Spojrzałam na Williama z lekkim uśmiechem na twarzy, kiedy szliśmy na kremowe piwo. Miałam nadzieję, że uda mi się spędzić ten dzień tylko z nim. Rozmawiałam wcześniej z przyjaciółmi, którzy obiecali, że postarają się nie przeszkadzać. Nie byłam pewna, czy wierzę w te obietnice, ale bardzo chciałam, żeby tak było. W końcu z nimi spędzałam i tak dużo czasu i widywaliśmy się prawie cały czas w pokoju wspólnym, czy na lekcjach.
W końcu we dwójkę trafiliśmy do ciepłego pomieszczenia gdzie zajeliśmy jeden z wolnych stolików. Każde z nas zamówiło kremowe piwo i czekając na nasze zamówienie zaczęliśmy rozmawiać. Nie byliśmy długo razem, jednak mimo wszystko uwielbiałam spędzać czas z chłopakiem. Był bardzo przyjemną odskocznią od moich szalonych przyjaciół, a do tego miał w sobie coś co sprawiało, że czekałam na każde nasze kolejne spotkanie. Wydawało mi się czasami, że chłopak łączył w sobie wszystkie cechy, które uwielbiałam u swoich przyjaciół, choć nigdy nie mógłby mi ich zastąpić.
- Słuchasz mnie?- zapytał chłopak, a ja spojrzałam na niego lekko zaskoczona. Uśmiechnęłam się głupio starając się udawać, że słuchałam, ale nie najlepiej mi to wyszło.- Oczywiście, że nie słuchałaś, prawda?
- Wybacz, zapatrzyłam się na widoki przede mną.- zaśmiałam się, a chłopak mi zawtórował.
W końcu na naszym stoliku pojawiły się dwa takie same napoje, więc upiłam duży łyk mojego kremowego piwa. Musiałam przyznać, że był to mój ulubiony napój, który był dostępny w świecie magicznym i żałowałam, że nie mam do niego dostępu na co dzień, jednak z drugiej strony obawiałam się, że wtedy nie smakowałby mi on tak bardzo. Gdyby nie moje zamiłowanie do tego napoju to pewnie nawet nie czułabym większej potrzeby chodzenia do Hogsmeade. Lubiłam spędzać popołudnia z przyjaciółmi, kiedy siedzieliśmy wokół stołu na którym stało kilka pełnych kuflów. Nie raz wymykaliśmy się tajnymi przejściami z Hogwartu właśnie po to, aby napić się w spokoju. Dziwnie się czułam z myślą, że po raz pierwszy nie piję właśnie z przyjaciółmi, jednak taki sposób na spędzenie czasu wcale nie był gorszy.
Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, ale nasze kufle już dłyższy czas stały puste, kiedy zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Przez okno widziałam, że po ulicach miasteczka co chwila przebiegali uczniowie szkoły, którzy starali się wykorzystać wolny czas najlepiej jak tylko potrafili. Wszyscy mieli świadomość, że nie zostało im za dużo czasu, dlatego większość biegała z jednego miejsca do drugiego. Cieszyłam się, że ja sama nie muszę się spieszyć, a jedynie mogę miło spędzić czas z chłopakiem na którym mi zależy.
Oboje wychodziliśmy z budynku, kiedy nagle na Williama wylała się gęsta ciecz, której koloru i zapachu nie byłam w stanie określić. Skrzywiłam się, kiedy smród dotarł do mojego nosa, jednak poza tym nie wykonałam żadnego ruchu. Byłam w zbyt dużym szoku, aby zrobić cokolwiek przez pierwsze sekundy. Chłopak spojrzał na mnie i wydawało mi się, że jest jeszcze bardziej zaskoczony niż ja i wcale mnie to nie dziwiło. W końcu to on nagle został oblany nieokreśloną substancją bez większego powodu, a nie ja. W końcu jednak dotarło do mnie co się stało, a ja jedynie zaczęłam myśleć nad tym, kto mógł to zrobić. W końcu moi przyjaciele obiecali, że nie zrobią nic głupiego, więc to nie mogli być oni, nawet jeśli byli bardzo możliwą opcją.
– Wygląda na to, że nici z naszej dalszej części randki. Wybacz, ale muszę iść się ogarnąć– powiedział chłopak i bez zbędnych słów ruszył w stronę szkoły. Chciałam iść za nim, ale wciąż byłam w zbyt dużym szoku, aby ruszyć się z miejsca.
Stałam jeszcze chwilę w miejscu, kiedy usłyszałam boleśnie znajomy głos, który obwieszczał osiągnięcie sukcesu. Zacisnęłam na chwilę oczy, błagając, abym pomyliła ten głos z kimś innym, aż w końcu odwróciłam się w stronę źródła dźwięku, aby zobaczyć Syriusza, który zatrzymał sie w miejscu, kiedy tylko mnie zobaczył. Spojrzałam mu w oczy, a jego uśmiech szybko znikł z twarzy, zmieniając się w coś co przypominało grymas poczucia winy. Zaraz za nim zatrzymała się pozostała trójka, jednak mój wzrok wciąż był utkwiony w jedną osobę. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca, kiedy dotarło do mnie, że jednak nie dotrzymali danej mi obietnicy. Czy naprawdę nie mogli wytrzymać jednego dnia? Nie prosiłam ich przecież o zachowanie zupełnego spokoju a jedynie unikanie miejsc, gdzie ja będę. Nawet powiedziałam im plan mojej randki, a jednak oni i tak musieli wejść mi w drogę.
– Naprawdę? Czy jeden dzień to za dużo?– zapytałam, wciąż patrząc w szare oczy Blacka.– Dziękuję.
Kierowana emocjami, odwróciłam się i od razu ruszyłam w stronę budynku szkoły. Nie miałam w tamtej chwili ochoty słuchać co mają do powiedzenia na swoją obronę moi przyjaciele. Chciałam w spokoju usiąść gdzieś i nie musieć z nikim rozmawiać. Czułam, że potrzebuję sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie, aby nie pokłócić się o nic większego. Wypełniał mnie żal, jednak nie byłam zła na chłopaków, choć wiedziałam, że w pewnym sensie to byłoby dużo łatwiejsze. Nie miałam żadnego dobrego powodu, aby się na nich wściekać, bo przecież nie zrobili nic strasznego, a właśnie zniszczenia randki przez kawał mogłam się spodziewać. W końcu od zawsze robiliśmy innym jakieś żarty, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej, jeśli nawet sobie nawzajem czasami robiliśmy na złość.
Dotarłam do szkoły, gdzie niemalże od razu wróciłam do pokoju, który dzieliłam z dziewczynami. Usiadłam na swoim łóżku i, chcąc nie myśleć o całej tej sytuacji, sięgnęłam po książkę, aby skupić się na czymś innym. Spędziłam nad lekturą kilka godzin, a z powodu braku apetytu nie wyszłam nawet na kolację. Udało mi się odciągnąć myśli od nieudanej randki, jednak kiedy tylko położyłam się spać wszystko do mnie wróciło, sprawiając, że szykowała się przede mną kolejna w życiu bezsenna noc.
Nie byłam zła na chłopaków, a jedynie było mi trochę przykro, że ten dzień tak się skończył, jednak cała ta sytuacja doprowadziła do moich zupełnie innych myśli. Zaczęłam myśleć, że Will może ze mną zerwać, bo pomyśli, że to był mój pomysł, gdyż sama nie miałam odwagi go zostawić. Albo, że uzna całą tę sytuację za nieśmieszną i postanowi się ode mnie odciąć z powodu moich przyjaciół. Bałam się tych wszystkich bzdur, choć przecież nie miałam ku temu dobrego powodu. Gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że mogło to być spowodowane moją chwiejną samooceną z powodu problemów rodzinnych, jednak nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
Wyszłam z dormitorium i przeniosłam się do pokoju wspólnego, gdzie usiadłam na kanapie, wpatrując się w kominek. Widok płomieni i ciche strzelanie ognia zadzialało na mnie uspokajająco, kiedy siedziałam zawinięta w koc. Niestety nawet to nie odsunęło matrętnych myśli. Mimo wszystko cieszyłam się, że mogę w małym stopniu skupić swoje zmysły na czymś innym.
– Wiem, że jesteś zła, ale wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj, proszę– usłyszałam głos Syriusza, spojrzałam w jego kierunku i w milczeniu patrzyłam jak siada na najbardziej oddalonej części kanapy.– Rozumiem, że jesteś wściekła z powodu tego co się stało i wcale się nie dziwię. Prosiłaś nas o coś, a my wszystko zepsuliśmy. To znaczy ja zepsułem. To był mój pomysł i reszta nie miała z tym nic wspólnego, więc jeśli masz się na kogoś złościć to tylko na mnie. Powinienem był pomyśleć, że tam będziecie, przepraszam. Jestem okropnym przy...
– Nie– przerwałam chłopakowi, zanim zdążył skończyć.– Nie pozwalam Ci obrażać mojego przyjaciela. Jesteś jednym z czwórki moich najlepszych przyjaciół, jakich kiedykolwiek miałam i nienawidzę, kiedy myślisz, że może być inaczej. Owszem, przez pierwsze kilka minut byłam zła, ale już dawno mi przeszło, bo tak właściwie właśnie tego się po was spodziewałam.
– Więc dlaczego cały czas siedziałaś w pokoju, a teraz nie śpisz?
Spojrzałam na chłopaka, który wciąż niepewnie siedział na krańcu kanapy. Wzięłam głębszy oddech i zaczęłam mu tłumaczyć co czuję. Nie było to dla mnie łatwe, bo nigdy nie lubiłam mówić o moich uczuciać, a zwłaszcza, kiedy brały się z niczego. Przez całą moją wypowiedź starałam się unikać kontaku wzrokowego z przyjacielem, dlatego zdziwiłam się czując, że siedzi obok mnie. Spojrzałam na Blacka, a on szeroko rozsunął ręce i machnął lekko dłońmi, zachęcając mnie, abym sie do niego przytuliła. Jego szeroki uśmiech sprawił, że nie mogłam odmówić, dlatego już po chwili siedziałam tuląc się do czarnowłosego. W ten sposób przegadaliśmy około godziny, aż w końcu przestałam myśleć, że Will może mnie zostawić, a Syriusz uznał, że pora wrócić do naszych pokojów spać.
Choć tamten dzień nie był bardzo przyjemny, ja po raz kolejny dziękowałam wszechświatowi za najlepszych przyjaciół, jakich mogłam sobie wymarzyć.

YOU ARE READING
Kłopoty przychodzą same
FanfictionHuncwoci są już na piątym roku swojej nauki w Hogwarcie i wygląda na to, że nie mają zamiaru wydorośleć. Jest to druga część książki "Huncwoci". Nie jest wymagana znajomość pierwszej części.