Chapter Forty

1.3K 94 13
                                    

Mennica Narodowa, dzień końca napadu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mennica Narodowa, dzień końca napadu.

Wszystko się skomplikowało jeszcze bardziej, jeśli tak się w ogóle dało. Miałam już dość marzyłam by wyjść już z tej przeklętej Mennicy.

—Otwórzcie drzwi albo go zastrzelę!—szaleńczy krzyk Arturo przeraził Moskwe. Zakładnicy postanowili się zbuntować ponownie. Niczego się nie nauczyli. Oczywiście liderem był nie kto inny niż Arturo Román. Nie wiem jak, ale zdołali podmienić broń Denver'a na atrapę, a sami wzięli prawdziwą. A teraz Arturito przykłada pistolet do głowy Denver'a. Staliśmy przed nimi, a każdy z nas miał karabin wycelować prosto w niego.

—Arturito jeżeli mnie zmusisz zabije Cię.—powiedziałam zdenerwowana, zbliżaliśmy się ku końcowi, a on tylko utrudniał. Jeżeli bym go zabiła to chyba nie zrobiłoby dużej różnicy. I tak plan Sergio nie wygląda tak jak miał wyglądać. Rozlała się już krew, więc trochę więcej chyba nie zaszkodzi.

—Ty mnie? To ja mam spluwę przy jego głowie.—z pewnością to nie był ten sam człowiek co kilka dni temu. Wiedziałam, że był zdolny by pociągnąć za spust, ale obiecałam, że nikt już więcej nie zginie i jeżeli będę musiała go zabić to to zrobię.

—Mamy karabiny, kula doleci do ciebie w mniej niż sekundę.—udawałam obojętną, ale trudno patrzyło mi się na Moskwę, który miał przerażenie wypisane na twarzy i łzy w oczach.

—Otwierać drzwi! Liczę do trzech. Jeden...Dwa...Trzy.—w tym momencie nacisnęłam za spust, po Mennicy rozszedł się krzyk dyrektora oraz zakładników. Mężczyzna padł na podłogę, a Denver od razu zabrał mu broń.

—Ty pieprzna suko. Zabije Cię.—krzyczał i płakał jednocześnie, ściskając swoje udo. Zaśmiałam się ochryple.

—Mówiłam, że strzele. Ciesz się, że nie dostałeś między oczy.—widziałam lekki szok na twarzy Nairobi i Rio. Nie mogłam jednak postąpić inaczej. Denver był jednym z nas, mimo że nie przeszkodził Tokio kiedy chciała mnie zabić, dalej był częścią zespołu.

—Mónica, kochanie. Pomóż mi.—zapłakał, ale kobieta mimo, że miała wymalowane przerażenie na twarzy nie ruszyła się o krok. Zdziwiłam się lekko, wiedziałam, że coś ją łączy z Denver'em, ale nie, że do tego stopnia.

Mónica Gaztambide podpisała właśnie na siebie wyrok. Zakładnicy spojrzeli na nią tak samo jak patrzą na nas. Ze strachem i z obrzydzeniem. Myśleli, że stała się jedną z nas.

—Powiem wam tyle, starałam się być miła. Dostawaliście jedzenie, mogliście odpocząć, ale woleliście się sprzeciwiać. Teraz zmienimy taktykę. Nie będzie już obiadków i snu. Za każde przewinienie będziecie torturowani. Od teraz każdy będzie bez przerwy kopał tunel, bez snu, bez jedzenia. Jeżeli pozdychacie, to nie będzie już nasza wina, tylko wasza.—powiedziałam z nienawiścią w głosie i z karabinem wymierzonym w sufit zaczęłam do nich podchodzić. Niewdzięczni głupcy. Kobiety zaczęły płakać i się trząść.—A teraz ustawić się w szeregu na środku. Już!

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz