Lata szkolne tak naprawdę mało różniły się od dzieciństwa spędzonego w Malfoy Manor. Regularne listy ojca i matki przypominały wszystko, o czym Draco chciał zapomnieć, a upomnienia Snape'a uświadamiały, że nigdy naprawdę się od tego nie uwolni.
Nie zwierzał się nikomu z tego, co czuł. Nigdy nie miał przyjaciela, a Hogwart również go nim nie obdarzył. Otaczał się grupą Ślizgonów, przy których stawał się własnym ojcem i choć właśnie za to ich nienawidził, byli jedynymi przychylnymi osobami.
Tłumił każdy impuls, każdą łzę i drżenie, aby potem w nocy ukrywać się w łazience i rozpadać raz za razem. Jego plecy były zbyt słabe, by to wszystko unieść, a serce zbyt gorzkie, by szukać lekarstwa.
Codziennie rano, gdy przed lustrem układał włosy, wykrzywiał wargi w kpiącym uśmiechu, unosił cynicznie brew i poprawiał postawę, żeby kiedy tylko przekroczy próg Wielkiej Sali, każdy wiedział, z jakiej rodziny się wywodził.
Brzydziło go to. Brzydziły go niezliczone maski, listy od ojca i własna samotność. Czuł wstręt do samego siebie i zarazem każdej istoty ludzkiej. Obca mu była życzliwość i dobre intencje — wzdrygał się na miły gest, a potem natychmiast ganił za swą głupotę.
Zazdrościł wszystkim, którzy posiadali okruch szczęścia. Zazdrościł Potterowi. Po tym, jak odrzucił jego przyjaźń, znalazł sobie dwóch innych przyjaciół — i to całkiem lepszych. W Draconie wzbierał się gniew, gdy widział jak we troje śmieją się, spędzają beztrosko popołudnia i dzielą słodyczami. Pragnął zniszczyć tę radość. Pragnął podeptać ją, jak niechcianą zabawkę, roztrzaskać na kawałki, zetrzeć w pył. Wszystkie próby szły jednak na marne.
Draco zaczynał mieć wrażenie, że wszystko, co robi, idzie na marne.
Był taki zmęczony. Ślizgonami, plotkami o Voldemorcie, esejami do napisania, a najbardziej sobą samym. Bywały dni, kiedy nie szedł na zajęcia, bo sił wystarczało mu tylko na zwinięcie się w kłębek w łóżku. W dzieciństwie miał koszmary, ale w Hogwarcie kradziony eliksir na dobry sen sprawił, że noc stanowiła często jego jedyną ucieczkę. Uwielbiał ten lekki stan, w którym nic nie czuł. Nic nie było w stanie go zranić i zadać ból. Wydawało mu się, że spaceruje w chmurach i wcale nie przypominają mgły — tamte chmury przypominały puch. Tamte chmury przypominały mu, że być może istnieje coś poza tym zamkiem o chłodnych murach, poza mrokiem Malfoy Manor, poza Voldemortem.
Codziennie tęsknił za chmurami. Wpatrywał się tępo w okna i tęsknił.
Ta tęsknota już nigdy go nie opuściła.
CZYTASZ
Dusza grzeszna ✔
FanficDraco Malfoy gnił. Psuł się - zbyt wcześnie, jak wadliwy owoc. Draco Malfoy grzeszył. Z żarem w oczach, drżącymi dłońmi i zgarbionymi plecami. • gdzie draco przywołuje po latach wspomnienia ze swojego życia • © MaryWitcher, sierpień 2020