Rozdział 8

7 4 0
                                    

Strażacy długo męczyli się z wciąż narastającym ogniem, który przyniósł duże straty. Miejsce auli zastąpiło pogorzelisko, z racji tego, że do auli był przyłączony internat on także został uszkodzony, do tego stopnia, że nie dało się w nim bezpiecznie funkcjonować. Wszyscy wiedzieli, że za podpalenie są odpowiedzialni  bezkształtni. Najpierw chcieli zagonić nas do szkoły a potem usmażyć w sali jak świeży bekon na patelni.
Sporo uczniów zostało rannych, większość z nich miało poparzone kończyny lub rany spowodowane wielkimi drzazgami kruszącego się drzewa. Najbardziej ucierpiał Adam. Jako jedyny nie wyszedł z budynku o własnych siłach i jeszcze długo nie umiał dojść do siebie i się rozbudzić.
Uczniowie, którzy mieszkali na najwyższych piętrach internatu zostali przeniesieni do sali gimnastycznej, gdzie były rozłożone materace na, których mogliśmy spać. Wszystkie klasy o profilach biologiczno-chemicznych zostały przydzielone do pomocy medycznej, aby odciążyć trochę pielęgniarki. Potraktowali tę pomoc jako praktykę lekarską. Dzięki temu, że sala gimnastyczna była ogromna i posiadała równie ogromną kotarę, dzielącą  salę na połowę, na jednej ulokowano rannych a na drugiej normalnie śpiących.

                            ***

Chodziłam właśnie pomiędzy materacami rannych i rozdawałam bandaże i leki przeciwbólowe, gdy zobaczyłam po przeciwnej stronie Olafa, który krzywił się z z bólu podczas gdy Kasia stabilizowała jego nogę. Szybko do nich podeszłam.
- Feli-  odparł zmęczonym lecz uradowanym głosem. Twarz miał osmoloną, koszulę i spodnie potargane. Kasia wyglądała podobnie tylko miała czyste ręce i zmęczone oczy, widać, że długo męczy się z rannymi.
- Olaf, Kasia, jak wy wyglądacie?- zapytałam przytulając ich po kolei.
- Ty nie lepiej- odparł Olaf, co zmusiło mnie abym się obejrzała. Rzeczywiście, byłam brudna, potargana i osmolona, ale nie miałam ran, poza paroma siniakami na żebrach i takich, które nabyłam podczas upadków. Spojrzałam pytająco na jego nogę.
- Upadłem podczas biegnięcia po schodach do szkoły- wytłumaczył nerwowo, ale pewnie to ból  zmodelował jego głos.
Każde z nas wypowiedziało się na temat ataku bezkształtnych, aż w końcu dołączyła do nas Gabrysia, biała jak ściana, była przerażona
- Matko święta Gabi, co ci- dociekała Kasia, a ja w tym czasie pomogłam jej usiąść i poszłam po wodę, a gdy wróciłam koleżanka była już trochę opanowana.
- Adam potrzebował interwencji lekarzy- zaczęła- jest nieprzytomny, ale jego barki- na te słowa przeszedł ją dreszcz- to było ochydne. Musiałam być przy tym jak próbują złagodzić oparzenia, ale to jeszcze pogorszyło stan jego pleców- mówiła
- Czemu musiałaś tam być- przerwał jej Olaf
- Bo twierdzą, że córka lekarki na pewno jest przyzwyczajona i uodporniona,  nie chciałam robić matce wstydu i udawałam, że mnie to nie rusza- teraz już płakała- obięłyśmy ją z Kasią a  Oli dlatego, że nie mógł się poruszać przyjacielsko poklepał ją po ramieniu
- Przydzielili mnie, że jako ta dzielna, mam się nim opiekować cały czas, ale jak ja ledwo widzę łuszcząca się skórę to wymiotuję, a to jeszcze były otwarte rany- skarżyła się Gabrysia.
Szkoda mi było dziewczyny. Było widać, że nie będzie lekarką, a na biol- chemie znalazła się tylko dlatego, że matka kazała. Postanowiłam, że poproszę o zmianę. Choć z niechęcią pogodziłam się z tym, że będę musiała znosić towarzystwo "pana wielkiego buca". Z drugiej strony, odezwała się we mnie ludzka natura i trochę mu współczułam. Ta mała dziewczynka, którą wypchnął, wyszła z tego bez szwanku, a on nie umiał się pozbierać, ale robiłam to ze względu na Gabrysię. Od razu poszłam do nauczycielki dyżurującej i wytłumaczyłam sytuację, że o wiele lepszym rozwiązaniem będzie, gdy Gabi zajmie się skręceniami i złamaniami, ponieważ z ludzkiej anatomii jest świetna. Nauczycielka przyznała mi rację a nawet pochwaliła, że tak się martwię o kolegów.
Wraz z Adamem przypadło mi także paru innych oparzonych, przez co mogłam się przygotować na to, co zobaczę na jego plecach. Jak na razie nie musiałam do niego chodzić, bo spał spokojnie,  więc zajęłam się pozostałymi.
Wśród nich zobaczyłam tę małą dziewczynkę, którą wypchnął Adam. Miała tylko poparzoną rączkę przez upadek na gorące kafelki. Po niej opatrzyłam jeszcze parę osób i dostałam znak, że moja pomoc już nie jest potrzebna. Szybko odnalazłam Kasię, chciałam, aby poszła ze mną do prowizorycznej łazienki.
Wyglądam jeszcze gorzej niż przed kilkoma godzinami. Teraz moje oczy były podkrążone, włosy potargane i siwe od dymu. Zaraz po zebraniu nas w sali gimnastycznej, nauczyciele rozdali nam szare kombinezony jak z więzienia. Szybko umyłam się w umywalce i na ile umiałam umyłam włosy. Pożyczyłam od Kasi szczotkę, aby rozczesać wielkie brudne kołtuny. Bleee.
Po tej małej metamerfozie wyglądałam już trochę bardziej znośnie. Kasia wyszła  wcześniej, mówiąc, że pójdzie nam zarezerwować jakieś wygodne miejsce do spania. Gdy do niej dołączyłam, zastałam  Kasię i Gabi już w śpiworach. Wśród nas brakowało Olafa, ponieważ chłopcy musieli spać w całkiem oddzielnej części sali.
Szybko zwinęłam się w swój kokonik,  chcąc uniknąć rozmowy. Po prostu nie miałam dziś nastroju na żadne ploteczki czy pogawędki o chłopakach lub ciuchach.
- Dziękuję, że wzięłaś go za mnie- usłyszawszy cichy głos Gabi, usiadłam na swoim posłaniu
- Mnie nie ruszają takie rzeczy, a ciebie szkoda, mogłabyś się jeszcze całkowicie zrazić do zawodu - odparłam - tylko obawiam się, że mogę komuś zadać jeszcze większy ból- wyznałam
- Bez obaw, pielęgniarki mówią ci co i jak masz zrobić - pocieszała mnie Gabrysia.
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę o rannych i jak do nich podchodzić. Doszłyśmy do wniosku, że najlepiej się nimi zajmiemy gdy będziemy wyspane.
Długo nie mogłam zasnąć. A jak już zasnęłam zaczęły mnie nawiedzać koszmary i nowe lęki. We śnie znów przeżywałam atak i pożar tylko, że z różnych perspektyw, ale tą najbardziej wstrząsającą był widok z oczu Adama. Ta płonąca deska przed oczami. Zerwałam się z ,,łóżka,, cała spocona i zdyszana. Wiedząc, że jeśli znów zasnę koszmary powrócą. Postanowiłam się przejść i sprawdzić czy napewno nikomu nie trzeba pomóc.
Sala była pogrążona w mroku a wszyscy twardo spali. Czasem tę ciszę przerywały jakieś majaczenia. Kątem oka zobaczyłam, że na korytarzu pali się światło, niewiele myśląc ruszyłam w stronę światła. Był to pokój gdzie przebywali nauczyciele dyżurujący.
- To niemożliwe, aby z zewnątrz podpalić aulę na taką skalę. Z zewnątrz prawie w ogóle nie ma drewna, co ja mówię nie ma go wcale!- mówił pan Konner, który uczył nas fizyki. Nikt za nim nie przepadał, był wścibski i zawsze szukał drugiego dna, lub przepowiadał czarne scenariusze.Jak słychać, był mocno rozemocjonowany, ale miał rację. Z zewnątrz szkoła miała tylko mury i blachę na dachu. A drewno było tylko w środku na suficie i trochę na ścianach.
- Nie chce mi się wierzyć, że któryś z uczniów mógłby podpalić naszą aulę- rozpoznałam, że mówi to nauczycielka angielskiego. Była osobą pokojową i w przeciwieństwie do pana Konnera zawsze szukała pozytywnych stron.
- Nie sądzę, że uczeń mógłby podpalić, ale sądzę, że mógłby pomóc  wejść bezkształtnemu do szkoły, a po podpaleniu umożliwić mu ucieczkę- nie odpuszczał ten zdenerwowany człowiek, którego nie mogłam rozpoznać.
Przeraziłam się na te słowa i nie chcąc więcej słuchać złych wiadomości, i jeszcze bardziej napędzać swojego strachu, powoli wycofałam się. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, zaczęłam spacerować wokół sąsiednich sal .  Właśnie przechodziłam koło pomieszczenia gdzie leżał Adam. Jego ,,pokoik,, był nieduży z dużą ilością okien, na potrzeby chorego, każde z okienek było zasłonięte żaluzją, oprócz oszklonych drzwi. Gdy przechodziłam obok, zerknęłam jak się ma ,,mój podopieczny,,. Tak jak myślałam leżał na brzuchu z plecami na wierzchu. Już miałam odchodzić lecz, gdy się przyjrzałam zobaczyłam,  że mięśnie jego rąk i twarzy są napięte. Człowiek śpiący chyba nie może napinać mięśni. Oczy, znaczy oko miał zamknięte więc nie widział, że go obserwuję.
Zrobiło mi się go żal. W końcu pomógł tej małej, miał dobre chęci, nie powinien teraz tak cierpieć.
Po cichu weszłam do środka, obeszlam go dookoła, aby stanąć tak, żeby nie mógł na mnie patrzeć.
- Boli?- zapytałam głupio, bo co mogło robić- łaskotać? Ciężko nabrał powietrza jakby był wściekły. Już żałowałam, że zapytam chciałam się wycofać, gdy on powiedział:
- Pali- powiedział głosem bez kpiny. Pełnym bólu i rozpaczy. Zapamiętałam z uwag pielęgniarek, że żeby uśmierzyć taki ból trzeba obłożyć ranę mokrym zimnym ręcznikiem i tak też zrobiłam. Znalazłam ręcznik zmoczyłam go  zimną wodą.
- Uważaj- powiedziałam zanim dotknęłam ręcznikiem jego ran. Rozłożyłam ręcznik na całej ranie. Najpierw szybko wciągał powietrze, aż w końcu się uspokoił i rozluźnił mięśnie. Jego ulga była widoczna.
- Dzięki- wymamrotał. Dotknęłam jego ramienia, na którym nie było rany chcąc mu okazać choć trochę współczucia.
Musiało być rzeczywiście źle. Żadej zaczepki, żadnego głupiego dowcipu, żadnej głupiej gadki. Poprostu milczał i chyba nawet zasnął.
Nie wyszłam, chciałam poczekać, aż się obudzi. Po raz pierwszy od kiedy go poznałam nie miałam ochoty go zatłuc, a wręcz przeciwnie chciałam mu pomóc. Sama tego do końca nie rozumiałam.
Gdy wpatrywałam się w śpiącego Adama wróciły do mnie  rozmowy nauczycieli. Czy rzeczywiście ktoś zdradził? A jeśli nawet, to kto?

BezkształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz