3. Co do diabła?

2.7K 152 210
                                    

    Wesołych Mikołajek, kociaki!

Jak wykażecie się dużą aktywnością, to będę świętym Mikołajem jeszcze w środę/czwartek i wrzucę wam rozdział szybciej

Twitter; #unstoppablewatt

***

    Mieliśmy do wyboru pełno dróg, ale każda z nich prowadziła nas do śmierci.

    Gdy byłam dzieckiem największym moim strachem, który zapierał mi dech w piersi w ten negatywny sposób, była śmierć. Pomimo młodego wieku zamęczałam się tym, co dalej, czy jakaś siła wyższa istniała i czy Bóg, o którym uczyli mnie rodzice i o którym istnieniu zapewniał mnie świat, faktycznie gdzieś tam na mnie czekał. Przed snem wyobrażałam sobie, jak to będzie wyglądać, czy trafię do nieba i jak długo będę żyć. Śmierć była dla mnie najgorszym, ostatecznym końcem, który był początkiem nieznanego. Bowiem żaden z nas nie miał zielonego pojęcia, co dalej. Z wiekiem miałam coraz to więcej wątpliwości, aż wreszcie te całkiem mnie zaślepiły, a ja na nic nie spoglądałam już tak pewnie i z takim przekonaniem. Moja wiara podupadła, a opuściła mnie całkowicie w momencie, gdy odszedł mój chłopak, który w życiu na to nie zasługiwał, który był na to wszystko za dobry. Wtedy moja wiara w dobro przepadła, a ja... cóż, śmierć była mi bliższa bardziej, niż kiedykolwiek. W końcu strach przed śmiercią zamienił się w przyzwyczajenie do tego, że kiedyś każdy z nas odejdzie. Pozostała tylko obojętność.

    Z perspektywy czasu wiem, że obojętność to najlepsze, a zarazem najgorsze podejście do życia.

    Łatwiej mi było trzymać się w skorupie, gdy byłam z dala od tego wszystkiego, co miałam w Valonlea i od tego, co się tutaj wydarzyło. Nabrałam dystansu i choć pewne rzeczy bolały niezmiennie od dwóch lat, to nauczyłam się z tym żyć. Było mi prościej, ale gdy wróciłam to wszystko również wróciło. Uderzyło ze zdwojoną siłą, niczym pocisk z karabinu maszynowego, trafiając mnie dogłębnie. Tutaj wszystko bolało bardziej, a ten rodzaj cierpienia, które odczuwałam kilka dni temu na pogrzebie, różnił się od tego, które dotykało mnie w Cristal City, czyli w mieście, w którym zamieszkałam po wyjeździe stąd.

    Tutaj wszystko było klarowne, nie było rozmyślania, czy on dalej gdzieś tam żył, z dala od nas, czy jednak odszedł nieodwracalnie. Teraz wiedziałam i byłam pewna, że mój Maite został zabity, a jego morderca siedział gdzieś sobie na wolności. Nie mogłam ścierpieć tego, że nie zapłacił za zbrodnię, której się dokonał. Ale karma zawsze wraca, bez względu na wszystko. Do niego też wróci.

    W końcu wróciłam do Valonlea.

    To ja będę jego karmą, a tak w zasadzie sprawiedliwość, jaką mu wymierzę. Jednak to ja przyczynię się do tego, że zapłaci za cierpienie bliskich mi ludzi, za cierpienie moje i za śmierć Maite'a, który był moim chłopakiem do ostatnich sekund swojego życia. Pożałuje, że w ogóle przyszedł na świat, aby grzeszyć w tak okrutny sposób. Właśnie to planowałam i to było moim największym dotychczasowym celem. Byłam zdeterminowana.

    Zło, jak bumerang, wróci do ciebie.

    Jednak na razie kąpałam się w bólu, rozrywającym mnie na strzępy. Miałam trzymać się w kupie i tak, mniej więcej to robiłam, nieszczególnie się rozpadałam. Cierpiałam, fakt, ale wyuczyłam się tego, że ono było nieodzownym elementem mojego życia i już nawet mnie nie zaskakiwało, gdy przychodziło. Bolało, ale byłam świadoma, że tak będzie. Wiedziałam o tym, byłam nastawiona, ale nie gotowa. Nigdy nie byłam.

DIMNESS IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz