rozdział 11.

1.4K 70 2
                                    

          Stoję przez chwilę nieruchomo w uścisku Ashtona, słuchając tego co mówi i sama nie wiem o czym mielibyśmy rozmawiać. Nie mieliśmy ze sobą żadnej interakcji, prócz zdawkowych spotkań, wymiany uprzejmości czy wymianie spojrzeń. A mimo to coś ciągnie mnie do niego i chcę, aby na mnie patrzył. Podoba mi się to spojrzenie, bo jeszcze nigdy nikt tak na mnie nie patrzył. To jest coś innego. Miałam do czynienia z adoracją mężczyzn. Wiedziałam, że im się podobam. Jednak czy podobam się jemu? Co mogłam bym mu zaoferować? Kretynka przeklinam w siebie w myślach i chowam te myśli w najgłębsze zakamarki swojego umysły, by nie wróciły w najmniej oczekiwanym momencie, by nie sprawiły, że zacznę wierzyć w wymyślony przeze mnie scenariuszu, kiedy rzeczywistość będzie zupełnie inna.

- Mógłbyś mnie puścić? – mówię w odpowiedzi, całkowicie zbywając jego wcześniejsze słowa.

- Podoba mi się to, że cię obejmuje. – słyszę w odpowiedzi i czuję jak przyciąga mnie bliżej siebie, przytulając do swojego torsu. I mimo, że stoję oparta o niego, czuję jego zapach, dotyk, słyszę jego oddech przy swoim uchu. Mogę powiedzieć, że to jest całkiem miło, ale mimo to czuję jak wszystko we mnie buntuje się przeciw temu.

- Czuję się trochę niekomfortowo. – dodaje po chwili ciszy, bo to prawda. Nigdy nie byłam z nikim tak blisko emocjonalnie, by dotyk nie sprawiał mi dyskomfortu. Czuję się, kiedy ktoś mnie dotyka. Nie wynika to z tego, że ten dotyk jest zły. Myślę, że nigdy nie doświadczyłam bliskości i czułości, która nauczyłaby mnie akceptować siebie.

Ashton milczy, ale po chwili spełnia moją prośbę i poluźnia uchwyt, by w efekcie zabrać dłonie z moich bioder.

- Dziękuję. – szepczę, uśmiechając się do niego z wdzięcznością.

- Chciałbym żebyś ze mną gdzieś pojechała. – pyta, stojąc obok mnie. Mogę go poczuć. Tak niewiele brakuje, bym znów mogła poczuć jego ciało, wystarczy milimetr, by nasze ramiona się stykały.

- Teraz? – pytam nie ukrywając swojego zdziwienia, gdyż jest już naprawdę późna pora, a od mojego małego wypadku mam obawy przed wychodzeniem, gdy jest już ciemno.

- Tak. To naprawdę niedaleko. Chciałbym pokazać ci pewne miejsce.

Waham się, a mimo to kiwam głową na znak, że się zgadzam i ruszam w ciemno za nim w kierunku jego samochodu. Jak ostatnio podsadza mnie, bym mogła zająć miejsce pasażera i sam po chwili siada za kierownicą. A ja zastanawiam się po co mu taki wielki samochód, że ja mimo iż nie należę do osób niskich to i tak wejście do tego samochód sprawiło, by mi problem, bo musiałbym się na kombinować żeby wejść.

- O czym myślisz? – pyta wyrywając mnie z myśli.

- O tym czy masz przyrost ego nad formą i czy rekompensuje to wielki samochód. – Wypalam i szybko gryzę się w język, kiedy uświadamiam sobie, że powiedziałam to na głos. Spoglądam na niego i widzę jak wybucha gromkim, szczerym śmiechem. Jego reakcja pozwala mi się rozluźnić i sama podśmiewuję się ze swojej głupoty razem z nim. – Przepraszam. – dodaje po chwili.

- Nic się nie stało, rozbawiło mnie to.

- A więc nie odpowiesz na moje pytanie?

- Na które? Czy mam duże ego? Cholernie. – odpowiada, a ja kręcę głową z niedowierzania, rozbrojona jego szczerością, bo sama nie potrafiła bym tak powiedzieć o sobie. – I nie, wielki samochód nie rekompensuje mi małego.. – urywa i dobrze wiem co ma na myśli, więc podnoszę ręce w geście poddania.

- Dobra, dobra.. Poddaje się. – znów się śmieje, a ja uświadamiam sobie, że całkiem podoba mi się taka swobodna atmosfera. Może niepotrzebnie byłam tak wrogo nastawiona. Resztę drogi spędzamy w ciszy, słuchając przypadkowych piosenek w radio, które Ashton w pewnym momencie uruchomił. Jedno wiem na pewno.

- Jesteśmy już na miejscu. Chodź. – spoglądam na niego i wysiadam z samochodu. Rozglądam się w około i jedyne co mogę w tej ciemności stwierdzić to, to że jesteśmy poza miastem.

- Chciałeś mi pokazać prowincje? – zgaduje, bo nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.

- Chciałem po prostu zostać z tobą sam na sam i żebyś nie znalazła żadnej wymówki, aby uciec.

Jego szczera odpowiedz wprowadza mnie w osłupienie, ale ma racje. Już stoją przed domem w jego objęciach szukałam możliwości jak uciec. Robiłam to dużo wcześniej. Wystarczyło, że Nico chwycił moją dłoń, a ja spojrzałam na Ashtona i już znalazłam wymówkę. Jedna zwalczała drugą.

- Chodź, podsadzę cię i usiądziesz. – patrzę się na niego i nie rozumiem co ma na myśli, ale on łapie mnie za biodra i podnosi do góry sadzając na mace samochodu. Szybko się cofam głębiej, by nie spać, a międzyczasie Ashton zajmuje miejsce obok mnie.

- Nigdy nie siedziałam na masce samochodu. Zawsze widziałam w filmach, że pary, albo przyjaciele spędzają tak czas i podziewają widoki. – zupełnie nie wiem skąd we mnie ta szczerość, ale to prawda. Jednak on nie komentuje tego co powiedziałam.

- Przyjechaliśmy na północne tereny miasta, które były zdominowane przez silne plemiona Indian, szczególnie przez Irokezów. – patrzę się na niego osłupiała, a on się śmieje ze mnie, po czym dodaje. – Powiedziałaś mi swoją ciekawostkę, więc ja powiedziałem swoją.

Uśmiecham się szczerze, trochę zawstydzona, ale tak naprawdę jestem wdzięczna, bo uchronił mnie przed ciągnięciem tematu par, bo nie wiem jak bym z tego wybrnęła.

- Więc jesteś Indianinem? – pytam, chociaż nie wiem czy to wypada.

- Moi przodkowie byli. Bardzo dawno temu.

- To dlatego masz taką ładną karnację.

- Podoba ci się jak wyglądam? – pyta, a ja śmieje się na jego obcesowe pytanie, które jest tak samo szczere, jak jego odpowiedź podczas jazdy.

- Podoba mi się. Ja potrafię być tak blada, że w upalne dni mogłabym odbijać światło od siebie. – teraz to on się śmieje, ja uśmiecham się po nosem zadowolona z siebie, wiedząc że dzięki panującej ciemności nie będzie mógł tego zobaczyć.

- Jesteś zabawna, mówił ci to już ktoś?

- Chyba nie, ale czasami mi się uda powiedzieć coś bez zastanowienia.

- Myślę, że przekonałem się o tym.

- Już będę grzeczna. – obiecuję, dosyć teatralnie przekładając sobie rękę do piersi, a drugą unoszą, jakbym była mała harcerką, która nie może złamać danej przysięgi.

- Teraz jesteś inna niż wtedy, gdy się poznaliśmy, lub gdy byliśmy coś zjeść.

- Co masz na myśli?

- Nie unikasz mnie i nie odpowiadasz atakiem. – cholera. Nie odpowiadam. Cofam się bardziej i operami o szybę patrząc w dal.

          Ma rację. Tak właśnie robię, by uniknąć przywiązania i zaangażowania. Unik, atak, odpowiedź: to mój stały schemat rozmów ze wszystkimi. Już dawno nauczyłam się tego, by nie ufać każdej napotkanej osobie. Zawsze chcę uniknąć rozczarowania, które oferują mi ludzie, więc uchodzę za wycofaną. Nie wiem czy pamiętam jak to jest być sobą. Mówić to, co ma się na myśli. Robić wszystko na co ma się ochotę. Być. Czuć. Przeżywać.

Ashton nie naciska. Spoglądam na niego, kiedy zajmuje miejsce obok mnie i mogę poczuć jego ramię przy swoim. Nie wiem skąd we mnie ta odwaga, ale przysuwam się do niego i kładę głowę na jego ramieniu. 

learn the rules.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz