W obliczu lustra

1.3K 114 27
                                    

Budząc się powoli, Harry czuł, że coś jest nie tak. Składało się na to wiele elementów. Pierwszym z nich był fakt, że na jego zamknięte powieki padało światło słoneczne, którego nie powinno tam być. W szkolnym akademiku zawsze dbał, aby na noc zaciągać kotary wokół swojego łóżka, a w domu rodzinnym jego okno skierowane było na północ, więc promienie nie miały prawo go obudzić. Było to bardzo irytujące uczucie ataku na jego wrażliwe oczy i sprawiało, że jego skrzydła drgały nerwowo pod nim, co także nie było normalne. Leżąc na plecach, czuł dwie pary obok swojej głowy i dwie kolejne rozłożone wzdłuż nóg. Kładąc się spać, starał się składać skrzydła ku dołowi w taki, aby nie było ich widać, gdy przykryje się kołdrą. Poza tym najczęściej zakładał koszulę nocną, która powinna uniemożliwić rozłożenie się w taki sposób. Więc pozostawanie w tak otwartej pozycji, wydawało się niepokojące i sprawiało, że nastolatek czuł się niemal bezbronny. W połączeniu z obcym zapachem czegoś chemicznego wokół i zbyt odmienną fakturą pościeli niż był przyzwyczajony, powinien od razu stać się całkowicie obudzony. Niestety nie wiadomo czemu, czarnowłosy czuł się całkowicie wyczerpany i nie miał nawet siły odwrócić głowy od irytującego światła. Wspomnienia z wczorajszego dnia, jak na złość nie chciały wynurzyć się z plątaniny myśli i podsunąć jakichkolwiek podpowiedzi. Więc z braku wskazówek w tej niecodziennej sytuacji, nawet jeśli dopiero, co się obudził, już czuł się wyczerpany psychicznie. Nie chcąc poddać się swojemu zmęczeniu, nastolatek walczył o otwarcie oczu, doskonale wiedząc, że nawet lekkie otwarcie powiek podrażni jego oczy. Ale ta świadomość nie powstrzymała go. Musiał dowiedzieć się gdzie jest i dlaczego znalazł się w tak bezbronnym stanie. Harry'emu w końcu udało się unieść ciężkie powieki, ale tak jak przewidział, od razu oślepiło go światło. Łzy zebrały się na wrażliwym białku, łagodząc lekko ból, choć nadal pozostawało okropne wrażenie piasku pod powiekami. Po minucie lub dwóch, czarnowłosy mógł wreszcie rozejrzeć się po pokoju, w którym się znalazł.

Wtedy przerażenie zaległo ciężko w jego żołądku.

Nie był w żadnym ze znanych sobie miejsc. I to nie było najgorsze. Styl pomieszczenia, bogactwo, które niemal wylewało się z wystroju, a przynajmniej z części, którą siedemnastolatek widział bez obracania głową, sprawiały, że wszystko wydawało się nierealne. Zdobienia na szafkach, perłowo-marmurowy styl mebli zestawiony z ciemnymi ścianami, a to wszystko przeplatane czymś, co wyglądało na zielony jedwab. Wszystko było sterylne i dopasowane do siebie tak dokładnie, jakby nikt tu nigdy nie mieszkał. Nie pasowało to ani do Hogwartu, ani do jego pokoju, a tym bardziej do domu którego któregokolwiek z jego znajomych. I oczywiście jako Potter miał do dyspozycji duży skarbiec, ale nie był on na tyle pełen złota, by pozwolić sobie na taki wystrój. Żaden z jego przyjaciół, choć także pochodzili ze starych rodów, nie nabyłby tak ekstrawaganckich mebli do sypialni. Wywoływało strach u zielonookiego, ponieważ nie miał pojęcia, gdzie mógł się znajdować i nie miał sił, aby uciec. Nawet teraz, mimo że nastolatek prawie wcale się nie poruszył czuł, jak ogarnia go senność, a powieki chcą po raz kolejny przysłonić mu widok. Był też mały pozytyw, ponieważ przypominał sobie powoli, co działo się poprzedniego dnia. Pamiętał wyraźnie początek Ceremonii, później były przydziały... dalej miga wizerunek Władcy, a następnie rozmazany ciąg obrazów, których jego zmęczony umysł nie był w stanie przeanalizować.

Z westchnieniem czarnowłosy zamknął oczy, wiedząc, że dalsza walka na nic się nie zda. Musiał jeszcze odpocząć, zanim uda mu się wstać. I może nie podobała mu się ta sytuacja, ale niestety nie miał innych opcji. Idealna cisza w pokoju ułatwiała zasypianie przy jego zmęczeniu. Nim się zorientował, coraz bardziej opływał do krainy snów. Najpewniej zasnąłby, gdyby z półsnu nie wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Harry mimowolnie się spiął i starał się otworzyć oczy, ale tym razem nie było na to szans. Pozostając ślepy, leżał w cichej panice, czekając półświadomie na to, co się wydarzy. Do lekkiego skrzypienia drzwi dołączył odgłos kroków, stukających miarowo o wypolerowane panele. Osoba zatrzymała się tuż obok łóżka, a po chwili materac ugiął się pod nowym ciężarem. W powietrzu pojawiło się napięcie, a następnie Harry poczuł palce niepewnie prześlizgujące się przez jego włosy. Nie był to stanowczy gest, bardziej lekkie muśnięcia. To prawie tak, jakby druga osoba nie chciała go skrzywdzić.

Szept skrzydełWhere stories live. Discover now