Rozdział I. ,,Szlama siedziała, a ja stałem!"

72 6 47
                                    

- Ale jak to nie możemy wysyłać uczniów do Zakazanego Lasu?! Jak ja mam egzekwować prawo? - zawołał oburzony blondyn w zielono-srebrnym szaliku Slytherinu, który tak jak ja został mianowany w tym roku prefektem. Jechaliśmy do Hogwartu pociągiem, a nauczyciele tłumaczyli nam, jakie dodatkowe prawa i obowiązki wiążą się z tym znamienitym tytułem. Prawdę mówiąc, interesowała mnie tylko łazienka.

- Za dużo było skarg rodziców na to, że ich dzieci nie wracały - odparła mu spokojnie opiekunka Ravenclaw - pani Wright. Najwidoczniej takie pytania nie robiły już na niej wrażenia.

- A czy uzyskamy dostęp do działu ksiąg zakazanych? - korzystając z chwili milczenia, która zapadła po wypowiedzi pani Wright, zapytał siedzący obok mnie Simon, bawiąc się niebieską odznaką z literą ,,P".

- Nie - odpowiedziała krótko pani Mowhrinney, której nazwiska nikt nie potrafił poprawnie wymówić, więc mówiliśmy na nią pani Mow.

- Szkoda, też na to liczyłam - przyznałam, odrywając się myślami od czekających mnie długich kąpieli w słynnej łazience prefektów.

- Cóż za niewdzięczność! - wykrzyknęła pani Mow. - Z przywilejów powinna wam wystarczyć łazienka! Dasz palec, a wezmą całą rękę! - Z emocji potrząsnęła głową, aż zatrzęsła się jej misterna fryzura zbudowana z rudych loków.

Dyplomatycznie postanowiłam nie odzywać się już więcej i powróciłam do myśli o łazience, wyglądając przez okno. Przejeżdżaliśmy przez monotonny krajobraz złożony z pól, pól, nielicznych drzew, pól i od czasu do czasu jakiejś wioski. Teraz akurat widać było tylko pola. Za to pogoda była piękna! Lał ulewny deszcz, a jego strugi wartko spływały po szybie pociągu. Kiedy wybrana przeze mnie kropla zbliżała się do wygranej wyścigu w dół okna, a ja rozmyślałam nad tym jakiego koloru marmury są w łazience prefektów, Simon delikatnie szturchnął mnie w bok, sygnalizując, że spotkanie z nauczycielami dobiegło już końca i czas wyjść z przedziału. Wstałam więc posłusznie i skierowałam się do drzwi za nim i Agathą (naszą wspólną przyjaciółką, która została mianowana prefektem Hufflepuffu), ale nowy prefekt Slytherinu złapał mnie za rękaw mojej (jakże praktycznej w takich sytuacjach) szaty i obrócił do siebie.

- Słowo daję, byłem przekonany, że będziemy mogli wysyłać uczniów do Lasu! Brat mi mówił, że zawsze tak robił z pierwszakami - pożalił się ze skargą w głosie.

- Słyszałeś, za dużo nie wracało żywych - przewróciłam oczami.

- Tym lepiej!

- Fakt, Ziemia jest przeludniona.

- Dokładnie. Albo to, albo potrzebujemy nowej plagi.

- Nowa plaga zdecydowanie się przyda. Ale jakiś zjadliwy niech będzie ten wirus tym razem.

- Martha, idziesz? - zawołał mnie stojący w drzwiach Simon. Widocznie wyczuł ryzyko, że Arthur może pójść i usiąść w przedziale z nami, jeśli dłużej porozmawiamy. Cóż, delikatnie mówiąc, nie przepadał za nim i starał się ograniczać ilość czasu spędzanego w tym samym pokoju co on do minimum. A to, biorąc pod uwagę fakt, iż Arthur i ja się przyjaźniliśmy, nie było łatwe.

Posłałam Arthurowi przepraszające spojrzenie, po czym odwróciłam się i podążyłam za Simonem i Agathą wzdłuż korytarza do przedziału, gdzie siedziała reszta naszych wspólnych znajomych. Gdyby chodziło tylko o niego, nie widziałabym zbytniego powodu, by zostawić Ślizgona samego, ale Simon nie był jedynym członkiem naszej grupy towarzyskiej (zwanej przez nas samych Plebsem w opozycji do przytłaczającej większości uczniów Hogwartu, którą określaliśmy mianem Elity) żywiącym doń głęboką nienawiść, a lepiej jednak żeby wszyscy przeżyli dojazd do szkoły. Potem niech się dzieje, co chce, może i jestem prefektem, ale nie zamierzam nikogo pilnować. Mi chodzi tylko o łazienkę.

Ułańska FantazjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz