35🐍

6.5K 923 280
                                    

Kiedy wszyscy znaleźli się w kryjówce, odetchnęli z ulgą, choć nastroje nie były najlepsze: jedynie Żaneta i Jenna nikogo nie straciły tamtej nocy.

Wszyscy zaczęli się od razu rozchodzić poza Newtem i Jenną, którzy wciąż bezpiecznie trzymali rannego niuchacza pomiędzy sobą. Tezeusz opadł na fotel, Tina na szezlong, a Jacob usiadł na schodach i ukrył twarz w dłoniach. Żaneta natomiast zaczęła rozglądać się po starym, po części bardzo zakurzonym pomieszczeniu.

- W walizce mam wszystko, żeby go wyleczyć - powiedział Newt, delikatnie biorąc niuchacza tylko w swoje ramiona.

- Pomogę ci - zadeklarowała Jenna od razu, wymieniając z Newtem kolejne uśmiechy.

- Wystarczy nam miejsca? - zapytała nagle Żaneta, wręcz skanując wzrokiem swoje otoczenie.

- Jeśli nie, to ja też mam trochę miejsca - odparła na to Jenna głośno. - Po mugolskiej stronie. Są tam dwa łóżka.

- To może ja i Tezeusz... - zaczął Newt, ale tym razem przerwała mu Porpentyna:

- Newt, no co ty, przecież to ty nam dałeś tę kryjówkę. Ja i Jenna...

- Nie, nie - zaprotestował Newt od razu, posyłając Jennie krótkie spojrzenie. Dziewczyna myślała, że się roztopi, gdy walczył o to, żeby została.

- To może ja... - Żaneta uniosła niepewnie rękę, zdając sobie sprawę, że była tam najmniej potrzebna.

- Nie, Janet, proszę - powiedział tym razem Tezeusz, wstając z fotela, a Jenna, Newt i Żaneta  odwrócili się w jego stronę z zaskoczeniem. W końcu na twarzy tej ostatniej pojawił się mały uśmiech.

- Na górze jest sporo miejsca - jęknął Jacob gdzieś zza swoich rąk. Tina spojrzała na niego ze współczuciem, a następnie podeszła do niego, by usiąść obok i go objąć.

- Dobra, czyli zostajemy wszyscy tutaj. - Jenna klasnęła w ręce. - Ale musimy coś zjeść. Tu nic nie ma, ale ja mam u siebie sporo, więc i tak tam pójdę...

- Pomóc ci? - zaproponowała Żaneta. Jenna spojrzała na nią, a następnie na pozostałych w pomieszczeniu, pogrążonych w smutku. Może rzeczywiście lepiej było ich zostawić na chwilę z ich własnymi myślami.

- Tak, przyda się - odparła Jenna po chwili, a następnie poprawiła swój płaszcz. - Zaraz wrócimy - dodała i wyszła wraz z Żanetą.

Przeszły kilka kroków, a Jenna skupiła się na wdychaniu świeżego, nocnego powietrza, pozbawionego dymu. Po chwili zatrzymała się bez ostrzeżenia.

- Wiesz co... Możemy się przejść zamiast deportować? Muszę chyba rozchodzić to wszystko.

- Ja chyba też - przyznała Żaneta, kiwając głową. Obie kobiety szły więc powoli przez opustoszałe ulice magicznego Paryża, oczyszczając głowy po wszystkich wydarzeniach, które je spotkały tamtej nocy.

- Tak w ogóle... - zaczęła Jenna, gdy skręciły w główną ulicę. - Ty i Tezeusz, to...

Żaneta popatrzyła na nią ze strachem wymalowanym na twarzy.

- Co?

- No może się czepiam, bo ja go nie lubię, ale tak aż mi się wydaje, że ty go za bardzo.

Choć Jenna nie miała nic dziwnego na myśli, Żaneta myślała, że zemdleje na miejscu. Spuściła wzrok, kręcąc głową.

- Merlinie, to aż tak widać? - wydusiła. - To bardzo źle... Błagam, nie mów mu tego pod żadnym pozorem, błagam... - Złożyła ręce, a Jenna uniosła brwi, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. To, że Leta zakochała się w Tezeuszu jej nie dziwiło, bo według niej bardzo do siebie pasowali, ale tamta kobieta wydawała się jej za dobra na niego.

- Nie no, spokojnie, to nie jest tak, że się kumpluję z Tezeuszem, przeciwnie... A on się nie domyśla?

- Mam nadzieję, że nie - odparła Żaneta, przytulając sama siebie ze wzrokiem wlepionym w chodnik. - To w ogóle nie powinna mieć miejsca... To mój szef, poza tym jego narzeczona... Znaczy...

- To dlatego zostałaś do końca? - zapytała Jenna nagle, nie wiedząc nawet, czemu tak bardzo ją to interesowała. Żaneta pokiwała głową, unikając oczu swojej rozmówczyni. Czuła się, jakby okryła się hańbą.

- Nie będę udawać, że jestem taka szlachetna - wyznała Żaneta. - Może źle to o mnie świadczy jako o Aurorze, że chciałam się deportować już na samym początku, ale...

- Rozumiem cię doskonale - przerwała jej Jenna, znajdując pocieszenie w tym, że ktoś myślał tak, jak ona. - Też się zastanawiałam, co zrobię.

Przez chwilę znowu szły w ciszy, po czym to Żaneta się odezwała:

- A ty jesteś z bratem Tezeusza, prawda?

Wtedy to Jennie drgnęło serce. Myślała, że ze wstydu zapadnie się pod chodnik. Nie wiedziała zupełnie, co powinna powiedzieć, choć wiedziała, co chciała...

- Och... Nie... - odparła niepewnie. - Chociaż...

- Szukał cię - powiedziała Żaneta z cichym śmiechem. - Tezeusz nie dawał mu żyć, bo nie chciał mu powiedzieć, kim jesteś.

Jenna złapała się za brzuch. Cholera, czy to były te motyle, o których wszyscy zawsze mówili? Czy to naprawdę było to?

To dziwne uczucie zaczynało jej się podobać. Doszły już wtedy do przejścia na mugolską stronę.

- No widzisz, my za sobą nie przepadamy... - zaczęła Jenna i przeszła przez cokół posągu prowadzący do mugolskiego Paryża. - Poza tym, ja myślę, że on i tak wiedział. Kto może zablokować listy, jak nie Auror?! - dokończyła wściekle, gdy Żaneta też za nią przeszła.

- Zablokować listy? - Blondynka zmarszczyła brwi.

- Newt twierdzi, że wysyłał mi listy, a one do mnie nie dochodziły i vice versa - wyjaśniła Jenna, z determinacją idąc przed siebie. Żaneta zastanowiła się chwilę.

- A... Masz coś w kartotece? - zapytała niepewnie, licząc, że nie spotka się z wybuchową reakcją.

- Dzięki Tezeuszowi mam bogato - wycedziła Jenna przez zęby.

- A, to dlatego. - Żaneta machnęła niedbale ręką, a jej rozmówczyni zatrzymała się gwałtownie.

- Co?

- Ministerstwo kontroluje adresy karanych albo tych, którzy na przykład nie mogą wyjeżdżać z kraju przez rok, by zapobiec ewentualnej działalności. Jeśli wysyłasz podejrzanie dużo wiadomości, Ministerstwo może je zablokować - wyjaśniła Żaneta spokojnie, na co Jenna tupnęła nogą jak wściekła kilkulatka.

- To jest żart jakiś.

- Mogę ci tylko zagwarantować, że to nie wina Tezeusza. To odgórna procedura - powiedziała Żaneta, a Jenna westchnęła głęboko i zaczęła iść dalej.

- Wiesz, jesteś pierwszym Aurorem, którego lubię.

Jej rozmówczyni zaśmiała się ponownie, poprawiając włosy.

- Miło mi.

Obie czarownice zabrały z mieszkania wszystko, co znajdowało się w dobrze zaopatrzonej lodówce, a Jenna wzięła także swoją walizkę. Po wszystkim wróciły do kryjówki już za pomocą deportacji.

- Dobra wiadomość! Mamy jedzenie i to sporo - zawołała Jenna, gdy weszły do środka, próbując naprawić nastroje. Nie udało się jej to zbytnio, bo wszyscy wciąż siedzieli zasmuceni.

Ułożyły z Żanetą wszystkie zdobycze na drewnianym stole pełnym różnych naczyń, szkieł i innych urządzeń alchemicznych. Magizoolożka strzepała ręce i zapytała nagle:

- A gdzie Newt?

- W walizce - odparła Tina cicho, wskazując głową na jego otwartą walizkę leżącą na ziemi. Wciąż próbowała pocieszyć Jacoba, lecz sama nie czuła się najlepiej.

Na te słowa Jenna wzięła kilka gotowych kanapek ze stołu i bez zawahania ruszyła do walizki.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz