Rozdział 78

321 28 5
                                    

Miranda bardzo szybko zgłosiła się do szukania Harry'ego, ale prawda była taka, że nie miała pojęcia gdzie powinna zacząć. Jedyną jej nadzieją była Luna, która podczas śpiączki Slytherin uczestniczyła we wszystkich spotkaniach Zakonu Feniksa, mimo że ze względu na wiek nie była jego członkiem i zapamiętała najważniejsze informacje. Znała mniej więcej lokalizację Insygni i tam zaprowadziła Ślizgonkę. 

Podczas gdy dziewczęta szukały Chłopca, Który Przeżył, w Hogwarcie rozpoczęła się ostra walka. Śmierciożercy po przedarciu się przez barierę rozpoczęli agresywną szarżę rzucając zaklęciami niewybaczalnymi w każdego, kogo napotkali na swojej drodze. Draco nie spodziewał się, że tak będzie wyglądała bitwa. Nie było żadnej strategii, liczyły się tylko umiejętności magiczne i nielitościwość, którą niestety pałali wrogowie. Biegnąc przed siebie mijał ciała zabitych uczniów, niektórych z nich znał. Co chwilę atakowali go to nowi Śmierciożercy, ale skoro nawet ich nie kojarzył to doskonale wiedział, że muszą być bardzo słabi. Miał rację. Voldemort postawił na ilość nie na jakość i Malfoy miał nadzieję, że to go zgubi. Wrogowie byli pokonywani nawet przez czwartoklasistów, których największą i jedyną bronią było zaklęcie Drętwota. Blondyn od czasu do czasu odwracał się, by spojrzeć co się dzieje za nim. W oczy zawsze rzucał mu się walczący Blaise co go uspokajało. Przynajmniej o jedną osobę nie musiał się martwić, i tak miał dużo na głowie przez przejęcie Slytherinu. Tak jak powiedział Severus, prefekt odszedł w kąt i to Dracona wszyscy słuchali. Zaufali mu i stanęli po jego stronie. Nie wiedział ile będzie go to kosztować. Za każdy razem gdy widział martwego Ślizgona czuł, że to jego wina, w końcu to on wygłosił zachęcające przemówienie w pokoju wspólnym. Nikomu nie powinno się kazać walczyć, a już szczególnie nie dzieciom. Chociaż większość Śmierciożerców walczyła źle, ich duża ilość oraz zaklęcia niewybaczalne, którymi posługiwać umiał się każdy zwolennik Voldemorta sprawiły, że Hogwart przegrywał. Zmuszeni byli do wycofania kiedy nadeszła druga fala agresorów i jedyne co ich ratowało to na nowo podniesiona bariera. Była dużo słabsza, ale dała im kilka cennych minut. Przez ten czas McGonagall przeliczyła ilu zostało zdolnych do walki i to nagłe zmniejszenie ją przeraziło. Ponad połowa była ranna, część nie żyła. Najwięcej zostało siódmoklasistów i trochę z szóstego roku. Minerwa usiadła na schodku nie rozumiejąc jak to się stało, kiedy wszystko się zawaliło. Z goryczą przypomniała sobie Dumbledore'a. On by na to nie pozwolił, pomyślała. Popatrzyła na swoje pomarszczone ręce i ze smutnym uśmiechem stwierdziła, że jest za stara na taki stres i presję. Słysząc, że ktoś idzie w jej stronę, wstała natychmiastowo i wyprostowana czekała, aż ktoś do niej podejdzie. Była to dwójka zdyszanych uczniów. Potrzebowali chwili aż zaczęli mówić. 

- Rozbili barierę, ale Voldemort nie atakuje. Chce wszystkich na dziedzińcu. 

- Pani profesor...ich przybyło. Nas tylko ubywa.

Dyrektorka wzięła głęboki wdech i nie wypuszczała powietrza przez jakiś czas. Pewnym krokiem wyszła na zewnątrz i przechodząc po gruzach stanęła na czele. Spośród nauczycieli nie mogła tylko odnaleźć wzrokiem Severusa. Była zmęczona a jej suknia się rozdarła w kilku miejscach. Czarny Pan za to wyglądał na wypoczętego i w pełni sił. Na twarzy widniał perfidny uśmieszek. McGonagall wymierzyła różdżkę w jego stronę chociaż wiedziała, że nic to nie da. Nadal miał horkruksy...na pewno jednego, chociaż teraz nawet tego nie była pewna. 

- Po co te nerwy- rechot rozbrzmiał głuchym echem o gruzy zamku.- Przyszedłem porozmawiać. 

- Czyżbyś chciał się poddać?- Śmiech znów wydobył się z jego okropnych ust. Profesorka wzdrygnęła się słysząc to. To szczęście nie wróżyło dobrze. 

- To was zachęcam do poddania. Harry Potter nie żyje!- Ręce uniósł do góry jako akt triumfu. W jednej trzymał różdżkę, która wcześniej należała do Albusa. 

Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz