rozdział 15.

1.2K 79 12
                                    

            Nie chciałam iść na tę imprezę, bo unikałam wszystkiego co łączyło mnie z życiem jakie prowadził nasz ojciec, ale ci ludzie wydawali się inni, mimo że wszystko wskazywało na to, że jest bardzo podobnie, przynajmniej z nazwy, więc nie robiłam nic w kierunku jakichkolwiek przygotowań. Brak pracy mi doskwierał, też nie nawiązywałam zbyt bliższych znajomości z kimkolwiek, prócz osób z którymi musiałam, a pies stał się moim jedynym kompanem, więc może faktycznie powinnam w końcu się zaaklimatyzować. I jeszcze te wszystkie zdarzenia związane z Ashtonem – unikanie go to prawdziwe wyzwanie, bo jest wszędzie, a nawet jak go nie ma to o nim słyszę.

Zbliżał się wieczór, więc zniechęcona, ale zmotywowana nadzieją, że trochę się zabawię i spędzę miło wieczór wzięło nade mną górę i poczyniłam przygotowania do tego, by jakoś wyglądać i zbytnio się nie wyróżniać na tle innych. Po prostu rozpuściłam włosy, zrobiłam makijaż i włożyłam jedną z sukienek, które miałam schowane na dnie walizki.

- I jak? – mówię do Mufasy, który przygląda mi się z pochylonym na prawo łbem. – No cóż, uznam to za aprobatę.

Wkładam jedne z cholernie drogich, markowych szpilek mojej siostry i wychodzę.

Okazuje się, że miejsce w którym jest impreza to całkiem spory bar, który na pierwszy rzut oka wygląda na całkiem odnowiony i wypełniony po brzegi. Rozglądam się po wnętrzu, obserwując podświetlony bar, a następie rozglądam się po sali w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Jedyne co mogę stwierdzić, to na szczęście to, że za bardzo nie wyróżniam się z tłumu i jestem ubrana podobnie do reszty kobiet.

Moją uwagę przykuwają odgłosy awantury, które dochodzą gdzieś z głębi baru. Kierowana ciekawością przemieszczam się coraz bliżej, by dowiedzieć co się dzieje. Jak na moje nieszczęście, dostrzegam Hope w bojowej pozycji, gotową do pieprzonego ataku, kiedy jestem bliżej przeciskam się między ludźmi, gdy w końcu słyszę skrawki wymiary zdań i przepychanki między Hope, a jakąś laską.

- To, że Hunter cię pieprzy nie upoważnia cię do tego, aby się panoszyć.

- Zatłukę cię Ava. – I widzę jak pieprzona Hope przybliża się do dziewczyny, jednak w pewnym momencie zostaje załapana i odciągnięta przez Huntera, który próbuję przytrzymać ją w mocnym uścisku, co ewidentnie nie podoba się jej i próbuję się wyrwać, dodatkowo z tej odległości mogę stwierdzić, że nie podoba się jej pewny siebie wzrok i uśmieszek triumfu jej przeciwniczki, co jeszcze bardziej ją rozwściecza. Nie mam pojęcia co takiego zrobiła Ava, ale wszystko dzieje się w ułamku sekundy.

Hope wyrywa się z uścisku i popycha dziewczynę tak, że aż odbija się od brzegu baru, chwieje się i upada dosłownie przy pieprzonych stołkach barowych. Jestem w takim szoku, że moja zawsze opanowana i zrównoważona siostra może być taka zawzięta.

Przyglądam się dziewczynie, która podnosi się i próbuje zachować resztki godności, poprawiając swoją sukienkę, a następnie chwyta zapusty kufel i z zamachem zmierza w kierunku odwróconej do niej tyłem Hope. Scena przed moimi oczami wywołuje we mnie adrenalinę i bez zastanowienia postanawiam wkroczyć do akcji. Wołam imię Hope, która mnie w porę się odwraca i reaguje unikiem po czym dostrzega mnie i już doskonale wie co w tej chwili się wydarzy. Stary numer, które nauczyłyśmy się, by bronić się przed natrętami. Obrona przez zaskoczenie zawsze się sprawdzała w miejscu pełnym skurwieli. Hope łapie dziewczynę za ramię i odwraca mocnym szarpnięciem w moim kierunku, popychając ją w moją stronę, a ja z całą mocą zaciskam pięść i uderzam dziewczynę w szczękę z całym impetem, że pada nieprzytomna na ziemię.

W sekundę dociera do mnie to przed chwilą zrobiłam, ale nie mam czasu na myślenie, bo czyjaś dłoń oplata mnie mocno w pasie przyciska do siebie. Gwałtownie odwracam głowę z zamiarem z zamiarem obrony i dostrzegam za sobą Ashtona, który tylko wzmacnia swój uścisk, kiedy podejmuję próbę szarpania się z nim.

Biorę głęboki oddech i stoję sztywno w uścisku Ashtona czując bijące od niego ciepło, gdy jego klatka piersiowa unosi się i opada. Jednak staram się odsunąć na bok uczucia, które we mnie wywołuje i przyglądam się dziewczynie, którą cucą jakieś laski. Patrzę jak Hope niewzruszona przechodzi obok Avy, która powoli odzyskuje przytomność. Uśmiecha się do mnie pewnie, wręcz zadowolona i staje przede mną.

- Przestań mieć ten wzrok jelonka bambi, zasłużyła sobie. – Odzywa się do mnie.

- No kurwa nie wydaje mi się, mogłam to zrobić lżej. – Syczę przez zaciśnięte zęby.

- A co byłoby lepiej, jakby rozjebała mi kufel na głowie.

- Nie wkurwiaj mnie bardziej. – Warczę na Hope i widzę jak jej mina zmienia się na mniej pewną i wycofuje się lekko, odsuwając się do tyłu. – Cała ta sytuacja nie miała mieć miejsca. – dodaje, kiedy widzę, że jej postawa się zmieniła.

Nie jestem wstanie konturować tej rozmowy, bo tłum w barze wydaje się zbyt bardzo zafascynowany rozwojem wydarzeń, a ja zostaję odwrócona i dosłownie nie wyprowadzona, a wyniesiona przez Ashton, który nawet nie popycha mnie do wyjścia, tylko podnosi i posuwa się do przodu, rzucając twardym, nie znoszącym sprzeciwu głosem – Rozejść się.

Na zewnątrz otula mnie chłodne powietrze, temperując trochę moją złość, ale zanim się obejrzę już znajduję się w samochodzie Ashtona. Zajmuje miejsce za kierownicą i milczy, ja też nie mam zamiaru się odzywać. Kiedy rusza atmosfera jest tak napięta, że nie ma miejsca nawet na włożenie szpilki między nami.

Okazuję się, że przyjechaliśmy do jego domu, który znajduje się w tej samej linii co dom Hope. Jednak z zewnątrz zawsze wydaje się większy. Ashton wysiada i dosłownie wyciąga mnie z miejsca pasażera po czym prowadzi mnie do środka. Z trzaskiem zamyka za nami drzwi, a następnie popycha mnie na nie i pochyla się nade mną, ciężko dysząc. Nie mam odwagi się odezwać, jest zły. Bardziej niż ja byłam jeszcze kilka chwil temu. Nie wiem czy to przez to co zrobiłam, czy bezpośrednio na mnie, bo wprowadziłam zamieszanie wśród jego ludzi.

Uporczywie patrzy prosto w moje oczy, czekając aż odwzajemnię jego wzrok. Czuję jego oddech na ustach i kiedy podnoszę wzrok i mierzę się z nim spojrzeniem, Ashton napiera na mojego wargi, miażdżąc je w namiętnym pocałunku. Z zaskoczenia jęczę w jego wargi, a on to wykorzystuje i rozsuwa językiem moje wargi, by zassać mocno mój język, a następnie drażni koniuszkiem języka moje podniebienie. Chwytam się go mocno, gdy łapie mnie mocno za pośladki i podnosi do góry, a ja oplatam nogami jego biodra, przez co napiera na mnie jeszcze mocniej. Sapię, kiedy odrywa się ode mnie, a ja gorączkowo łapię oddech, bo jeszcze nigdy żaden pocałunek, który miałam nie była tak kurwesko intensywny.

- Nie masz pojęcia co zrobiłaś. – Dyszy wprost w moje wargi. – Nie masz pierdolonego pojęcia Faith. 

learn the rules.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz