Czyli o tym, jak mimo nieudolnych starań zrobienia nieprefekcyjnych OC przez FNaF'owych pisarzy, wciąż ich bohaterki są najlepsze we wszystkim i kreowane są na Mary Sue.
Chodzi mi konkretnie o te momenty, kiedy to OC dobiera się tymi swoimi brudnym łapskami do mikrofonu/gitary/może pianinia i się okazuje, że zajebiście śpiewa i napierdziela w instrumenty. Albo kiedy to ma coś ugotować lub zajmować się dziećmi, gdy pizzeria jest otwarta i tu również jest ona w tym zajebista. Lub gdy odkrywa swoje nowe zdolności (czyli zazwyczaj teleportowanie się), a ta nawet nie potrzebuje pełnej godziny, żeby już ogarniać perfekcyjnie swe nienaturalne umiejętności.
Widzicie tutaj jakąś korelację?
Bohaterka potrafi wszystko idealnie zrobić.
I to jest tak absurdalne!
Bo nie ważne jest to, jakim to ona bytem nie jest, kiedy to umiera, a jej dusza zostaje uwięziona w animatroniku, gdyż wciąż nie sprawi to, że będzie perfekcyjna. Nie ma na świecie istot perfekcyjnych. A więc nie ma możliwości, żeby OC była w stanie zrobić wszystko, co jej się nasunie do głowy bez żadnego problemu.
Jakby...
Guys to jest stara jak świat wiedza, iż na Ziemi nic nie jest perfekcyjne.
I o ile ludzie próbują balansować te swoje postacie poprzez "depresję", to jednak w momencie, kiedy to bohaterka jednego dnia płacze oraz tnie się, zaś drugiego znowu z uśmiechem zajebiście nakurwia na scenie, gotuje, opiekuje się dziećmi itd., ma się wrażenie, iż mamy do czynienia z Mary Sue wersja FNaF.
Świat nie jest perfekcyjny, baby.
CZYTASZ
FNaF to jednak rak na Watt
FanfictionCzyli czytam stare ff o FNaF i marudzę na nie, bo nie mam, co robić. Also potrzebuję trochę tej książki do swojego ff. Trochę hipokryzji będzie. Art na okładce nie należy do mnie.