Part 1

1K 42 4
                                    

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić położyłaś się. Łóżko było bardzo wygodne. Przewraca łaś się z boku na bok, aż nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstałaś i otworzyłaś je. Stał przed tobą wysoki męszcyzna o szarej karnacji. Białka jego oczu były ciemno czerwone, tęczówki jaśniejsze, a zierenice... Były po prostu czarnymi kreskami na środku. Jego prawe oko było lekko przykryte owalnym monoklem. Włosy były czerwono - Czarne oraz wyrastały z nich uszy. Pomiędzy uszami znajdowała się czerwona czapka. Jego usta były wykrzywione w szeroki, żółty uśmiech. Nosił czerwony garnitur, oraz czarne spodnie. Miałaś wrażenie, że prubuje zjeść Cię wzrokiem od środka.
- M-mogę w czymś.. Poo-pomóc? - zaczęłaś się jąkać, patrząc na niego z wymuszonym przez strach uśmiechem.
- To raczej ja powinienem zadać to pytanie tobie kochana! - wykrzyknął. Jego głos też był specyficzny. Brzmiał, jakbyś słyszała go przez radio. - Nazywam się Alastor i jestem portierem w Hazbin Hotel! Potrzebujesz czegoś? - dokończył swoją wypowiedź. To jego szukała Charlie, gdy rozmawiałyście.
- N-nie. Nie trzeba - odpowiedziałaś niepewnie, po czym pożegnałaś się z Alastorem. Wydawał Ci się miły, lecz coś Ci w nim nie pasowało. Zaczęłaś chodzić po całym pokoju. Nie wiedziałaś po co, zajrzałaś do szafy. Nic w niej nie było. Podeszłaś do drugich drzwi. Otworzyłaś je i okazały się wejściem do łazienki. Nie wiedziałaś co się dzieje. Wszyscy w piekle powinni być źli, chamscy i ogólnie pojebani. Jednak tu jest inaczej. Dotąd wszyscy byli mili, uprzejmi i tym podobne. Nie tak wyobrażałaś sobie piekło. Siedziałaś na łóżku i wpatrywałaś się w ścianę. Myślałaś, co zrobić, żeby się nie nudzić. W głowie miałaś momenty w których bawiłaś się w dzieciństwie z rodzicami. W pewnym momencie zerwałaś się z łóżka, jakby zaczęło się palić. Wiedziałaś, że twoi rodzice są martwi. Ty też jesteś martwa. Czyli możliwe... Że też są tutaj. W piekle. Nie zwlekając ani chwili dłużej pobiegłaś w stronę windy. Zjechałaś nią na dół i wybiegłaś z Hotelu. Biegałaś po ulicach przez kilka godzin. W końcu zmęczona weszłaś do baru, który miałaś zamiar ominąć. Podeszłaś do lady i zobaczyłaś wysokiego mężczyznę, wyglądem przypominającego byka.
- Coś podać? - zapytał wrednym tonem.
- Tak. Co mam do wyboru? - zapytałaś znudzony tonem
- Wszystko. Piwo, wódka, whiskey. - odpowiedział wycierając szmatką środek kielicha
- Nie macie tu zwykłej kuźwa wody? - zapytałaś coraz bardziej wkurzona tym dniem.
- Jak coś Ci nie pasuje, to wypad! - krzyknął, a ty wstałaś i wyszłaś trzaskając za sobą drzwiami. Ten dzień nie mógł być gorszy. Śmierć, zrobienie sobie nie potrzebnej nadziei, że znajdziesz rodziców, zmęczenie i chamski barman. Wolałaś nie myśleć, co jeszcze mogłoby spieprzyć ten dzień bardziej. Udałaś się spowrotem do Hotelu. Szłaś korytarzem wpatrując się w podłogę, aż nagle poczułaś, że kogoś potrącasz
- Ał! - uślyszałaś niski, męski głos - Uważaj jak łazisz! - krzyknął na Ciebie nieco niższy czarno - biały... Kot? Jeśli można było go tak nazwać. Miał czarno - Biało - Czerwone skrzydła, we wzorze kart. Zamiast palców miał bardziej... Pazury. Na końcu ogona miał coś na krztałt pióropusza. Sam nosił czerwony kapelusz owinięty czarną wstążką. Nosił białą koszulę, czarną marynarkę bez rękawów, czarne spodnie i czerwoną muszkę. Jego białka były czarne, jak i zierenice, a tęczówki żółte. Oczy przyozdabiały długie czerwone brwi.
- Przepraszam. Nie zauważyłam Cię. A poza tym, wiedząc, że ktoś idzie i nie uważa, sam powinieneś się przesunąć! - wytłumaczyłaś mu. Miałaś już tak wszystkiego dość. Wszystko działało Ci na nerwy, jakby świat robił Ci na złość.
- Nie wkurzaj mnie! - powiedział i odleciał w stronę mini baru. Jak widać, był barmanem. Nie miałaś chyba dzisiaj do nich szczęścia. W końcu zaczęłaś szukać kogoś, z kim mogłabyś pogadać. Szukała osób które znała, aż zobaczyła Vaggie. Kłuciła się z wysokim mężczyzną. Miał cztery ręce, czerwony kitel kucharski, czarną spudniczkę oraz czarne, długie rajstopy. Pod oczami miał po cztery różowe plamki. Na włosach z resztą też. Podeszłaś do nich i zaczęłaś przysłuchiwać się kłutni
- Musiałem zrobić coś z tą zupą! - wykrzyknął mężczyzna. Teraz dostrzegłaś jeszcze, że miał różowe tęczówki, a białko jego prawego oka, było czarne - Była ochydna!
- Gówno mnie to obchodzi! Idź wytłumacz naszym gościom, że po prostu uznałeś, że im więcej dodatków, tym lepsza zupa! - wykrzyknęła Vaggie
- A pieprz się - powiedział, po czym odszedł w stronę stolików
- Kto to był? - zapytałaś
- Podsłuchiwałaś nas?! - jeszcze bardziej wkurzyła się Vaggie - Eh... To był Angel Dust. Jest szefem kuchni tutaj - wyjaśniła
- Poznałam już chyba wszystkich... Ty, Charlie, Alastor, Barman i Angel Dust. Jest ktoś jeszcze w personelu? - zapytałaś
- Po pierwsze. Batman ma na imię Husk. Po drugie. Nie poznałaś jeszcze Niffty. Jest taką jakby woźną. Jest strasznie niziutka i nadpobudliwa. Ma jedno oko. Wiesz... W sumie łatwo ją rozpoznasz - wytłumaczyła wszystko, tak wolno, jak się dało.

Piekło nie jest takie straszne, jak je malująOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz