Prolog

13 1 0
                                    

-No dalej. Użyj zaklęcia!-
Tony, ze łzami w oczach, kierował różdżkę w stronę Ginny Weasley. Widać było strach w jego oczach.
-Nie! Nie rób z dziecka potwora!- pojedyńcze łzy spływały z jego policzków. Nagle do sali weszła Dolores.
-Panie, musimy porozmawiać. Ktoś zgłosił pojawienie sie Granger na terenie szkoły.- Voldemort podirytowany spojrzał w jej stronę, po chwili powoli opuścił salę.
-Hej, posłuchaj mnie- Ginny położyła ręce na barkach Tony'ego- Nie pozwalaj mu, żeby tobą kontrolował. Nie musisz być zły jak on.- Dziewczyna była przerażona. Mówiła szybko i po cichu. Nie mogła patrzeć jak krzywdzi dziecko karząc mu zabijać.- Nie musisz być taki jak on, wiesz, możesz być kimś lepszym! Kimś takim jak Harry Potter.
-Harry Potter?- Zapytał. Kiedyś słyszał to nazwisko. Nie wiedział jednak kim jest.
-To najlepszy czarodziej jakiego poznałam. Był zdolny do poświęceń za dobro innych. Walczył z Voldemortem. Poświecił sie dla nas. Niestety przegrał- Słychać było smutek w jej głosie i łzy w oczach.- Możesz być taki jak on i przywrócić porządek w Hogwarcie. Możesz...

(Voldemort) AVADA KEDAVRA!

Tony obudził sie przerażony. Na dworzu było ciemno. Jak zawsze. Była siódma rano. Cały czas śni mu się ten sam koszmar. Co noc, od tamtego wydarzenia. Minęły już 3 lata, a nadal to zostało. To wspomnienie którego nie może sie pozbyć.
Jakoś dał rade wyjść z ciepłego łóżka i szybkim krokiem poszedł się ogarnąć i ubrać w czarny garnitur, który był obowiązkowy w tej szkole.
Gdy wyszedł z pokoju była 7:40
-Pierwsze maaam...Zaklęcia.- Chłopak nie chodzi na te zajęcia. Nie chce uczyć sie czarnej magii. Uczy się sam, z biblioteki w której są stare książki Hogwartu. Udało mu się namówić na to matkę, która jako jedyna jest dla niego dobrą osobą, choć jej nie ufa. Bellatriks kocha swoich synów. Tony'ego i Calluma. Chciała dla nich jak najlepiej.
Z oddali zaczęły dochodzić krzyki pierwszaków. Znów trenowali na nich zaklęcia.
-Ehh...nie ludzkie.
Po zajęciach- a raczej całej godziny w bibliotece nad książkami, Tony ruszył w stronę klasy w której będzie miał kolejną lekcje. Eliksiry. Po drodze słychać było krzyki dzieci niemagów i uczniów z zakrwawionymi rękami. Chłopak czuł na sobie wzrok innych uczniów. Nic dziwnego, w końcu każdy myślał że jest cichy z powodu jego wewnętrznego gniewu i bali się nawet przy nim rozmawiać, co niektórzy uważali, że jest poprostu frajerem. Prawda była taka, że Tony poprostu ich cholersko nie lubił.
-Za 5 minut lekcja. Muszę sie pospieszyć.- Pomyślał i szybkim krokiem ruszył w stronę sali.

W sali Tony usłyszał śmiech i odgłosy bólu jednego z chłopców. Podszedł bliżej i próbował przecisnąć sie przez tłum. Zobaczył jak jego brat brutalnie kopie zakrwawionego Sandersa Thindrela. Natychmiast podszedł do brata i odsunął go od chłopaka.
-Odwaliło ci?! Nie waż sie mnie dotykać bo tobie zrobie to samo!- Przed jego oczami nagle ukazała sie ciemność. Po chwili to czego zawsze się bał- Dementor. Zbliżał sie do Calluma. Chciał wyssać z niego całą radość. Dookoła nie było nikogo
-PRZESTAŃ! WIEM, ŻE TO TWOJA ILUZJA!- Krzyknął przerażony Callum.
-Tak myślisz? Może jednak nie?- W głowie słyszał szepty. Dementor był tak blisko. Nie wiedział co zrobić. Po tym jak prawdziwy Dementor chciał złożyć na nim pocałunek pare miesięcy temu, teraz nie może sobie z tym poradzić.
Cała klasa patrzyła teraz z przerażeniem na Tony'ego. Jego oczy nabraly jaskrawego zielonego koloru. Taką miał moc. Iluzja- potrafił przenieść obrazy z jego głowy do głowy innych ludzi. Dementor to jego wymysł. Nie było tam go. Inni tego nie widzieli, choć jeśli by dużo trenował swoją moc, napewno umiałby sprawić, żeby widzieli to wszyscy. Jednak nie chciał tego na nikim trenować. Przysiągł sobie, że nigdy nie skrzywdzi niewinnego człowieka. Nigdy.
-PROSZE PRZESTAŃ!- Callum opadł z sił. Sparaliżowało go. Nie mógł sie ruszyć. Obraz znikł. Pojawiła się klasa i zmartwieni „przyjaciele" Calluma- Liam i Louis
-Wszystko dobrze Callum?
-Chodźmy! Musimy go odprowadzić do szpitala!
Całej akcji przyglądał sie Profesor Snape. Widział jak Tony uratował Sandersa i wykorzystał swoją umiejetność przeciwko Bratu. Przyglądał mu się już od dawna. Widział w nim tylko jedną osobę. Wierną, lojalną i zdolną do poświęceń, nie skrzywdził by nikogo, kto by sobie nie zasłużył. Widział aroganckiego okularnika, którego kiedyś chronił. Widział w nim Harr'ego. Harr'ego Pottera. Syna miłości jego życia. Teraz już był pewien. Tony pozna prawdę.

-Wszystko ok? To znaczy...widzę, że nie. Nie złamał ci nic?- wysunął rękę w stronę poszkodowanego chłopaka. Ten szybko wstał bez podawania ręki. Bał się syna samego Voldemorta. Obydwu.
-T-tak jest okej. Niee musisz- nie musi Pan sie martwić o...mnie.-
-Po pierwsze. Nie mów do mnie per „Pan". Jestem w twoim wieku i w twojej klasie.
Nie spojrzał mu nawet w oczy. Tony zarzucił jego rękę za swoją szyje i złapał go, żeby nic mu sie nie stało. Widział, że powinien odstawić go do skrzydła szpitalnego.
Snape pojawił sie przed nimi.
-Siadać. Na. Miejsca.- powiedział surowym głosem Profesor Snape. Spojrzał na Sandersa. Wiedział, że w takim stanie nie będzie mógł sie skupić na lekcji.- Panie Riddle. Prosze odprowadzić Thindrela do skrzydła szpitalnego i wrócić na lekcje. Liczę na to, że zobaczę cię jeszcze po. Lekcji.- Powiedział znów surowym głosem i z akcentem Snape.
-Tak...Panie Profesorze.

-Ałć...- Zawył z bólu zakrwawiony chłopak.
-Coś sie stało? Robimy przerwę?- Zmartwionym głosem podszedł do okna pomagając Sandersowi usiąść.
-Dlaczego to robisz?
-Robie...co?
-No...pomagasz mi...ja...jestem nikim ja...
-Hej nie mów tak! Nie jesteś nikim. Jesteś kimś. Nie lubisz krzywdzić ludzi. To wielka zaleta. W tych czasach bardzo niewiele ludzi niestety ma serce.
-Skąd to wiesz?
-Ale co?
-To kim jestem. Jaki jestem i...
-Wiesz...Widzę to. Zawsze odmawiałeś znęcania sie nad pierwszakami nawet jeżeli ci sie dostawało. Nie chciałeś nikogo zabić. Lubie takich ludzi.
-Jak to? Przecież jesteś synem-
-Wiem czyim jestem synem. Ale to to nie ma znaczenia. Ważne, jaki jesteś w środku tak? Nauczyłem się tego od...eh miałem ją zabić i...nie ważne. Rozumiesz mnie? Nie jestem jak mój ojciec. Ani jak mój brat. Jestem lepszą osobą. Ty też taki jesteś.- Chłopcy uśmiechnęli sie do siebie.-
-Dzięki.

Lekcje się skończyły. Gdy każdy wyszedł już z klasy Profesor zamknął drzwi. Upewnił się, że nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby ich zobaczyć.
-Panie Riddle. Obserwuje Pana od dłuższego czasu. Jestem pod wrażeniem Pana odwagi i nienawiści do Ojca. Przedewszytskim do brata lecz to jest mało ważne.
-Tak Profesorze.
-Widzę, że jesteś gotów.
-Gotów na co?...- Duża szafa z różnymi eliksirami nagle zaczęła sie przesuwać, ukazując ścianę, która również zaczęła znikać. Za nie znajdowały się wąskie schody prowadzące w dół zamku. Tony zajrzał do środka. Ciemno. Nic nie widać. Snape wziął świece i zaczął schodzić pierwszy. Tony poszedł za nim a przejście automatycznie sie zamknęło.
Wreszcie dotarli do dziwnych drzwi. Snape otworzył je i wszedł do środka. Oczom Tony'ego ukazał sie mały pokoj. Było tam dużo półek z książkami, eliksirami i dużo przeróżnych gazet. Na środku pokoju stał duży stół. Pełno było na nim gratów. Obok stołu znajdowała sie tablica z jakimiś rozpiskami. Nagle ktoś z ukrycia rzucił w niego zaklęciem. Anthony w ostatniej chwili zdołał sie obronić. Uderzył plecami o ścianę a przed jego oczami stała nie kto inny jak Hermiona Granger. Miała na sobie podartą czarną szatę i potargane długie włosy. Tuż przy jego szyji trzymała różdżkę
-JAK TU WSZEDŁEŚ?! CZEGO TU SZUKASZ?!- Obok niej stanął Ron Weasley. Trzymał w ręku różdżkę.
-Uspokójcie się. On jest z nami- Powiedział spokojnym głosem Snape.
-Z nami? Przeciez to Tony Riddle. Syn Voldemorta i Bellatriks. Jak mamy sie uspokoić?- Powiedział szorstko Ron nie odrywając wzroku od chłopaka.
-On mówi prawdę! Ja naprawde-
-CICHO BĄDŹ! Informuje cie, że nie wyjdziesz stąd bez utraty pamięci.
-Hermiono mówiłem ci już, że kiedyś prawdopodobnie go tu przyprowadzę. Prosze go zostawić.- Po paru sekundach Ron opuścił różdżkę i oddalił sie.
-RON! Co ty robisz?!- Hermiona nadal nie ufała chłopcu.
-Skoro Snape go tu przyprowadził, to chyba warto mu zaufać. Nie sądzisz?- Nie odrywając od niego wzroku, 37- letnia Hermiona wreszcie ustąpiła.
-Ja...ja naprawde nienawidze swojego ojca. Gdyby nie Ginni...-
-Ginny? Czy ona...-zapytał drżącym głosem Ron.-
-Nie...żyje...
-Kto?
-Voldemort.
-No tak...-Cisza trwała przez kilkanaście sekund. Snape postanowił przerwać to irytujące napięcie.-
-No więc, Panie Riddle, Granger i Weasley. Odkryłem, że Sami Wiecie Kto ma nowe horkruksy. 3. Nowe horkryksy. Nie wiemy co to jest i będziemy ich szukali, a teraz mamy wielką pomoc. Riddle. Czy możemy ci zaufać?
-Oczywiś...
-Oczywiście, że nie!- Przerwała mu Hermiona. To syn czarnego pana! Napewno nas wyda!
-Wcale, że nie. Przyrzekam na życie, że nigdy was nie wydam i będę się starał pomóc, i poświecić dla was. Możecie mi zaufać.
-Mnie tam przekonał- Powiedział obojętnie Ron.-
-RON!
-No co? Snape nie przywlókł by nam byle kogo. Skoro tu jest, musimy mu zaufać. Nie mamy innego wyjścia niż wiara w to, że będziemy bezpieczni.
-Tak. Nie wydam was. Prosze daj mi szanse, nie zawiodę was.- Po chwili namysłu Granger w końcu TrOcHe zaufała Tony'emu.
-No więc...Czym są Horkruksy?

C.D.N

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The War Of Two WorldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz