❧είκοσι

850 108 48
                                    

<Until the sun comes up, where's the party at>

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

<Until the sun comes up, where's the party at>

Chłopak przeciągnął się ospale, głośno przy tym ziewając. Ach, musiał zasnąć, nawet nie wiedział kiedy...

Leniwie rozglądnął się dookoła siebie, mrużąc oczy, gdy zdradzieckie słońce go oślepiło. Czyży przespał całą noc? Do zmęczonego umysłu wkradła się nowa, niechciana myśl, przez co niebieskowłosy poderwał się gwałtownie na równe nogi, ponownie lustrując przestrzeń go otaczającą.

Z niepokojem stwierdził, że w ogóle nie kojarzył tego miejsca... Nie była to polana, na której poprzedniego wieczoru czekał na syna Hadesa.

Właśnie...

Chłopak obrócił się parę razy wokół własnej osi. Gdzie był Junkgook? Czy to on go tam przeniósł? Jeśli tak, to dlaczego nie było go teraz w pobliżu? Wszystko wskazywało na to, że Taehyung znajdował się na tej dziwnej łące zupełnie sam...

Wypuścił gorące powietrze z płuc, zastanawiając się czy powinien ruszyć się z miejsca i zbadać tę nieznaną polanę, czy może ten pomysł należał do tych zbyt pochopnych, nieprzemyślanych wystarczająco... niemądrych.

Zaczekać, bo może Jungkook się niebawem pojawi? Nie marnować czasu i iść go poszukać?

Po chwili syn Afrodyty jęknął zirytowany i zrobił mały, niepewny kroczek przed siebie. Później kolejny, jeszcze jeden... Szedł wolno, ostrożnie rozglądając się na wszystkie strony świata. Obserwował wysokie, gęste trawy, kołyszące się na lekkim wietrze, kolorowe oraz pięknie pachnące kwiaty, wśród których zdecydowanie przeważały czerwone niczym krew maki... Niebieskowłosy dopatrzył się również stada białych motyli, buszujących przy roślinach.

Jego uszy pieściły odgłosy natury: cykanie świerszczy, śpiew ptaków, ciche granie wiatru i szum spokojnej wody gdzieś w oddali. Niczym w raju albo jego własnej krainie marzeń sennych...

Taehyung zbliżył się niebezpiecznie gęstego lasu, dlatego nagle wyrwany z zachwytu, zapragnął się zatrzymać. Coś mu jednak na to nie pozwalało. Nie wiedzieć czemu, nie mógł zapanować nad nogami; zupełnie jakby to nie on kontrolował swoje ciało.

Spanikowany walczył sam ze sobą, by stanąć w miejscu i zostać na tej jasnej polanie, jednak nie udało mu się wygrać z nieposłusznymi nogami. W sercu odczuwał wielki niepokój, gdy nieubłaganie szybko zapuszczał się wgłąb buszu - w końcu gdzieś tu prawdopodobnie czaiły się chimery... 

Spanikowany dryfował między krzakami, zastanawiając się, czy za którymś z gęstych krzaków nie czaił się na niego jakiś przerażający stwór lub bestia. Uparcie jednak szedł przed siebie, nie znając celu swojej wędrówki. Krok za krokiem, nic na niego jeszcze nie wyskoczyło. Powinien odetchnąć z ulgą czy być bardziej czujnym...? 

𝗱𝗶𝗼𝗻𝘆𝘀𝘂𝘀 • taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz