I.Sometimes I need some time on my own

602 36 20
                                    

* tytuł jest fragmentem z tekstu piosenki November Rain Guns'n Roses, cytat na plakacie jest autorstwa Juliusza Cezara



I.Sometimes I need some time on my own

Drzwi zaskrzypiały cicho. Stanął w nich mężczyzna o zaniedbanych, ciemnych włosach i zabawnym wąsiku, który nadawałby jego twarzy wesołości, gdyby nie była ściągnięta w wyrazie troski. Stoi tam chwilę i patrzy przed siebie w jeden punkt pokoju, ze zmarszczonymi brwiami i smutkiem w oczach. Gdybyś odwróciła się, choć na chwilę, zrozumiałbyś, co takiego widzi tam ów mężczyzna. Ma na sobie ciemny płaszcz, wypłowiały, kiedyś granatowy lub czarny, teraz zaledwie szary i szatę koloru buro-brązowego. Przed chwilą wrócił z Londynu.

–Wróciłem z Londynu – stwierdza cicho.

Jakby to kogokolwiek obchodziło! Oni nie wrócą. Z Londynu, z Hogwartu, ani z nikąd indziej. Co mnie obchodzisz ty i...

–... grzyby...

Dociera do ciebie to jedno słowo. Grzyby? Byłeś na grzybach? Śmieszne. Jaki sens ma teraz chodzenie na grzyby?!

– Musisz coś zjeść.

Jest taki żałosny! Ona nic nie musi! Jest już dorosła. Jest dorosła i jest dziewicą. Bo On nie pozwolił jej tego stracić. Ale teraz nie ma już nic, nawet Jego. Pociągnął za sobą cały świat. On jeden, by zginąć, musiał zniszczyć wszystko, co kochała.

Odpierdol się Remus" – myślisz.

Ale nie mówisz nic.

Nie jesteś już małą Wiem – To – Wszystko. Jesteś prymuską. Jesteś Najzdolniejszą Czarownicą Stulecia. Jesteś kobietą. Jesteś aurorką. Jesteś dumną posiadaczką jednego z Orderów Merlina Pierwszej Klasy. Jesteś weteranką. Jesteś sławna.

Ale nie masz nic. I nic nie znaczysz.

Nie jesteś już grzeczną dziewczynką. Robiłaś takie rzeczy, które Hermionie Granger nigdy nie przyszłyby do głowy. Nie jesteś martwa, choć twojej egzystencji życiem też nazwać nie można. Kiedyś śmiałaś się z niebezpieczeństwa, teraz nie robi ono na tobie żadnego wrażenia. Kiedyś chciałaś żyć, teraz pragniesz czegoś zupełnie innego. Kiedyś kochałaś. Teraz jesteś jak wyschnięta studnia. Pusta i samotna.

– Hermiona...

Po co on tu jest?

A, tak. To jego dom.

To po co ona tu siedzi?

Bo nie ma, dokąd pójść.

– Hermiono...

Odwracasz wreszcie głowę od tego cholernego sufitu, który znasz już na pamięć.

Chyba bierze to za dobry znak, bo wyciąga do ciebie dłoń. Patrzysz na nią ze zdziwieniem, jakbyś nie rozumiała, dlaczego to robi, jakbyś widziała ją po raz pierwszy.

Kuca przy tobie i odgarnia ci włosy z twarzy. Są poplątane i nieświeże. Jednak on starannie i troskliwie układa je na poduszkach i głaszcze cię po głowie, jak małe dziecko. Nie jesteś już dzieckiem, denerwuje cię to, ale jesteś cierpliwa. Pozwalasz mu na to.

– Chodź coś zjeść.

Nie odpowiadasz, odwracasz tylko twarz w stronę okna.

– Przyniosę ci coś.

Tak stwierdza i z westchnieniem wychodzi.

Ptaki chyba już odleciały?

Po chwili wraca.

Po co?

A tak. Masz cos zjeść.

Zobaczymy.

Czujesz zapach grzybów.

Tych z lasu?!

Siada na brzegu łóżka. Chce pomóc ci wstać, ale ty się opierasz. Z westchnieniem podnosi się i podkłada ci pod głowę i plecy kilka poduszek. Układa twoją głowę prosto i mówi:

– Otwórz usta.

Bezmyślnie słuchasz go i zaraz czujesz już nie tylko zapach, ale i smak grzybów.

Po co?

Kiedy znów chce podać ci łyżkę z jedzeniem, odwracasz głowę. Już nie dasz się na to nabrać.

– Musisz jeść.

W jego głosie dźwięczą rozpacz i bezsilność.

Ty nic nie musisz. Jednak otwierasz posłusznie usta i zjadasz drugą porcję. I trzecią.

W końcu kiedyś był twoim nauczycielem.

Kiedy przy piątej stanowczo kręcisz głową, patrzy na ciebie tym swoim wzrokiem, który znasz już na pamięć, tak samo, jak sufit.

Odstawia talerz na podłogę i patrzy. Jeszcze nie ma dosyć?

Patrzy uważnie, cierpliwie i smutno. Gdybyś tylko miała trochę serca, rozpadłoby się na kawałki. Jednak ty jesteś taka z wyboru. A kiedyś byłaś inna.

Ale kiedyś miałaś wszystko, a teraz nie masz nic.

Błąd! Masz ten pokój i talerz grzybów. Z lasu. I żałosnego byłego profesora - wilkołaka Lupina. Kiedyś gotowa byłaś oddać życie za innych, teraz oddałabyś wszystkich za śmierć. Ale nie masz już prawie kogo.

Wreszcie zasypiasz.

Tak wygląda każdy wasz dzień. On rankiem wychodzi do pracy, przynosząc ci wcześniej śniadanie i wmuszając w ciebie kilka kęsów chleba i łyk herbaty. Zanosi cię też do łazienki i stoi pod drzwiami, gdybyś go zawołała, gdyby coś się stało. Ale ty nigdy nie wołasz, nawet, gdy coś się dzieje. Wreszcie sam otwiera drzwi i, starając się nie patrzyć, owija w ręcznik twoje wychudzone zwłoki. Odkłada cię do łóżka, jak szmacianą lalkę. Wychodzi.

Potem wraca, robi obiad. I znów męczy cię swoją osobą i jedzeniem. Nie wiesz, co on robi, co dzieje się w jego życiu. To nie ma już dla ciebie znaczenia. Chyba większość czasu spędza w pracy, w kuchni i w tym pokoju, w tobą. Jaki to ma sens?

Kiedyś martwiłaś się o wszystkich i wszystko, teraz gdy już nie masz się o co martwić, nic nie jest dla ciebie ważne. Teraz on martwi się o ciebie.

Tak samo, jak z obiadem i śniadaniem, jest z kolacją. A potem on przynosi ci eliksir nasenny, który dostaje od Snape'a.

Kiedy się budzisz, nadal siedzi w fotelu, koło twojego łóżka i patrzy na ciebie tym swoim wzrokiem. Znasz go na pamięć, jak sufit nad głową. 

Niewymowna - Remione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz