Two

276 12 3
                                    

Żeby zapomnieć o zajściach poprzedniego dnia szybko położyłam się spać. Jak tylko się obudziłam miałam ogromną chęć podzielenia się wczorajszymi wrażeniami z Medison. Gdyby tylko głupia odebrała telefon- krzyknęłam sama do siebie. Całe szczęśćie mama wyszła już do pracy, bo inaczej byłoby ze mną źle. Postanowiłam,że dziś nie pójdę do szkoły. Mimo tego, że wczoraj Dupek pokazał jaki może być,nie zamierzałam się z nim zadawać.
-Nie przesadzaj noo, przecież widziałaś te blond włoski,kolczyk i... o matkoooo! Dotykał cię tymi swoimi,dużymi dłońmi!- Wykrzyczała Medi do słuchawki telefonu
-Medison! Przywołuję cię do porządku! Jest dupkiem, zachowuje się jak dupek i przypuszczam,że będzie nim cały czas.
-Dobra,jak uważasz,ja bymkorzystała. Dobra bo facetka od matmy idzie, papa mała.
Ah... cała Medison, ubzdurała sobie,że podobam się Dupkowi. Przecież to niemożliwe,nawet jeśli...a niech go szlag, nie umiałam patrzeć na całą tą sytuacje inaczej.
Nagle mój brzuch zaburczał, a ja poczułam lekką wibracje w okolicy żołądka. Poszłam do kuchni by sprawdzićczy jest coś do jedzenia. Niestety, w sumie jak zawsze,nic nie było. Zmuszona byłam opuścić dom i iść do sklepu po chociażby gówniane płatki.
Ruszyłam się z miejsca i zaczęłam się ubierać, szybko wsunęłam trampki na stopy i wyszłam za drzwi,zakluczając je. Szłam wzdłuż rzędu domów jednorodzinnych, a zza rogu wyłaniał się już szyld szklepu. Z daleka usłyszałam krzyki i śmiechy. Były to dźwięki znane mi bardzo dobrze, a należały one do Dupka i jego paczki. Przyspieszyłam kroku by uniknąć spotkania z nimi, zwłaszcza z Lukiem. Wpadłam do sklepu,a dzwonek nad drzwiami zabrzmiał. Popchnęłam drzwi mocniej,choć miały one samozamykacz*. Popędziłam w stronę płatków. Wzięłam byle jakie z półki po drodze do kasy zgarniając mleko z lodówki. Położyłam produkty na ladzie i zaczęłam wyszukiwać drobiaków w kieszeni. Pani za kasą zbytnio się nie spieszyła, a mnie to coraz bardziej niepokoiło. Nagle rozległ się dzwięk dzwonka i do sklepu wpadł Dupek,a za nim jego banda. Wśród nich był też ten cały Irwin, chłopak który podoba się Medi. 
Chwyciłam szybko torbę z zakupami nie zabierając reszty wydanej przez ekspedientkę. Ruszyłam prędko w stronę wyjścia,by nie zostać zauważoną. 
-Chyba się udało.- pomyślałam będąc już za drzwiami. Uśmiechnęłam się w duchu,ale prawdopodobie za wsześnie cieszyłam się z wyczynu jakiego dokonałam. Za mną wyszedł Luke i gdyby nie to, że się głupia odwróciłam, by mnie nie zauważył.
-O,księżniczka. Jak się masz?- zapytał z nonszalandzkim uśmieszkiem.
-Lepiej bez ciebie.- odparłam i ruszyłam w stronę domu.
-Oj,oj. Czyżbyś była zła na mnie?- nie odpuszczał, do tego towarzyszył mi w drodze.
-Nie, co Ci przyszło do głowy?-powiedziałam pzyspieszając chód.
-Przede mną nie uciekniesz,wiesz o tym?
Szłam coraz szybciej,chciałam być już w domu. Gdy znalazłam się przed drzwiami poczułam w pewnym sensie ulgę. Otwarłam drzwi i już jedną nogą byłam w środku, gdy nagle ktoś pociągnął mnie za łokieć.
-Ał! Co robisz..?- odwracając się,ujrzałam twarz Luka co mnie zupełnie zaskoczyło. Uśmiechał się zwalniając uścisk.
-Mówiłem, że nie uciekniesz. Mogę wejść?- nie czekając na odpowiedź przepchnął się i już zajmował miejsce na kanapie. 
-Wynocha! Jakim prawem...?!
-Ciiii!- podszedł i położył palec na moich ustach. Było czuć od niego woń męskich,bardzo ładnych perfum. 
-Czego chcesz?- odtrąciłam jego ręke i odsunęłam na bezpieczną odległość.
-Porozmawiać księżniczko.
-Proszę bardzo.- powiedziałam niby od niechcenia,lecz serce było mi tak,jakby chciało wyrwać się z mojej piersi. 
Luke spojrzał się na mnie takim wzrokiem, że ugięły się pode mną kolana. Nie mogłam nic poradzić na jego wspaniałość. Był cholernie przystojny i skłamałabym mówiąc inaczej. Próbowałam zmusić swoje ciało do posłuszeństwa, lecz nie bardzo mi szło. Chyba było to widać,bo na twarzy Luka zagościł wyraz rozbawienia. 
-Co? Aż taka śmieszna jestem?
-Nie, jesteś bardzo urocza.- Jego błękitne oczy błysnęły, a uśmiech nie schodził z ust tylko jeszcze bardziej się poszerzał. Przeczesał włosy gładki ruchem ręki i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili je zamnknął i znów otworzyć. Wyglądało to tak, jakby zmagał się sam ze sobą przed powiedzeniem czegoś głupiego.
-To o czym chciałeś porozmawiać?- widocznie wyrwałam go z zadumy,gdyż spojrzał na mnie zaskoczony.
-Myślałem, że możemy się lepiej poznać i... może poszłabyś ze mną na tę przysłowiową kawę?
-To ma być randka?- wpędziłam go tym pytaniem w zakłopotanie. Zaczął przebierać nogami, bawić się palcami, nerwowo przeczesywać włosy.
-Nie,znaczy tak...eee, znaczy. Ja już spadam. Nara.- Szybkim krokiem przemierzył korytarz i już był za drzwiami. Stałam po środku pokoju i zastanawiałam się czy to sen. Po chwili wyrwałam się z przemyśleń i podbiegłam do drzwi. Uchyliłam je i zaczęłam się rozglądać. Luke był jakieś 500 metrów od nich.
-Ej! Ej! Luke?- zero reakcji.
-Hej ty! E!- krzyknęłam głośniej, ale się nie odwrócił.
-Luke! HEMMINGS! - warknęłam, dopiero wtedy się odwrócił.
-Zgadzam się. Bądź u mnie o ósmej.Dzisiaj.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam, przecież był dupkiem. Może dopeiro teraz zrozumiałam, że tak nie muzi być, widocznie Medison miała racje, a ja nie miałam odwagi się przyznać. Tak bardzo mi się pdobał, ale nie tylko z wyglądu,nie,nie. Nie jestem dziewczyną co tylko patrzy na wygląd, co to, to nie. Podobał mi się z charakteru. To dziwne, jeszcze nigdy nie czułam takiego czegoś. Nawet przyjemne.
-Motylki? Tak, jasne- zakpiłam sama z siebie trzymając się za brzuch.

Wybiła ósma. Hemmingsa cały czas nie ma. Pewnie robił sobie jaja- pomyśłałam z lekkim zażenowaniem. Położyłam się na kanapę, gdy ktoś zapukał do drzwi. Wygramoliłam się z przytulnego miejsca i poczłapałam je otworzyć. W progu stał Hemmings z bukietem róż. Ubrany był czarne rurki,koszulkę Nirvanny, włosy jak zawsze dobrze miał ułożone,a kolczyk był bardziej widoczny przez światło bijące ode mnie z domu.
-Może wejdziesz?
-Chętnie,księżniczko.- powiedział wchodząc do środka. Zdjął swoje czarne vansy i usadowił się na kanapie zostawiając mi dość sporo miejsca. Kwiaty położył na najbliższym stoliku.
-To co? Chcesz oglądać filmy czy co?
-Mogą być filmy,mała.
-Nie mów do mnie mała,ok?!- powiedziałam lekko urażona.- To, że się z tobą umówiłam nic nie znaczy.- Właśnie tak Mia,bardzo dobrze, bądź hamska.
-Chyba jednak tak,bo inaczej byś się ze mną nie umówiła.- Jego uśmiech wprawił mnie w zakłopotanie. Usiadłam obok niego na kanapie, lecz w bezpiecznej odległości.
Było już późno, a mojej mamy wciąż nie było. W sumie to nie było takie ważne, bo z Lukiem dobrze mi się rozmawiało. Dużo się śmialiśmy, wygłupialiśmy,jakbyśmy się znali odlat, jak starzy przyjaciele. Pozwoliłam mu nawet się łaskotać :)
-Późno już,będe się zbierał.
-Nie- szepnęłam.- jeszcze zostań. Jestem sama i trochę się boje.
-Okej księżniczko,już nie udawaj- zaśmiał się.- wiem, że tak nie jest.- puścił mi oczko.
-O nie, rozgryzłeś mnie.- zawołałam i zaczęłam się śmiać. Klepnęłam go w ramię dalej się śmiejąc.
-Ała,no nie popuszczę Ci tego.- chłopak rzucił się na mnie z rękoma, zaczął mnie łaskotać.
-Nie,proszę przestań! Przepraszam!- krzyczałam w kółko nieprzestając się śmiać.
-Ok,oki. Koniec, dalej obejrzymy do końca i spadam.
-No dobra Hemmings.
Usadowił się wygodnie, a ja mogłam przez chwilę na niego popatrzeć. 
Robiło się coraz później i zachciało mi się spać,nie mogłam opanować opadających powiek. Zamknęłam oczy i oparłam głowę na kanapie. Ktoś zaczął głaskać moje włosy,domyślam się,że był to Luke. Usnęłam tak głaskana przez niego.
Rano otworzywszy oczy,nadal znajdowałam się na kanapie. Głowę opierałam na kolanie Luka, a on swoją o podgłowek na kanapie. Jego jedna ręka spoczywała pod jego głową,a druga na moim ramieniu. Zamknęłam ponownie głowę na nodze chłopaka,marząc by nie był to tylko sen.

_____________________________________________________________________________

* Chodzi mi o ten sprzęt,dzięki któremu drzwi nie trzaskają,tylko zamykają się same :))) 

Live Your Happiness || Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz