rozdział 13.

1.4K 81 8
                                    

           Powrót to domu wydawał się mniej krępujący niż myślałam. Na początku byłam speszona i nie wiedziałam do końca jak się zachować. Kiedy Asher pomógł mi zejść z maski samochodu, a później wsiąść nic nie powiedział. Jego zachowanie było normalne. Nie naruszał mojej przestrzeni. I choć spędziliśmy drogę powrotną w ciszy, bo żadne z nas nie czuło potrzeby wypowiadania słów, które mogłyby zakłócić chwilę. 

***

          Po tym jak Asher odprowadził mnie pod same drzwi, jakbym była dziewczyną, a on chłopakiem, który obiecał ojcu, że odprowadzi ją pod same drzwi, tylko że my byliśmy dużo starsi i zdecydowanie znajdowaliśmy się w innej rzeczywistości, by wszystko mogło rozegrać się tak cukierkowo. Nie pocałowaliśmy się na do widzenia. Każde z nasz rozeszło się w swoją stronę. Może to źle, ale może tak powinno być, ponieważ nie warto przyzwyczajać się do czegoś, czego nie jesteśmy pewni. 

           Kolejne dni mijały mi na przeglądaniu ofert pracy. Nie rozmawiałam z nikim o tym co się wydarzyło. Myślę też, że nikt nas nie widział. Zachowywaliśmy się jakby się to nie wydarzyło, a mimo to coś się zmieniło w sposobie jaki na mnie patrzy. Jego spojrzenie stało się miększe. Może czulsze? Jakby stęsknione. Zniknęło moje negatywne nastawienie. Przestałam uciekać z tych samych pomieszczeń w których on się znajduje. Otwierałam się na przebywanie w jego towarzystwie. Ten nieplanowany wieczór wywołam serię kolejnych zdarzeń, a ja nie wiedziałam jak mam to wszystko zinterpretować. Brak rozmowy nie ułatwiał mi tego zdania. Nie potrafiłam się domyśleć jak mam zareagować i co zrobić. Postanowiłam, że zostawię to losowi. 

          Zdecydowałam wreszcie ruszyć swój leniwy tyłek i zabrać Mufasę na spacer. Odkąd tu jesteśmy rzadko z nim wychodzę, ponieważ mój pies cieszy się takim zainteresowaniem wśród członków klubu, że tylko przechodzi z ręki do ręki, ciągle będąc rozpieszczonym. 

- Gotowy na to, by poświęcić mi trochę czasu? – zagaduje do psa, który żywiołowo merda ogonem, a następnie lekko szczeka, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że jest gotowy w każdej chwili, by mi towarzyszyć. Zapinam smycz i wychodzimy. Kieruję się tak jak zawsze poza strefę domków, bo to idealne miejsce, by móc spuścić psa ze smyczy. Pusta przestrzeń jest znacznie bezpieczniejsza niż zatłoczona pojazdami droga. Przechodząc chodnikiem mijam członków kluby, którzy się ze mną witają, albo i nie. Nie wiem nawet jak w tak krótkim czasie stałam się częścią ich społeczności. Moją uwagę przykuwa otwarta brama do garażu i mężczyzna, który grzebie coś pod maską samochodu. Przyglądam się zawzięcie tatuażowi na jego plecach, próbując dostrzec ze znacznej odległości co to jest. Jednak to na nic, bo nagle postać prostuje się i odwraca, a do mnie dociera, że gapiłam się na Ashtona. Kręcę głową z rozbawieniem, śmiejąc się sama z siebie, bo przyłapał mnie na tym, że mu się przyglądam. Zerkam na niego z drugiego końca ulicy i widzę jak się śmieje. Uśmiecham się na ten widok, przypinając sobie chwilę w samochodzie, kiedy pierwszy raz usłyszałam ten dźwięk. Unoszę ręce w geście poddania, dając mu znak, że mnie przyłapał, jednocześnie ruszam dalej.

- Faith! Faith czekaj! – Zatrzymuję się i dostrzegam jak w moim kierunku, żywiołowym krokiem zbliża się Nico. Przyglądam się mu. Wygląda dobrze. I mogę nawet powiedzieć, że jest cholernie przystojny. Cały czas ma w sobie tę młodzieńczą iskrę, która sprawia, że ciągle widzę inne dziewczyny, które łapią się na ten błysk w oku i radosny uśmiech. Jest inny od Ashtona, który emanuje tajemniczością i ma w sobie tę nutę niebezpieczeństwa, której jestem niepewna.

- Mogę ci w czymś pomóc? - pytam, kiedy Nico znajduje się już obok mnie.

- Wybierasz się gdzieś?

learn the rules.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz