniosła brew w niemym pytaniu.
– Przysłali pielęgniarkę zamiast lekarza? – zapytał z lekką kpiną odpowiadając jej z wyzywającym spojrzeniem. Zignorowała jego przytyk pochylając się nad barkiem bruneta, by rozciąć stary opatrunek. Krwista plama wykwitła na boku łudząco przypominając kielich czerwonego maku.
– Dobrze, że przysłali ją również, by powyciągała kule z ciała twojego Capo bastone ze słabym refleksem, prawda? – odpowiedziała neutralnym tonem sprawnie przecinając materiał. To widocznie zamknęło usta siedzącego, bo z jego strony zaległa cisza. Z żalem przecięła przepiękny wzór z wprawą manewrując ostrzem, by nie uszkodzić barku
Usłyszała ciche syknięcie, gdy powoli odrywała opatrunek odsłaniając świeże rany. Wyglądały dobrze jak na swój poważny stan, więc z brakiem zainteresowania wstała, by wyciągąć kolejne przedmioty z kitla oraz starannie poukładać je na stoliku nocnym
CZYTASZ
Pani Doktor
AksiSycylią rządzą mafia, narkotyczne wojny, nietrwałe sojusze i kule utykające w czaszkach, piersiach i kończynach. W jednym z karteli dochodzi do kradzieży cennego towaru, którego przekazanie miało nawiązać nowy sojusz z wenezuelskim klanem. Na domia...